„Nie lansuję się na chorobie!”, Anna Puślecka odpiera ataki hejterów
Czy spodziewała się złośliwych komentarzy? Czy się nimi przejmuje?
Z Anną Puślecką spotykamy się w jednej z warszawskich restauracji. Ekspert mody, dziennikarka i dyrektor kreatywna KTW Fashion Week przychodzi w wielkim kapeluszu i okularach przeciwsłonecznych. Kapelusz odwraca uwagę od jej łysej głowy. Anna nie ma włosów, bo wypadły jej w wyniku chemioterapii. W kwietniu tego roku okazało się, że choruje na zaawansowanego raka piersi. Postanowiła nie ukrywać tego, że jest chora, zwłaszcza, że szybko przekonała się, że jest to prawie niemożliwe. Choć na początku bała się, że nikt nie będzie chciał z nią pracować, że przestanie otrzymywać zlecenia. Anna jest wolnym strzelcem działającym w branży mody i martwiła się, że może ją spotkać to co wiele piszących do niej kobiet, które w wyniku choroby były porzucane przez partnerów, a nawet wyrzucane z pracy. A potem okazało się, że musi walczyć nie tylko o zdrowie, ale o lek. Postanowiła głośno mówić o tym co ją spotkało. I oprócz ogromnego wsparcia spadł na nią hejt.
Nie bałaś się, że zamiast propozycji współpracy spadnie na Ciebie, jak na Joannę Górską z Polsatu, hejt, że lansujesz się na chorobie?
W mediach pracuję 23 lata, w telewizji przepracowałam 17 lat jako producentka i prezenterka programów. Nadal funkcjonuję w przestrzeni publicznej, więc lansem tego nazywać nie można. Może to jest też moment, żeby wrócić do pracy w telewizji? Na początku myślałam, że w ogóle nikomu nic nie powiem, poddam się leczeniu i normalnie wrócę do pracy. Ale szybko przekonałam się, że choroby nowotworowej nie da się ukryć. Niektórzy tyją, niektórzy chudną, większości w wyniku chemii wypadają włosy, więc pokazałam, że jestem chora, ale się nie daję. Na moim Instagramie oczywiście też pojawiły się komentarze w stylu: „O! Kolejna celebrytka choruje! I co z tego?”. A ja powiem tak: może moje wołania zostaną wysłuchane i nagłośnione i może ja i inne kobiety dzięki temu dostaniemy lek za darmo? Jestem osobą publiczną i wykorzystuję siłę mediów nie tylko w swojej sprawie. I jeśli nawet byłabym zmuszona zbierać pieniądze na swoje leczenie, to one nie trafiłyby na moje prywatne konto, tylko na konto Fundacji Alivia, której od niedawna jestem podopieczną. Tak jak Kora zresztą była. A jeśli nie wykorzystam tych środków, to trafią one na rzecz kobiet w podobnym do mnie położeniu.
(…)
Czy to prawda, że ludzie boją się obcowania z osobami chorymi?
Pisze do mnie wiele kobiet, które z tego powodu zostały opuszczone przez partnerów albo nawet wyrzucone z pracy, odsunęła się od nich rodzina. Na nowotworach, ale w ogóle na chorobach przewlekłych ciąży piętno społecznego wykluczenia. Mam to szczęście, że mnie to nie spotkało. Mam wsparcie
partnera, rodziny i przyjaciół, spełniam się zawodowo. Moi partnerzy biznesowi czy osoby, z którymi współpracuje, nie zrobili „tematu” z mojej choroby. Ludzie wiedzą, że jestem „solidną firmą”, że można na mnie polegać. To bardziej ja martwiłam się, czy dam radę. Daję!
Zakładając czarny scenariusz, że nie masz siły pracować...
Obecnie bardzo dobrze się czuje, na 100 procent moich możliwości. Mówię, że zdiagnozowano u mnie nowotwór, ale ponieważ samopoczucie jest OK, to myślę, że jestem zdrowa! Mam rodzinę, trochę odłożonych pieniędzy, więc na razie nie martwię się. Staram się nie myśleć o mojej sytuacji jak o chorobie.
Oriana Fallaci też chorowała na raka i mówiła o nim „obcy”, a my od początku mówimy „to”.
Ona nawet zrezygnowała z leczenia, bo musiała dokończyć książkę. Ja takich pomysłów nie mam. Ale mówić o nowotworze „obcy”? Nie, przecież to jest coć, co stworzyło twoje ciało!