Reklama

Zofia Zborowska i Maria Winiarska udzieliły nam wyjątkowego wywiadu. Matka i córka opowiedziały nam o swojej relacji, budowaniu szczęśliwych związków i pokoleniowych inspiracjach. Dwa lata temu Zofia Zborowska poślubiła swojego ukochanego, Andrzeja Wronę. W rozmowie z Beatą Nowicką opowiedziała o swoim związku ze sportowcem. Jakim są małżeństwem?

Reklama

Często powielamy błędy rodziców, ale Pani udało się zbudować świetny związek.

Zofia: To prawda, ale myślę, że gdybyśmy poznali się z Andrzejem dwa lata wcześniej, nic by z tego nie wyszło, bo każde z nas miało inne priorytety. To jest bardzo ważne, żeby trafić na siebie we właściwym momencie i oczekiwać od siebie tego samego. My chcieliśmy być razem, chcieliśmy założyć rodzinę, oboje byliśmy na to gotowi. Mieliśmy po kokardę przelotnych związków i romansów. Łatwo jest przetrwać pierwsze miesiące, kiedy człowiek jest zakochany i nie widzi wad partnera. Na naszym ślubie ojciec powiedział, że małżeństwo to ciężka praca, bez urlopu i dni wolnych.
Maria: Ciężka praca na ugorze.
Zofia: Nigdy wcześniej nie byłam w związku, w którym priorytetem, oprócz miłości, był szacunek dla siebie nawzajem. Patrzę na to, co dzieje się wśród znajomych i nieznajomych z mojego pokolenia, i przeraża mnie, jak ludzie źle się traktują, pomiatają sobą, ranią się, poniżają, mówią sobie okrutne rzeczy. Dopiero zaczynają się ze sobą spotykać, a już rywalizują, kto będzie fajniejszy, śmieszniejszy, atrakcyjniejszy, oczywiście kosztem partnera. Ja też taka byłam, ale już nie chcę.
Maria: Kosztem bliskiej osoby zabawiasz towarzystwo. Słabe to…
Zofia: To było dla mnie cholernie ważne, żeby nie mówić do siebie brzydko, nawet w żartach. Wydaje mi się, że bardzo łatwo później przekroczyć te granice. Bez szacunku nie zbuduje się wartościowej relacji.

Pani rodzice to silne osobowości, ich małżeństwo było dla Pani punktem odniesienia?

Zofia: Myślę, że w każdym związku jest coś fajnego, co można przejąć, ale są też rzeczy mniej przyjemne… Rodzice na pewno dawali sobie dużo wolności. Tam nie było miejsca na chorobliwą zazdrość. Swoje małżeństwo zbudowali na…
Maria: …zaufaniu. Robiliśmy wakacje od siebie, Wiktor dwa tygodnie spędzał na ukochanym golfie nad morzem, a ja z koleżankami na Mazurach. Nigdy nie mieliśmy tak zwanych cichych dni, bo oboje tego nienawidzimy. Nie dręczyliśmy się milczeniem. Zawsze ktoś, i niekoniecznie ten, co nie miał racji, podchodził i mówił: „No, już dobrze, nie gniewajmy się”. Jak każdy mieliśmy różne momenty w małżeństwie, ale w tej chwili, po 50 wspólnych latach bycia razem, naprawdę jesteśmy przyjaciółmi. Mąż niedawno powiedział, że już go nawet nie wkurzam. Nie wiem, czy się z tego cieszyć… (śmiech).

(...)

Co dla Pani oznacza partnerstwo w związku?

Zofia: Traktowanie siebie z szacunkiem, miłością i zrozumieniem. Tego się trzymam. Pielęgnuję też poczucie własnej wartości: jestem samowystarczalna, pracuję, zarabiam, jestem wykształcona. Może dlatego mamy fajny związek, że Andrzej nigdy nie traktował mnie protekcjonalnie.

Zofia Zborowska i Maria Winiarska w sesji VIVY!

ZUZA KRAJEWSKA

Mężem też się Pani opiekuje?

Maria: Zosia jest bardzo troskliwa.
Zofia: Bez przesady, ale faktem jest, że nadopiekuńczość, niestety, odziedziczyłam po mamie. Rano, zanim wyszłyśmy z siostrą do szkoły, a mama wcześniej jechała na plan filmowy, miałyśmy na stole pokrojony chleb, pokrojony ser, pokrojonego pomidora. Masło położone na patelni, jajko rozbite w misce… Do tej pory dziwię się, że tak dobrze radzimy sobie z Hanką w życiu (śmiech).
Maria: Z perspektywy czasu widzę, że rzeczywiście byłam nadgorliwa.
Zofia: To jest ten rodzaj chorobliwej troski, o którym rozmawiałyśmy. Złapałam się na tym, że na początku naszego związku z Andrzejem zaczęłam się podobnie zachowywać w stosunku do niego. Na szczęście szybko mi przeszło. Ale piszemy do siebie karteczki, ten zwyczaj też mam po mamie. Kiedy uczyła się angielskiego, obkleiła nimi cały dom. Jesteśmy z Andrzejem bardzo na siebie uważni. Po ostatnim dniu zdjęciowym w filmie Patryka Vegi, gdzie pierwszy raz zagrałam główną rolę, mąż czekał na mnie z pięknymi kwiatami. Wiem, że mój udział w tym filmie nie był dla niego łatwy ze względu na sceny erotyczne. W takich sytuacjach jeszcze bardziej docenia się każdy gest i stuprocentowe wsparcie. To miłe, gdy budzisz się rano, a na stole jest zostawiona karteczka: „Miłego dnia. Kocham cię”.

Maria: Oboje z Wiktorem od razu polubiliśmy Andrzeja, bo on jest facetem starej daty w najlepszym znaczeniu tego słowa. Ten gatunek mężczyzn już prawie wyginął, niestety. Andrzej ma kindersztubę, klasę, zasady, jest opiekuńczy, elegancki. Cieszę się bardzo, że Zosia jest szczęśliwa. Chciałabym, żeby to trwało zawsze.

Jest Pani szczęśliwa?

Zofia: Na maksa. Codziennie medytuję i pod koniec zawsze jest chwila na podziękowania za wszystko, co mam, bo zdaję sobie sprawę, że należę do małego procenta osób, które otrzymały w życiu tak dużo. Żeby to zrównoważyć, staram się pomagać innym i udzielać charytatywnie. Tu połączyliśmy siły z Andrzejem, on od lat bardzo pomaga dzieciom na onkologii, ja natomiast pomagam bezpańskim zwierzętom.
Maria: Jest w tym dużo wdzięku, bo oboje nie robią tego dla picu czy popularności, tylko z serca. Kiedy się urodziłam, moja mama była młodziutką dziewczyną, miała 19 lat. Nie korzystała z podręczników, jak przewijać, karmić i wychowywać dzieci. To ona nauczyła mnie i moją siostrę najważniejszej rzeczy – miłości do ludzi, zwierząt, do wszystkiego, co żyje. Chyba udało mi się przekazać to moim córkom. Obie są dobrymi ludźmi i z tego jestem cholernie dumna.

Reklama

Cały wywiad z Marią Winiarską i Zofią Zborowską w nowej VIVIE! w punktach sprzedaży w całej Polsce od 11 marca, a także w formie e-wydania na hitsalonik.pl.

Zdjęcia Filip Zwierzchowski/Das Agency
Reklama
Reklama
Reklama