Bartek Królik: „Ludzie z zespołem Downa nazywani są strażnikami miłości”
Muzyk opowiedział o niezwykłej relacji z córeczką, Jagódką
- Beata Nowicka
Jagódka przyszła na świat prawie trzy lata temu. Córeczka Bartka Królika urodziła się z zespołem Downa. To zrewolucjonizowało życie rodziny muzyka, zmieniło ich podejście do wielu kwestii. Dziewczynka nauczyła muzyka wdzięczności, odblokowała na kolejne uczucia i emocje. Sposób, w jaki potrafi mówić o swojej córeczce porusza fanów Bartka Królika. Artysta od dawna stara się zachęcać swoich obserwatorów do wspierania osób dotkniętych zespołem Downa i walczy ze stereotypami. W poruszającej rozmowie z Beatą Nowicką opowiedział o niezwykłej więzi z córeczkami i miłości. Jakim tatą jest Bartek Królik?
Jagódka za chwilę będzie świętować trzecie urodziny. Jakim doświadczeniem było dla Pana pojawienie się córeczki z zespołem Downa?
Bardzo trudnym oczywiście, dlatego, że mój wyimaginowany świat, w którym mam nad wszystkim kontrolę, runął. Jednak to doświadczenie, pomimo swoich trudnych stron, realnie odmieniło moje życie na lepsze.
Czy Pan jest innym tatą dla Jagody i innym dla sześcioletniej Kaliny?
Nie, aczkolwiek one są zupełnie inne. Kalinka to żywotna i ciekawa świata sześciolatka. Z kolei natura Jagódki, która jest obarczona genetyczną wadą, ma swój charakter, coś odrębnego, co automatycznie sprawia, że człowiek podświadomie inaczej do niej podchodzi.
Na przykład?
Jagódka ma swoje tempo, do którego trzeba się dopasować, co powoduje, że życie codzienne wszystkich domowników się zmienia. Nie będę ukrywał. Mamy w domu księżniczkę o nieco wyższych wymaganiach, dlatego cały dwór musi chodzić przy niej na paluszkach (śmiech). To znaczy, że na przykład bardziej uważamy na skrajne zachowania, unikamy nerwowych sytuacji. Ale tak naprawdę to ona wprowadza do domu dobry humor i ma w sobie dużo naturalnego wdzięku. Rozładowuje atmosferę. Jest zabawna i bardzo uczuciowa. Ludzie z zespołem Downa nazywani są strażnikami miłości. Poza tym to ona sprawiła, że mniej martwię się o przyszłość. A było to moją sporą bolączką związaną z tym, że nasz zawód jest totalnie nieprzewidywalny. Ja nie mam nic stałego, nie wiem, co będzie za kilka dni czy za rok. Nie mam pewności co do emerytury. A w obecnej chaotycznej sytuacji z koronawirusem, kiedy nasza branża jest zamrożona najdłużej, jest jeszcze gorzej.
To cienie artystycznych zawodów, o których nie opowiada się głośno, żeby nie zburzyć mitu.
No właśnie… Naszym zawodem jest udawanie pięknych, bogatych, wypoczętych i zawsze uśmiechniętych oraz dostarczanie rozrywki. Tymczasem z każdym nowym projektem, poddani krytyce i będąc stale pod lupą, musimy udowadniać, że jesteśmy cokolwiek warci, co jest obarczone ogromnym stresem. Żaden sukces, który zdarza się niezmiernie rzadko, nie jest dany na dłużej jak w przypadku innych branż. U mnie tak zwana przetrwaniówka była na porządku dziennym i miażdżyła mi totalnie psychikę. Tymczasem nabyta w szpitalu świadomość kruchości życia i tego, że mogłoby być dużo gorzej, nie pozwala mi dramatyzować.
Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce już 9 lipca, a także w formie e-wydania na stronie hitsalonik.pl
Bartek Królik z córeczką, Jagódką