Reklama

Andrzej Sołtysik, dziennikarz TVN, nigdy nie był tak szczery. W najnowszej "Vivie!" opowiedział Beacie Nowickiej o swoim upadku i odrodzeniu. O tym, że odnalazł miłość, został ojcem. Wyznał też, że by znów stanąć na nogi, przeszedł dwuletnią psychoterapię: "Gdybym nie przegadał z psychoterapeutą dwóch lat raz w tygodniu nie wiedziałbym tego o mamie, tacie… O sobie".

Reklama

- Wyznanie sobie samemu prawdy o samym sobie musi być brutalne. Nie da się tego zrobić samotnie.
Przede wszystkim nie dopuściłbym do siebie faktu, że jestem DDA. Dorosłe dziecko alkoholika. Nie miałabym pojęcia co to jest, jakie są zagrożenia, cechy, możliwe warianty mojego życia. Przez lata zaciemniałem swoje dzieciństwo. Myślałem: jakie było fantastyczne, rewelacyjne, nic nie pamiętam złego, tylko same dobre rzeczy. Strasznie to wszystko zagmatwane, prawda? Wyobraź sobie teraz, że pięć lat temu na mojej drodze pojawiła się Patrycja i spotykała takiego aparata jak ja.

- Jest odważna, pewnie dlatego, że ma dopiero 25 lat.
(śmiech). Ale jest bardzo dojrzała psychicznie, emocjonalnie. Pod tym względem jest po 30-tce. Zawsze taka była. Nawet jak miała 21 lat, bo wtedy zobaczyłem ją pierwszy raz. Też była taką poważną osobą, skupioną, zorganizowaną, precyzyjną.

- Pamiętasz ten moment kiedy ją zobaczyłeś?
Oczywiście! Siedziałem w biurze krakowskiego kina Mikro, miałem tam miejscówkę, za ścianą szedł film. Przychodzili różni ludzie i któregoś dnia pojawiła się Pati. Weszła na szpilkach, piękna, młoda, ciemne włosy. Mój typ. Wysoka. 172 wzrostu plus 8 centymetrów obcasów dawało jej 180. Rewelacja. Widywaliśmy się sporadycznie przez rok, ale jakoś nie było nigdy okazji dłużej porozmawiać. Po za tym nie zapominaj, że jako pokaleczony rozwodnik trochę bałem się relacji z kobietami. Rok później jakoś tak się wreszcie złożyło, coś mnie podkusiło, może nabrałem trochę pewności siebie i pewnego dnia zaproponowałem: „Kawa i ciastko?” Zgodziła się. Umówiliśmy się na Kazimierzu na kawę i ciastko ale spędziliśmy razem całe popołudnie i dobrze nam się gadało. Nie czuliśmy różnicy wieku, żadnego dystansu pomiędzy nami. Była zdziwiona, pozytywnie. Myślała, że jestem jakimś bucem z Warszawy…

Robert Wolański / Sony A7R

- Może trochę byłeś…?
Mam nadzieję, że nie! Patrycja była uprzedzona, może bardziej zdystansowana. Nigdy nie pociągał jej świat show-biznesu, a początkowo postrzegała mnie jako faceta z tego świata… Do tego prowadziłem dość rozrywkowy tryb życia, bardzo imprezowy, a to zupełnie nie w jej stylu.

- No tak, alkohol przewija się przez całą naszą rozmowę.
Nawet nie zauważyłem. Pewnie dlatego, że alkohol był zawsze. Jako dzieciak biegałem dziadkowi po flaszkę. Dawał mi 100 złotych, butelka kosztowała 85, reszta dla mnie. Alkohol mnie dewastował: o rany boskie, co ja robiłem wczoraj…?! Dlaczego nic nie pamiętam…?! Przecież wypiłem tylko dwa piwa, a potem bania. Aaa, no tak, potem bania jedna, druga, trzecia… Alkohol po prostu mną rządził. Nawet nie chcę mówić na jakie rzeczy sobie pozwalałem. Kończąc temat alkoholu - teraz w ogóle go nie ma, ani kropli. Ja i alkohol musieliśmy się rozstać.

- Powiedziałeś - zacząłem leczyć z depresji. Jak?
Za namową Patrycji Poszedłem do psychiatry, a ten mnie zapytał: „Panie Andrzeju ile pan ma lat?”. 46. „No to super, idealny wiek na taki kryzys jak u pana”. Jeszcze mocniej poczułem, że naprawdę przestało wystarczać mi sił i organizm już nie wydalał. Pytasz jak? Czekałem na lepszy czas. Warto wtedy mieć kogoś takiego jak Pati, jakiegoś anioła. Oraz kanapę i kocyk. Wcześniej zlikwidowałem mój barłóg na Wiosennej, oddałem klucze, przestałem odbierać telefony od wielu znajomych. I przestałem pić.

- Byłeś grzeczny?
Bardzo. Ale smutny i chyba też przestraszony. Tym co się stało. To nie była na spokojnie przemyślana męska decyzja. Po prostu byłem na krawędzi przepaści. Mamy i taty do tego nie mieszałem. A innych bliskich nie miałem. Była tylko Pati.

Robert Wolański / Sony A7R

- Bałeś się, że nie wytrzyma i odejdzie?
W pierwszym roku zdziwiłem się co ona robi, dlaczego jest taka wytrwała. Ktoś mi powiedział - to miłość. Nie było innego wytłumaczenia, musiałem to uznać. Wiem, że nie było jej łatwo. Czułem się bardzo okaleczonym facetem po dwóch rozwodach. Każdy rozwód jest cholerną porażką. W kategoriach psychologicznych po śmierci bliskiej osoby jest najdotkliwszym przeżyciem emocjonalnym. Dlatego z jednej strony tworzyłem z Pati fajny związek, a z drugiej bałem się kolejnej porażki, więc nie zawsze wyglądał on tak jak powinien… Ale teraz wszystko jest dobrze! Naprawdę jestem szczęśliwy!

- Patrycja przetrwała wszystko.
Teraz należą się jej hołdy i nagrody.

- A Tobie?
Wykonałem jakiś proces, przemieniłem siebie. Uwierzyłem, że życie rodzinne mnie uratuje, a stabilizacja jest moim przeznaczeniem. Za rok, jak dobrze pójdzie wybuduję dom i posadzę drzewo. Drzewo wybrałem. Dla Stanisława. Orzech włoski albo leszczyna. Ale chyba orzech włoski. Patrycja bardzo dobrze gotuje, w domu zawsze czeka na mnie coś dobrego, na balkonie mamy dużo roślin, nasze zdjęcia oprawia w ramki, do kolacji zapala świeczki, na półce stoją nasze książki i moje płyty winylowe. Czuję, że wreszcie mam dom, swoje miejsce. Kupiła mi na urodziny winylowego soundtracka z filmu „Dawno temu w Ameryce”, jest niesamowity. Obok ustawiłem płyty Beatlesów, które mają ponad 30 lat. W latach 80-tych kupowałem płyty pod Halą Targową na Grzegórzkach. Czasem szło na to pół stypendium. Więc Pati jest domatorką. Bardzo chcieliśmy mieć dziecko…

- I masz Stasia.
Tak. Pojawił się młody człowiek, który jest mną 50 lat później. Albo ja jestem nim. Kiedy podczas badania usg dowiedziałem się, że będzie chłopiec, poczułem się tatą, facetem odpowiedzialnym za to maleństwo. Mamy dziecko i ja już nigdy nie będę sam. Mój kolega Michał Wójcik powiedział: „Narodził się nowy człowiek, nie tylko ten mały”.

Cały wywiad z Andrzejem Sołtysikiem w najnowszej "Vivie!", od dziś w kioskach.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama