Reklama

Aleksandra Konieczna jest wybitną i docenianą aktorką. Spektakularny sukces zawdzięcza ciężkiej pracy, którą musiała godzić z wychowywaniem córki. Aktualnie możemy ją oglądać w najpopularniejszych polskich serialach, jak „Diagnoza” czy „Na wspólnej”. Zobaczcie, co zdradziła nam o swoim miejscu zamieszkania! Spodziewalibyście się tego?

Reklama

Polecamy też: „Jak każda kobieta biorę udział w wyścigu szczurzyc”, Aleksandra Konieczna szczerze o rolach dla kobiet w kinie i poprawianiu urody EKSKLUZYWNE VIDEO

Aleksandra Konieczna w VIVIE!

– Kiedy Pani postanowiła, że zostanie aktorką?

W trzeciej klasie liceum pojechałam na zlot liceów mickiewiczowskich do Olsztyna. I tam jakaś pani profesor po tym, jak recytowałam coś Mickiewicza oczywiście, zapytała mnie: „Dziecko, a ty nie myślałaś, żeby zdawać do szkoły teatralnej? Jesteś taka do Joanny Szczepkowskiej podobna”. Rok później pojechałam do Warszawy, zdałam do szkoły teatralnej. Pamiętam, że babcia Rozalia zapytała mnie: „A tam po pierwszym trymestru wyrzucają?”. Odpowiedziałam, że wyrzucają. A ona znowu: „A po drugim wyrzucają?”. Znów potwierdziłam. „A po trzecim jeszcze mogą?”, ciągnęła. „Mogą”, odpowiedziałam. „Daj Boże, żeby ciebie wyrzucili”, powiedziała babcia. Ktoś ją zapytał, dlaczego tak mówi, a ona, że w tej szkole są same „prościciutki” (śmiech). Tyle jeśli chodzi o wsparcie ze strony rodziny. Nie mieli dobrego zdania o aktorkach, choć i tak lepsze niż przed wojną. Wtedy uważano, że aktorka każdą rodzinę rozbije. Gdybym się do szkoły aktorskiej nie dostała, zdawałabym na romanistykę.

– Tak łatwo by Pani zrezygnowała?

Aktorstwo nie było moim wielkim marzeniem. Zależało mi, żeby żyć w pięknym świecie. I takim wydawały mi się teatr, ale też i Francja. Nawet tam wyemigrowałam po studiach. Chciałam studiować antropologię na Sorbonie. Pracowałam w rosyjskiej restauracji i w pracowni konserwacji na Montmartre. Ale wróciłam. I gram. A wcześniej chciałam zostać zakonnicą.

– Zakonnicą?

Wszystkie dziewczynki chciały być zakonnicami, pani nie chciała?

– Nie miałam takich pomysłów.

Na egzaminach do szkoły teatralnej jeden z egzaminatorów wziął mnie na bok i zapytał, czy mam problem z Bogiem i jeśli tak, to ta szkoła nie jest najlepszym miejscem na ich rozwiązanie. Potem się zorientowałam, że wszystkie teksty, jakie wybrałam, były związane z Bogiem i z wiarą.

– Przypadek?

Reklama

Nie sądzę. Wiara była i jest dla mnie bardzo ważna. Wszystko w życiu wiruje i w końcu przestaje istnieć. W związku z tym jakiś punkt odniesienia, miejsce na mapie duchowej jest mi po prostu bardzo potrzebne. Żeby nie zwariować i nie pogubić się w życiu.

Reklama
Reklama
Reklama