Reklama

Ich dzieciństwo skończyło się, gdy ojciec zbankrutował, a matka wyjechała z kraju. Byli na dobrej drodze, by przegrać życie. Na szczęście Greg i Rafał Collins wyemigrowali do Londynu i tam zbudowali wszystko od nowa. Ich program „Odjazdowe bryki braci Collins” szybko stał się hitem. Jakimi są braćmi, ojcami i jak rozliczyli się z traumatycznym dzieciństwem?

Reklama

Fragment wywiadu z Braćmi Collins - VIVA! 08/2020

Nie mieli w życiu łatwo. Matka zostawiła ich, gdy Greg miał 13, a Rafał 10 lat. „Pożegnałem ją w maju 2000 roku. Wsiadła do pociągu z Legnicy do Wrocławia i tyle ją widziałem”, opowiada Greg. A Rafał dodaje: „My nie mamy matki! Wyjechała do Włoch, do pracy i nigdy się już nie odezwała”. Zostali z ojcem, który nie poradził sobie z tym, że jego firma zbankrutowała. Nawet próbował odebrać sobie życie. Na oczach dzieci. „Mówi się, że z im wyższego konia spadasz, tym trudniej się podnieść. To o nim. Na koniec dopadła go legnicka mafia. Całkiem się załamał… Wiemy, że babcia wzięła pożyczkę z banku, żeby mu pomóc, ale narobiła tylko kolejnych problemów”, wspomina dzieciństwo Greg. Rafał opowiada, że zdarzało się, że brakowało pieniędzy nawet na jedzenie. Choć mieli po kilkanaście lat, sami musieli się o siebie zatroszczyć. Greg zrozumiał, że to szybka droga, by na lata trafić do więzienia, wyjechał do Londynu. Miał 17 lat. Wkrótce dołączył do niego Rafał. Założyli firmę, zaczęli występować w telewizji, a potem poznała ich cała Polska. „Program »Odjazdowe bryki braci Collins« był dla nas trampoliną, ale nie ukrywamy, że teraz chcemy spróbować czegoś innego”, opowiadają Rafał i Greg Collins, kiedyś Rafał i Grzegorz Chmielewscy. „Wszyscy nas pytają, dlaczego zmieniliśmy nazwisko. Po pierwsze, chcieliśmy odciąć się od przeszłości. Po drugie, łatwiej jest za granicą funkcjonować jako Collins. A dlaczego Collins? Też jest na C”, żartują.
Spotykamy się w ich warszawskiej restauracji Fuego – Bar & Grill by bracia Collins. Opowiadają o tym, jak udało im się wyrwać z Legnicy, jak zbudowali firmę, jak trafili do telewizji i dlaczego napisali książkę „(nie)Odjazdowe życie braci Collins”.

Widzowie myślą, że jesteście lanserami z drogimi zegarkami na rękach i w luksusowych samochodach.

Greg: Myślą też, że wszystko spadło nam z nieba, że coś dostaliśmy od rodziców. A wszystko, co mamy, zawdzięczamy tylko i wyłącznie naszej ciężkiej pracy i, tak jak wspomniałem, ludziom, bez których pomocy nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy.
Rafał: Dlatego zdecydowaliśmy się opowiedzieć o naszych początkach. Najpierw w „Ameryce Express”, teraz w książce „(nie)Odjazdowe życie braci Collins”. Chcemy odczarować mit „braci Collins”.
Greg: Mamy dosyć czytania i słuchania o sobie nieprawdziwych historii. Chcemy też, żeby ludzie zobaczyli, że spieprzone dzieciństwo nie stoi na przeszkodzie do osiągnięcia sukcesu.

Ta książka jest dla Was katharsis?

Rafał: Dla mnie tak. Ale myślałem, że to będzie prostsza sprawa. Przecież miałem tylko opisać nasze życie, a wróciłem w najciemniejsze momenty, o których dawno zapomniałem.

Udało Ci się zapomnieć o tak trudnych chwilach?!

Rafał: Do tego stopnia, że pisząc, myślałem: Ale oni mieli przerąbane w życiu! Tak bardzo udało mi się odciąć od wszystkiego, co było, że zacząłem myśleć o nas w trzeciej osobie.

Po co się więc w tym grzebałeś?

Rafał: Chcę odciąć się od tego ostatecznie.

Gdy książka się ukaże, długo się nie odetniecie.

Rafał: Chwilę będzie głośno, potem przycichnie, a ja do końca życia będę miał spokój, bo wszystko z siebie wyrzuciłem.
Greg: Dobrze, że Rafał pisał tę książkę, bo gdybym ja to zrobił… Sylwia, jego narzeczona, powiedziała, że zazwyczaj ludzie koloryzują, a my musimy łagodzić. Nie chodziło nam o to, żeby ludzie bili nam brawo i litowali się nad nami, bo mieliśmy w życiu źle. Inni też mają źle. Ale nasza historia pokazuje, że życie nie musi skończyć się na ławce pod blokiem z piwkiem w ręku.
Rafał: To, że na niej nie wylądowaliśmy, zawdzięczamy choćby Julce, która tu z nami teraz siedzi. Grzesiek w bardzo młodym wieku został ojcem. Przestał mieć w głowie fiu-bździu. Stał się odpowiedzialny. To było dla niego duże wyzwanie – miał 20 lat, a w Anglii mieszkał dopiero od kilku.

Wasze wspomnienia z dzieciństwa są wstrząsające.

Rafał: Niestety, wiemy, jak to jest nie mieć zupełnie nic.
Greg: Wychowywaliśmy się bez rodziców. Wiemy, co to znaczy być głodnym. Zdarzało się, że żeby zdobyć jedzenie, musieliśmy robić rzeczy, z których nie jesteśmy dumni. Kiedyś podbiegłem do chłopaka na ulicy, wyrwałem mu z ręki pączka i zjadłem. Nie ma się czym chwalić, to było złe. Jeśli ten człowiek przeczyta ten wywiad, niech się do mnie zgłosi. Odkupię mu tego pączka. Bardzo trudno jest wyjaśnić komuś, kto nigdy nie doświadczył tego co my, jak to jest nie mieć co jeść. Tłumaczę to mojej córce Julii. I wiesz co? Ona patrzy na mnie, słucha i nie rozumie. Dlatego że wszystko, co jest potrzebne do życia i do szczęścia, ona ma. Staram się, żeby niczego jej nie zabrakło.

Jakie mieliście marzenia?

Rafał: Ja marzyłem, żeby urosnąć. Niestety, to marzenie się nie spełniło (śmiech). Ale tak naprawdę nie mieliśmy marzeń. A jeśli już, to bardzo przyziemne. Żeby mieć co zjeść…
Greg: …żeby nas policja nie zgarnęła, żeby dobrze sprzedać telefon, żeby matka się do nas odezwała, żeby ojciec się nie targnął na swoje życie. Podstawy codzienności…
Rafał: Greg! To nie są podstawy codzienności dzieciaków!
Greg: Ale tak było. O takich rzeczach myśleliśmy, gdy się budziliśmy rano. Nie my jedni mieliśmy ciężko. Takich dzieciaków jak my były i są tysiące. Miałem nawet wyrok w zawieszeniu. Na szczęście nie przekroczyłem tej linii, za którą moje życie mogło pójść naprawdę w złym kierunku. Musiałem jednak wyjechać z Legnicy. Wiedziałem, że jeśli tam zostanę, skończę w więzieniu. Uciekłem więc do Londynu.
Rafał: Nie chcieliśmy tak żyć, ale nie mieliśmy żadnych perspektyw. Miałem 13 lat i zgłosiłem się do hufca pracy, żeby zarobić jakieś pieniądze na jedzenie. I wiesz co? Nie przyjęli mnie, bo byłem za mały. Szukałem jakichś alternatywnych sposobów na zarobienie kasy, chodziłem nawet na truskawki, ale… uwierz, jak człowiek jest głodny, zrobi wszystko, żeby nie być. To się ciągnęło latami. W domu nie było miłości, za to była agresja. Nauczyłem się odpowiadać na nią agresją, bo niczego innego nie znałem.

Nie było nikogo, kto mógłby Wam pomóc?

Greg: Mieliśmy i mamy – babcię i ciocię, mamę i siostrę naszego ojca.
Rafał: Problem polega na tym, że ciocia większość czasu mieszkała za granicą, a babcia miała męża, naszego przyszywanego dziadka, który potrafił jej zrobić piekielną awanturę za to, że poczęstowała nas jajecznicą w niedzielę.
Greg: On nie miał swoich dzieci i nie lubił się dzielić niczym. Nie do końca akceptował sytuację, że babcia karmi swoje głodne wnuki.
Rafał: Ja bym obce dziecko nakarmił, a co dopiero z rodziny. Mam wielki żal do wszystkich, którzy nam wtedy nie pomogli. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby tego nie zrobić?!
Greg: A ja nie mam żalu. Ich sprawa.
Rafał: Jesteś bardziej wyrozumiały ode mnie.
Greg: Przecież nie chodziliśmy z wielkim banerem nad głową, że nam się źle dzieje. Może nasza rodzina się tym nie przejmowała, a może nie do końca wiedziała.
Rafał: Najwyraźniej jestem bardziej kategoryczny. Nie było ich, kiedy najbardziej ich potrzebowaliśmy, dlatego moje drzwi zawsze zostaną dla nich zamknięte.
Greg: Ale moje też już są zamknięte. Zwłaszcza że gdy już stanęliśmy na nogi, wszyscy nagle sobie o nas przypomnieli. A ja jestem ufny i wiele razy zaufałem złym osobom. Szybko też wybaczam i zapominam złe rzeczy. A ludzie nie mają skrupułów. Kiedyś pomogłem komuś z naszej dalszej rodziny. Ale nie dość że zostałem oszukany, to jeszcze mnie na koniec szantażowano. Nie będę nadstawiał drugiego policzka. W Anglii jest takie powiedzenie: „Oszukacie mnie raz, wstydźcie się, oszukacie mnie drugi raz, ja się będę wstydził”. Odcięliśmy się od nich. To są źli ludzie.
Rafał: Oprócz babci i cioci. Z nimi mamy bardzo dobry kontakt. One, mimo tego, że same zmagały się z problemami, nigdy nie odmówiły nam pomocy.

Cały wywiad w najnowszym numerze VIVY! w punktach sprzedaży w całej Polsce od 6 sierpnia, także w formie e-wydania na stronie hitsalonik.pl

Reklama

Marlena BieliNska/Move Picture

Zdjęcia Adam Pluciński/ Move Picture
Reklama
Reklama
Reklama