Najsztub: Jest Pan, za przeproszeniem, dzieciorobem, ma dużo dzieci. Zamachowski: To jest cudowne!
1 z 6
Zbigniew Zamachowski - chociaż nie jest typem amanta, zawsze przykuwał uwagę swoim urokiem osobistym oraz wspaniałą grą. Rozgłos zdobył w latach 80. i od tamtej pory zagrał wiele ról. Dzisiaj obchodzi 55 urodziny. Czy w tym wieku jest już aktorskim klasykiem i należy mu się pomnik?
– Pan jest już klasykiem aktorskim, szczególnie po rolach w „Zawróconym” Kutza, po Kieślowskim, trochę taki pomniczek.
Zbigniew Zamachowski: To teraz musiałby pan zapytać, czy ktoś chce być pomniczkiem…
– Zamachowski chce?
Zbigniew Zamachowski: Jakby chciał, to może paru rzeczy by nie zrobił. A ja nie czuję się dobrze w roli pomniczka. Bo co ja z tego miałbym mieć?
– Moglibyśmy Pana bezrefleksyjnie podziwiać.
Zbigniew Zamachowski: No i na co to komu by się przydało?
W rozmowie z Piotrem Najsztubem z 2014 roku Zbigniew Zamachowski powiedział o upływie czasu, odpowiedzialności i o tym, czy zrobił by sobie botoks. Czy nie boi się, że w pewnym momencie jego kariera po prostu się skończy?
Zbigniew Zamachowski: Nie jestem panikarzem. Bo żeby sobie lub komuś próbować na to pytanie rzeczowo odpowiedzieć, to myślę sobie, że wszystko ewoluuje, włącznie z nami, też fizycznie. Już nie jestem młodym chłopakiem. Zmieniam się, jestem grubszy, starszy i już młodzieniaszków grać nie będę. A ojców, staruszków pewnie jeszcze nie. Nie wiadomo więc, jak mnie obsadzić. A przystojniaczkiem też nigdy nie byłem…
– Mnie zawsze zastanawia w życiu aktorskim ta sinusoida. Jak Wy przeżywacie ten dół krzywej? Więcej alkoholu wtedy?
Zbigniew Zamachowski: Nie… Alkohol na tyle lubię, że te czynniki zewnętrzne nie mają wpływu, czy spożywam go więcej, czy mniej. To raczej zależy od jakości trunków. Ludzie widzą to, co widać, czyli albo widać mnie w kinie, albo nie widać. A ja cały czas pracuję w teatrze, i to niejednym.
Polecamy: „Ja tej miłości nie szukałam. Zaskoczyła nas”. Rocznica ślubu Moniki i Zbigniewa Zamachowskich
2 z 6
– Jest Pan w podobnym wieku jak ja, rok starszy. Myśli Pan już o przemijaniu, o drugiej stronie?
Zbigniew Zamachowski: Takie rozmyślania nie były mi obce od dawna. Dość wcześnie odszedł mój ojciec, miałem lat 18 i to była historia, która mocno zaważyła na moim życiu.
– W jaki sposób?
Zbigniew Zamachowski: Choćby w taki, że rozmyślania o drugiej stronie nie muszą być domeną ludzi starszych.
– Jest Pan, za przeproszeniem, dzieciorobem, ma dużo dzieci…
Zbigniew Zamachowski: To jest cudowne!
– Czy dorastające dzieci, prawie już dorosłe, potęgują tę myśl o przemijaniu w mężczyźnie ojcu?
Zbigniew Zamachowski: Wręcz przeciwnie! Na przykład nie przeżyłem tak swojej czterdziestki i pięćdziesiątki, jak osiemnastki mojej córki. Nawet nie jestem w stanie panu o tym rozsądnie opowiedzieć… To był taki moment, kiedy przez chwilę czas mi się zatrzymał. Że oto ja, dorosły, który już dawno nie jest Piotrusiem Panem, ale tego młodego człowieka gdzieś hoduję w sobie po to, żeby fajnie żyć, pracować, bo on jest niezbędny do tej roboty, dochowałem się dorosłego bytu, a kolejny już czeka, bo za rok mój syn będzie miał 18 lat. To był taki moment, który mnie zadziwił.
3 z 6
– A miał Pan w czasie, kiedy już był aktorem, taki pomysł: „Może dać sobie spokój i śpiewać?”.
Zbigniew Zamachowski:Nie, dlatego że od początku dostawałem propozycję za propozycją i płynąłem na fali.
– I dlaczego sodówa nie uderzyła?
Zbigniew Zamachowski: Może dlatego, że jestem z Brzezin? Takie miasteczko uczy prawdziwych relacji, szacunku do ludzi najzwyczajniej w świecie.
Polecamy: „Ja tej miłości nie szukałam. Zaskoczyła nas”. Rocznica ślubu Moniki i Zbigniewa Zamachowskich
4 z 6
– Pan często podkreśla, że jest z Brzezin, miasteczka niedaleko Łodzi. Brzeziny Pana stworzyły?
Zbigniew Zamachowski: Jestem skłonny tę tezę poprzeć.
– Miał Pan 18 lat i trafił z Brzezin do szkoły filmowej. Musiał Pan być aktorem czy mógł zostać kimś innym?
Zbigniew Zamachowski: Wygląda na to, że musiałem…Mój pierwszy pomysł na życie był taki, żeby być piosenkarzem, i dużo w tym celu robiłem, po drodze prowadząc kabaret szkolny w liceum ekonomicznym, które okazało się nietrafionym strzałem…
– Ekonomiki w tamtych czasach to był koszmar.
Zbigniew Zamachowski: Mój był fajny, miałem 39 koleżanek na nas trzech chłopaków. Ten aspekt był uroczy. Tylko rychło się zorientowałem, że liczby, cyfry, że musi się bilansować, a nigdy mi się nie bilansowało. Więc prowadziłem kabaret szkolny i tam jedna z nauczycielek zasugerowała, żebym pojechał do szkoły teatralnej i zbadał się na okoliczność bycia aktorem. Badanie wypadło bardzo niekorzystnie, mówiąc delikatnie.
– Za mały czy za mało zdolny?
Zbigniew Zamachowski: Za bardzo sepleniący. Więc wróciłem na stare tory. Śpiewałem. Po kilku szczeblach eliminacji pojechałem do Opola wystąpić na tak zwanych debiutach. Wystąpiłem i los za mnie zdecydował. Podczas mojego występu telewizor włączyła pani Elżbieta Sikora, żona reżysera Krzysztofa Rogulskiego. Wiedząc, że mąż szuka dwóch chłopaków do głównych ról, zwróciła na mnie jego uwagę. Jeszcze w Opolu dostałem telegram, żebym przyjechał do Wrocławia na próbne zdjęcia. A ponieważ już miałem podpisane kontrakty ze Zbyszkiem Górnym, z orkiestrą, nagrania, pojechałem na te zdjęcia wyluzowany. Zadziałała zasada, że każdemu to, na czym mu najmniej zależy, i jak burza przeszedłem te próbne zdjęcia.
– Czyli tak straciliśmy kolejnego Rynkowskiego…
Zbigniew Zamachowski: No nie wiem… Rynio jest fantastyczny, uwielbiam go i często z nim pracuję. Jest też byłym klezmerem, zna ten chleb od podszewki. Zrobiłem film i dopiero po nim zdecydowałem się zdawać do szkoły aktorskiej, a ta wcześniejsza bolesna próba uświadomiła mi, że mam wadę wymowy, która mnie eliminowała z bycia aktorem. I że nad tym trzeba popracować.
5 z 6
– Czytałem, że pewien reżyser zaproponował Panu z racji wieku, że może by się Pan ostrzyknął albo mały botoksik. Są takie pokusy?
Zbigniew Zamachowski: Jak tak pan mnie tu widzi to…
– To albo dopiero jest umówiona wizyta, albo jej nie ma i nie będzie.
Zbigniew Zamachowski: Wolę ten drugi wariant, bo jest pytanie: po co?
– Żeby grać młodzieniaszków?
Zbigniew Zamachowski: Myśli pan, że botoks równa się więcej grać? Nie sądzę, żeby to się tak przekładało. Owszem, był jakiś tam projekt. Nie doszedł do skutku, robić go miał pewien reżyser. Myślałem, że żartuje, bo powiedział, że może bym coś z tym botoksem. To była ostatnia nasza rozmowa na temat tej roli. Jean-Louis Trintignant, zapytany po „Miłości” Hanekego, jak sądzi, dlaczego to on dostał tę rolę, odparł, że ma wrażenie, że jest jedynym we Francji aktorem, który w jego wieku nie zrobił sobie nic z twarzą. To może się opłaca.
– A jakieś kompleksy Pan ma wobec siebie, swojej fizyczności, że uszy za duże, że za gruby?
Zbigniew Zamachowski: Po 52 latach? Za gruby tak, całe życie z tym walczę i źle się z tym czuję, jeżeli o tym mówimy. Bywałem chudszy, bywałem sprawniejszy… Walczę z tym, ale bez skutku.
– Na siłowni Pan walczy?
Zbigniew Zamachowski: Nie cierpię siłowni, w ogóle nie lubię miejsc, gdzie jest dużo ludzi, chyba że to jest pasterka. Raz w roku to się da znieść. Nie lubię supermarketów, nie lubię siłowni, nie lubię biegania w miejscu, bo już jak biegać, to z punktu A do punktu B. A generalnie co się odchudzę, to i tak potem, jako miłośnik jedzenia, wracam do punktu wyjścia.
– Jest Pan więc takim facetem, co to wykąpie się i staje na wagę?
Zbigniew Zamachowski: Mam takie okresy, ale tylko kiedy udaje mi się chudnąć, wtedy z radością staję na wadze. A kiedy ten proces się odwraca, raczej nie.
– Pan siebie lubi? To się ociera o miłość Zamachowskiego do Zamachowskiego?
Zbigniew Zamachowski: Nie, nie przesadzajmy! Nie wstaję rano, nie idę do lustra i nie wygładzam coraz rzadszych włosów, myśląc: O kurczę, jaki fajny facet tam stoi! Tak nie jest. I raczej myślę, co jest do poprawienia w moim życiu, a nie w twarzy, co jest dobre i czego by się trzeba trzymać.
Polecamy: „Ja tej miłości nie szukałam. Zaskoczyła nas”. Rocznica ślubu Moniki i Zbigniewa Zamachowskich
6 z 6
– Pan mi wygląda na człowieka szalenie odpowiedzialnego.
Zbigniew Zamachowski: Dziękuję, tak też o sobie myślę.
– Po co jest ta odpowiedzialność?
Zbigniew Zamachowski: Żeby życie przeżyć godnie, żeby móc sobie, choć wiem, jak to brzmi, spojrzeć w twarz. I nie żałować.
– Były momenty, w których Pan nie mógł sobie spojrzeć w twarz?
Zbigniew Zamachowski: Nie. Inaczej bym to ujął. Mam świadomość popełnienia paru rzeczy, które są bolesne i były bolesne nie tylko dla mnie. I są bolesne w dalszym ciągu, i takie już pewnie zostaną. Ale to nie odstręcza mnie od patrzenia na swoją twarz w lustrze. Nie ma ludzi, którzy się nie potykają, nie popełniają błędów, może się zbyt łatwo usprawiedliwiam, ale tak myślę.