Anna Nowak-Ibisz: „Potrafię działać jak facet – nie rozmyślam, tylko działam”
Anna Nowak-Ibisz w wywiadzie o macierzyństwie i... tęsknocie za teatrem
- Katarzyna Piątkowska
Świetna aktorka. Dyplom zrobiła już na drugim roku studiów w łódzkiej filmówce u Adama Hanuszkiewicza. Choć teatr był jej wielką miłością, rzuciła go dwa razy – najpierw dla niemieckiego serialu, potem dla syna. O tym, czy za nim tęskni – a także o umiejętnym łączeniu pracy z wychowywaniem syna – Anna Nowak-Ibisz opowiedziała Katarzynie Piątkowskiej.
Anna Nowak-Ibisz o aktorstwie i teatrze w wywiadzie VIVY!
[...]
Gdy rozstawaliśmy się z Krzysztofem, wiedziałam już, co to znaczy samotne macierzyństwo i na co muszę być przygotowana.
Skąd?
W Niemczech przez wiele lat mieszkałam z przyjaciółką, która była samotną matką. Pomagałam jej w wychowywaniu córeczki. Wiedziałam więc, co to za wyzwanie, i w momencie rozwodu miałam tego pełną świadomość. Mimo że od dziecka jestem nauczona, żeby radzić sobie sama i ten stan jest dla mnie zupełnie naturalny, to mówię to z całą odpowiedzialnością, że samotne macierzyństwo jest bardzo trudnym doświadczeniem. Zarówno dla matki, jak i dla dziecka. To, że wychował mnie mężczyzna, czyli mój tata, dało mi inne spojrzenie na pewne sprawy i mocno mnie zahartowało. Potrafię działać jak facet – nie rozmyślam, tylko działam. [...]
[...]
Może Vincent pójdzie w Pani ślady?
Na razie jest w pierwszej klasie liceum i nie wymagam od niego, żeby wiedział, co chce w życiu robić. Zobaczymy, co sobie wybierze.
Zobacz: Anna Nowak-Ibisz o relacji z byłym mężem: „Łączy nas syn. Vincent jest naszym wspólnym dobrem”
Gdy Pani była odrobinę starsza od niego, wiedziała Pani, że chce iść do szkoły aktorskiej w Łodzi.
Zawsze chciałam zostać aktorką, więc wybór był oczywisty. Wspominałam już, że zaczynałam od Ogniska Teatralnego „U Machulskich”. Dzięki temu, gdy z Krzyśkiem trafiliśmy do filmówki, mieliśmy już za sobą spektakl „Toto” w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Byliśmy już wyrobionymi aktorsko i teatralnie dzieciakami. Na drugim roku studiów zrobiłam dyplom u Adama Hanuszkiewicza. Zagrałam Marysię w „Weselu”. Nawet z jego rąk odebrałam srebrny medal za zasługi dla teatru. To było w sylwestra na deskach mojego ukochanego Teatru Studio. Adam Hanuszkiewicz zaprosił mnie na scenę i wręczył to wyróżnienie. Podczas studiów grałam też już w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi Rachelę w „Weselu” w reżyserii Bogdana Hussakowskiego. To był wspaniały czas.
Mimo fuksówek, o których teraz jest tak głośno?
To, co się dzieje na fuksówkach, to jest sprawa między studentami. Zawsze przeprowadzał ją czwarty rok, ale nie bezkarnie. [...] Fuksówki miały sprawić, że cały rok miał stać za sobą murem. Również w obliczu profesorów, którzy mogli chcieć potańczyć sobie z nami inaczej. Na moim roku zdarzyło się raz, że jeden z profesorów przekroczył granice. Poszliśmy wszyscy do rektora Michała Pawlickiego i powiedzieliśmy, że nie będziemy robić spektaklu z tą osobą. Byliśmy stanowczy, ale przede wszystkim solidarni. I tak się stało, nie robiliśmy. Ja wspominam tamten czas jako jeden z najlepszych okresów w moim życiu.
Jednak nie związała się Pani z teatrem na zawsze.
Byłam bardzo zdolną studentką. I grałam duże role. Ale z czegoś trzeba było żyć, zapłacić rachunki. Nie mogłam liczyć na niczyją pomoc ani spadek. Żeby być w teatrze i grać w Teatrze Studio, jeździłam do Niemiec na wakacje. Pracowałam w restauracji i sprzątałam hotel. Zarabiałam wtedy na cały rok. Dlatego, gdy dostałam propozycję grania w niemieckim serialu, nie wahałam się. [...] Urodziłam Vincenta dość późno i byłam zachwycona rolą matki. Nie wyobrażałam sobie, żeby wychowywał go ktoś inny, komu muszę zapłacić. Po raz kolejny musiałam wybierać. Albo teatr i nieobecność wieczorami, albo syn i pełna obecność w jego życiu. Dla mnie, dziecka wychowanego bez matki, wybór był oczywisty, choć niełatwy, bo do dzisiaj tęsknię za teatrem. W ostatecznym rozrachunku nie żałuję, że spędziłam więcej czasu z dzieckiem niż w pracy. On jest strzałą, którą wypuszczam w przyszłość, która dostała sto procent mnie. Bo on miał tylko mnie. To ja musiałam być matką, babcią, dziadkiem, często ojcem. Wszystkimi. Oczywiście nie zdaje sobie teraz sprawy z tego, ile ode mnie dostał. Zobaczy to, jak będzie wychowywał swoje dzieci.
Trudno było pogodzić pracę na planie „Pani Gadżet” z byciem matką?
Na szczęście nie, bo program kręcimy u mnie w domu. Uwielbiam ten program też za to, że mogę się w nim spełniać jako aktorka i jako dziennikarka. Gdybym nie poszła do szkoły aktorskiej, studiowałabym dziennikarstwo. [...]
[...]
Czy jest coś, co miałaby Pani ochotę zrobić, ale brak Pani odwagi?
Odwagi? Mogę komuś pożyczyć, jeśli komuś potrzeba (śmiech). Jak kiedyś będę miała święty spokój, to będę podróżować, pisać i robić dobre zdjęcia. Mam też jeszcze parę pomysłów na siebie i myślę, że już niedługo będę miała czas, żeby je zrealizować.
Tylko jak zdobyć trochę świętego spokoju?
Trzeba umieć go sobie wyszarpać. Ale przede wszystkim wiedzieć, kiedy i komu powiedzieć „nie”. I to bez żadnych wyrzutów sumienia. Umiejętność powiedzenia „nie, nie teraz, nie, nigdy” jest kluczem do uzyskania świętego spokoju. Uczmy się tego, przede wszystkim my, kobiety. To jest bezcenna umiejętność.
Cały wywiad z Anną Nowak-Ibisz ukazał się w nowym numerze magazynu VIVA!, w sprzedaży w kioskach i salonach prasowych od drugiego czerwca