Był drugim Polakiem po Bernardzie Ładyszu, który dostąpił niesamowitego zaszczytu. Ten występ otworzył przed nim nowe drzwi
„To były wielkie emocje”, opowiada Jakub Józef Orliński

Cieszy się ogromną popularnością na całym świecie. Występy Jakuba Józefa Orlińskiego to prawdziwa muzyczna uczta. Zdarza się, że podczas występów nakłania publiczność do wspólnego śpiewania. "Na moich koncertach ludzie wstają, krzyczą, reagują żywiołowo i dzięki temu są ze mną w tym przedstawieniu. A ja jako artysta uczę się kierować ich atencją. Wiem, jak to zrobić", opowiada Katarzynie Piątkowskiej światowej sławy kontratenor. Jakub Józef Orliński wie, jak porwać za sobą tłumy.
"Dzisiaj wiem, że umiejętność wzbudzenia emocji w słuchaczach jest ważniejsza niż perfekcyjna wymowa czy idealne dźwięki. Tego można się nauczyć, charyzmy nie da rady. Trzeba ją wykrzesać, wydobyć, wykopać", opowiada. W nowym wywiadzie VIVY! opowiedział o występie podczas otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu. Jak do niego doszło?
TYLKO W VIVIE!: Jakub Józef Orliński o muzyce i występie na otwarciu igrzysk olimpijskich w Paryżu
Jakub Józef Orliński: W moim zawodzie jest tak, że często śpiewacy są wyuczeni pewnych schematów. Na przykład, jeśli śpiewają coś smutno, to zawsze rączka leci do serca. Uważam, że to są tandetne gesty. Jestem zwolennikiem improwizacji. Lubię pójść za tym, co dzieje się tu i teraz. Jeśli chcę na scenie przemieścić się w prawo, to idę w prawo, nawet jeśli wyuczyłem się, że podczas tej arii powinienem iść w lewo. Dla widza takie małe zmiany nie mają pewnie znaczenia, ale mają dla mnie, bo ja dokładnie wiem, co chcę publiczności przekazać. Są oczywiście punkty zawieszenia, kluczowe dla orkiestry i niezmienialne, żeby wiedzieli, co będzie dalej. W „#LetsBaRock” bardzo dużo improwizujemy. Ten tytuł jest przewrotny, bo nie chodzi tylko o rock’n’roll, ale o „let’s rock”, zachętę do zabawy muzyką barokową.
– A o muzyce klasycznej często mówi się „poważna”.
Dlatego unikam tego sformułowania, po którym natychmiast następuje skojarzenie: „bądźmy sztywni”. Oczywiście zdarzało mi się śpiewać, będąc wystrojonym w smoking, który od razu powodował nawet inną postawę, poważną taką, sztywną, bo czułem, że już bardziej elegancko być nie może. Ubiór ma znaczenie i taki smoking podkreśla powagę sytuacji. Ale mi zależy na tym, żeby muzyce klasycznej przywrócić blask tamtych lat. Kiedy Chopin, Schubert czy Karłowicz spotykali się na salonach, grali sobie, gawędzili i nie byli smutni i poważni. Owszem, nosili te swoje fraczki, ale to nie wywoływało poczucia niedostępności, bo wszyscy tak chodzili ubrani. Dzisiaj muzyka klasyczna wydaje się nieprzystępna, a taka nie jest. Wydaje mi się, że nasze czasy zabiły przyjemność z przeżywania czegoś naprawdę. Na przykład jesteś w teatrze, coś cię rozśmieszyło i próbujesz się powstrzymać, bo nie wypada roześmiać się w głos. Ja jadę z tematem ostro. Uważam, że jeśli ktoś czuje, że musi się roześmiać, niech się roześmieje. Jestem wyszkolony, by nie przerwać śpiewania tylko z tego powodu, że ktoś w czwartym rzędzie za głośno westchnął albo chlipnął, bo się wzruszył. Na moich koncertach ludzie wstają, krzyczą, reagują żywiołowo i dzięki temu są ze mną w tym przedstawieniu. A ja jako artysta uczę się kierować ich atencją. Wiem, jak to zrobić. [...]
– Zawsze jesteś otoczony ludźmi, na samotność nie narzekasz?
Czasem potrzebuję pobyć sam. I wtedy jest to mój świadomy wybór. Wiesz, przyszło mi do głowy, co jest moją porażką.
– Co?
To, że znajomi zaczynają mnie skreślać.
– To porażka czy raczej cena za bycie znanym na całym świecie śpiewakiem?
To porażka, której podłoże rozumiem. Mnie prawie nigdy nie ma. Ale ostatnio byłem, a przyjaciele spotkali się beze mnie, bo nie wiedzieli, że jestem. Było mi przykro, jednak nie mogę od nich oczekiwać, że będą z zapartym tchem śledzili mój kalendarz. Nie wszystko kręci się wokół mnie. Mnie nie ma, a życie przecież toczy się swoim rytmem. Dlatego chcę więcej być w domu, żeby być dla moich bliskich. Nauczyłem się mądrzej układać swój kalendarz. Dobra, przyznam się… staram się, ale nie zawsze mi wychodzi.
– To zapewne po Twoim występie na otwarciu igrzysk olimpijskich.
Faktycznie, otworzyły się przede mną różne nowe drzwi.
– Nie gniewaj się, ale już chyba nigdy nie powtórzy się sytuacja, kiedy śpiewasz przed milionami ludzi naraz.
Raczej nie ma na to szans. Dlatego tym bardziej cieszę się, że mogłem tego wszystkiego doświadczyć. Nasze występy, nie tylko mój, ale wszystkich artystów, do samego końca były okryte tajemnicą. Nawet rodzice i chłopaki z ekipy nie wiedzieli, co ma się wydarzyć. Zadzwoniłem tylko do nich i powiedziałem, że mój utwór prawdopodobnie będzie zagrany na otwarciu i żeby koniecznie oglądali. Wszyscy byli w szoku.
– Długo starałeś się o ten występ?
Mój menedżer kilka miesięcy pisał do organizatorów, a gdy w końcu dostał odpowiedź, brzmiała ona: „Wspaniale! Myśleliśmy o zaproszeniu Jakuba Józefa Orlińskiego na to wydarzenie”. Byłem drugim Polakiem po Bernardzie Ładyszu, który miał tak niesamowitą możliwość. To były wielkie emocje. Zwłaszcza w tym momencie, kiedy o mały włos nie wylądowałem w Sekwanie, bo było tak ślisko.
– Deszcz pokrzyżował plany.
Zależy, jak do tego podejść. Ja czułem, że deszcz sprawił, że było i pięknie, i dramatycznie. Po prostu jak w operze.
Za pomoc w realizacji sesji dziękujemy Teatrowi Wielkiemu – Operze Narodowej w Warszawie.
__________________________
Cały wywiad w nowym wydaniu VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 27 marca 2025 roku.
Za pomoc w realizacji sesji dziękujemy Teatrowi Wielkiemu – Operze Narodowej w Warszawie.
Album Jakuba Józefa Orlińskiego „Gluck: Orfeo & Euridice” ukazał się w 2024 roku, wyd. Erato.
TYLKO W VIVIE!: Jakub Józef Orliński ujawnił prawdę o partnerce. Smutne wieści dla wszystkich fanek artysty


Zobacz także
Galeria
Pokazywanie elementów od 1 do 3 z 12
Akcje
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 17
Fale, tafla, zwiększona objętość. Air Wand to domowy stylista włosów!
Współpraca reklamowa