Reklama

Pierwsze dziecko urodziła niemal na scenie. Od razu wróciła do pracy. Razem z mężem Rafałem Szatanem zmierzyła się z małżeńskim kryzysem, walczyła o drugie dziecko i wkrótce znów zostanie mamą. Czy Barbara Kurdej-Szatan to słodka „blondynka z reklamy”? Zdziwicie się, jaka jest naprawdę! Rozmawiała Katarzyna Sielicka.

Reklama

Nowy numer VIVY! pojawi się w punktach sprzedaży w całej Polsce już 6 sierpnia, także w formie e-wydania na stronie hitsalonik.pl

Basia Kurdej-Szatan o macierzyństwie w VIVIE!

Który to miesiąc?

Ósmy. Ale przestałam już liczyć.

Czyli dobrze się czujesz?

Tak, od początku. W pierwszym trymestrze często miałam mdłości, tak samo było w pierwszej ciąży. Oczywiście mam bóle w krzyżu, ciało się zmienia, muszę robić głębokie oddechy, żeby się dotlenić, bo moje płuca już nie mają miejsca, żołądek też nie bardzo… Ale poza tym wszystko jest fajnie.

Długo trzymałaś w tajemnicy informację o dziecku.

Nie musiałam się tym dzielić. Była pandemia, mogłam spokojnie siedzieć na wsi, nie pokazywać się i przechodzić pierwsze miesiące ciąży na swoich zasadach.

Trafiłam na Twój wywiad z zeszłego roku, z grudnia. Powiedziałaś wtedy, że bardzo staracie się o dziecko. Ale nie udaje się…

Tak, nasze starania o dziecko trwały prawie dwa lata. Wkrótce po tej rozmowie zaszłam w ciążę. Pojechaliśmy z całą rodziną na święta do Zakopanego. W końcu miałam dużo wolnego czasu. Pod koniec listopada skończył się „Taniec z Gwiazdami”, do którego miałam bardzo intensywne treningi. Poza tym pracowałam na planach zdjęciowych, kręciliśmy szósty sezon „W rytmie serca”, „M jak miłość”, miałam też spektakle wyjazdowe. To był hardcore. Nie wiem, jak w ogóle dałam radę dojść do finału „Tańca…”. Ale ja lubię mieć dużo pracy. Wtedy bardziej się mobilizuję, jestem lepiej zorganizowana i potrafię podzielić uwagę między różne projekty. Jakoś to „uciągnęłam”. A potem nagle miałam zupełny luz i… to się musiało stać właśnie wtedy.

Jak się czułaś, kiedy się dowiedziałaś, że po raz drugi zostaniesz mamą?

Przez ostatnie półtora roku za każdym razem, kiedy spóźniała mi się miesiączka albo czułam się jakoś inaczej, od razu myślałam, że jestem w ciąży. A tym razem miałam wewnętrzny spokój, nie chciałam się na nic nastawiać, żeby się znowu nie rozczarować. W Zakopanem spędziliśmy przepiękną zimę. Po sylwestrze jeździłam na nartach z moją koleżanką Romą. Jej chłopak, Andrzej Bargiel, ten, który zjechał na nartach z K2, zjeżdżał z nami z Kasprowego, pokazał, co i jak, więc czułam się bezpiecznie. Pamiętam, że jechałam szybko i byłam taka szczęśliwa! Czułam się wspaniale i w pewnym momencie pomyślałam: Kurczę, spóźnia mi się okres. Ale mam to gdzieś, jadę! Piliśmy z Rafałem codziennie grzane wino (śmiech), chodziliśmy na spacery, po prostu dobrze się bawiłam. Ale wróciliśmy do Warszawy i w końcu postanowiłam zrobić test. Wyszło, że jestem w ciąży. Wielka radość. Ale kiedy poszłam na badania, okazało się, że jeszcze nie możemy się cieszyć na 100 procent, bo nie widać zarodka. Lekarz uprzedził mnie, że różnie bywa, czasem następują wczesne poronienia. Przez dwa tygodnie, w stresie, razem z Rafałem czekaliśmy na potwierdzenie tej ciąży. Dopiero kiedy okazało się, że wszystko jest w porządku, poinformowaliśmy rodzinę i producentów moich seriali. Wcześniej umówiłam się, że jeżeli tylko się okaże, że jestem w ciąży, dam znak produkcji, żeby mogła się przygotować. I dzięki temu mogę mieć teraz wolne.

Więc czym się teraz zajmujesz?

Odpoczywam, wysypiam się. Bardzo dużo czasu spędziliśmy wśród natury, przez prawie dwa miesiące pandemii byliśmy u moich rodziców na wsi. Przyjechała też moja siostra z rodziną. Stworzyliśmy projekt muzyczny, który miał powstać dawno temu, ale wciąż brakowało nam czasu. W zespole jest moja siostra Kasia, która też jest śpiewającą aktorką i występuje w Teatrze Muzycznym w Gdyni, jest Rafał, który jest muzykiem i wokalistą, i jest mąż mojej siostry Piotr Mania, pianista bardzo poważany w świecie artystycznym. Nazywamy się MaKuSza – od naszych nazwisk: Mania, Kurdej, Szatan. Pandemia była idealnym czasem, żeby usiąść do pracy nad nowymi utworami, bo do tej pory udało nam się nagrać tylko jeden – „Matka”. I tak powstała jeszcze jedna piosenka „Winne spotkanie”. Inspirujemy się utworami ludowymi z miejsc, z których pochodzimy. W czasach szkolnych śpiewałyśmy z Kasią przez siedem lat w chórze Legenda przepiękne pieśni ludowe i klasyczne. Ta ludowość wzięła się po części stamtąd, ale też z tego, że czujemy się bardzo mocno związane z Polską i z naszą kulturą. Nie chciałyśmy jednak podchodzić do tego w sposób tradycyjny, tylko bardziej współcześnie. Zobaczyć to naszymi oczami. Kasia pisze też teksty, skończyła dziennikarstwo, a talent ma po naszym dziadku, który był pisarzem i pracował w radiu. Piosenka „Winne spotkanie” jest bardzo dowcipna, może nawet odważna. O spotkaniu dwóch dziewczyn, które przy winku obgadały koleżankę.

Marlena BieliNska/Move Picture

Co jeszcze w nowej VIVIE! 15/2020?

Ucieczka matki, próba samobójcza ojca, zmiana nazwiska... A jednak Greg i Rafał Collins znaleźli siłę, by przezwyciężyć traumę i odnieść sukces.

Zdjęcia Adam Pluciński/ Move Picture

W cyklu ONA o NIEJ Krystyna Cierniak-Morgenstern o Elżbiecie Czyżewskiej: „Myślę, że wyszła za Davida dla przygody. W PRL-u ktoś z Ameryki, ktoś tak ważny i tak bardzo amerykański był oblegany”.

Na zdjęciu Krystyna Cierniak-Morgenstern

Olga Majrowska

Jest prawdziwym wirtuozem smaku! Wyznaje zasadę: „Żyje się po to, żeby jeść”. Hanna Lis gotuje dla nas i... podróżuje.

Marlena Bielińska/Move
Reklama

Nowy numer VIVY! pojawi się w punktach sprzedaży w całej Polsce już 6 sierpnia, także w formie e-wydania na stronie hitsalonik.pl

Reklama
Reklama
Reklama