Ojciec i syn o seksie bez wstydu. Zbigniew i Michał Lew-Starowicz w najnowszym numerze VIVY!
W najnowszym numerze VIVY! Krystyna Pytlakowska przepytała Zbigniewa Lwa-Starowicza i jego syna, Michała. Dwóch psychiatrów seksuologów w ogniu pytań: czy Michał dostawał od ojca porady seksualne? Czy rozmawiali o pierwszym razie? Czy bycie seksuologiem w PRL-u różniło się od bycia nim dzisiaj? Jak Zbigniew Lew-Starowicz zareagował, gdy usłyszał, że syn chce pójść w jego ślady? Przeczytaj fragmenty wyjątkowego wywiadu!
Co Michał słyszał będąc dzieckiem
Czy rozmawiali o seksie, kiedy Michał był dzieckiem? Czy miał zaczerwienione uszy, kiedy słyszał rozmowy ojca? Kiedy po raz pierwszy w rodzinie Starowiczów padło pytanie „Tato, a skąd się biorą dzieci?”.
Krystyna Pytlakowska: A jednak zacznę od pytania osobistego: czy ojciec udzielał Panu porad erotycznych?
Michał: Nie było takiej szczególnej potrzeby. Korzystałem z bogatej biblioteki w naszym domu – na półkach stało mnóstwo książek naukowych, o seksie i nie tylko.
Zbigniew: Nigdy nie zabraniałem moim dzieciom korzystania z tej biblioteki, bo wiem, że zakazy stwarzają pokusę.
Michał: Zresztą temat seksu zawsze pojawiał się w naszych rozmowach, chociażby przy stole, spontanicznie i zwyczajnie. Poza tym często słyszałem rozmowy ojca z jego współpracownikami o różnych przypadkach seksuologicznych. Nie miewałem przy tym zaczerwienionych uszu.
Krystyna Pytlakowska: A nie odbyliście takiej pierwszej męskiej rozmowy przed Pana inicjacją?
Michał: Z pewnością. Było to jednak znacznie wcześniej i nie pamiętam już szczegółów. Ojcowie z synami często odbywają takie rozmowy post factum. Dobrze jest, kiedy edukacja seksualna wyprzedza realne doświadczenie lub dostęp do pornografii. Ja miałem to szczęście, że seks nigdy nie był w domu tematem tabu.
Zbigniew: Nie bardzo wiem, dlaczego rodzice nie korzystają z książkowej formy uświadamiania swoich dzieci. Przecież są już publikacje nawet dla przedszkolaków.
(…)
Krystyna Pytlakowska: Dużo rozmawialiście w domu o seksuologii?
Michał: Tyle, ile trzeba. Ojciec chciał, żebym sam wyciągał wnioski i jeżeli dawał mi przykład, to swoim zachowaniem, serdecznością wobec pacjentów, otwartością i szczerością.
Zbigniew: Szczerość jest tu bardzo ważna. Kiedy mnie zapytałeś: „Tato, skąd się biorą dzieci?”, nie mogłem ci opowiadać bajek, że przynosi je bocian czy znajduje się je w kapuście. Wytłumaczyłem ci więc tak, żebyś mógł to zrozumieć.
Michał: Tak, zrozumiałem, że jest w tym część uczuciowa oraz fizyczna. Miałem wtedy ze cztery lata i chyba jechaliśmy gdzieś naszym fiatem 126p. Przeszedłem nad tym „bezwstydnym” tematem do porządku dziennego w sposób jak najbardziej naturalny. Małe dzieci nie znają uczucia pruderii czy zażenowania.
Ciężki los seksuologa
Tylko nam Zbigniew Lew-Starowicz szczerze opowiedział, co oznaczało bycie seksuologiem w latach 60. Jakie było podejście Polaków do tej dziedziny medycyny? Czy seks był tematem tabu?
Zbigniew: Kiedy wybierałem specjalizację psychoseksuologiczną, musiałem uzyskać certyfikat z Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, było nas w całej Polsce tylko 30. Kiedy w latach 60. i 70. w klinice psychiatrii pytałem pacjenta o jego życie seksualne, dostawałem ochrzan od szefa. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego seks jest tematem tabu, i może dlatego zacząłem w te sprawy głębiej wchodzić. Mój ojciec powtarzał, że nie będzie mi łatwo, a mama wszystko zrzucała na purytanizm.
Michał: I nie było ci łatwo.
Zbigniew: Przez wiele lat dostawałem w kość za moją specjalizację, choć byłem przecież również psychoterapeutą, psychiatrą.
Krystyna Pytlakowska: Szyby Panu wybijali, atakowali na ulicy?
Zbigniew: Nie, były ataki w mediach, oceniano krytycznie nie tylko poradnictwo seksuologiczne, ale i moje książki. Pisano, że to demoralizacja.
Michał: Ale tata się nie poddał, taki ma charakter – jest przekorny (śmiech).
Jak zareagował, gdy usłyszał, że syn chce pójść w jego ślady
Co zrobił najsławniejszy polski seksuolog, gdy usłyszał, że syn chce pójść tą samą drogą? Był szczęśliwy czy zawiedziony? Czy Michał od dziecka przejawiał zainteresowanie seksuologią?
Krystyna Pytlakowska: Kiedy syn powiedział, że pójdzie Pana drogą, był Pan przeciwny?
Zbigniew: Nie, ja swoim dzieciom zostawiam wolność wyboru. Miałem pewne obawy, czy dobrze wybiera, bo powiedzą, że to ojciec mu pomaga i będzie mu trudniej niż innym. Ale teraz jest łatwej niż kiedyś. Michał już w liceum prowadził pogadanki w szkole.
Michał: A w podstawówce spierałem się z katechetką. Pamiętam, jak oglądaliśmy w klasie film „Niemy krzyk”, a potem dyskutowaliśmy o rozwoju płodowym. Na szczęście dysponowałem dowodami naukowymi, z którymi trudno było polemizować.
Zbigniew: A w szkole średniej ksiądz pozwolił ci prowadzić zajęcia.
Michał: Ksiądz był bardzo otwarty. Pod wpływem moich argumentów zmieniliśmy i podręcznik, i formę prowadzenia zajęć na lekcjach z przysposobienia do życia w rodzinie. Pamiętam, że chodziło między innymi o zestawienie przypadków dotyczących naturalnych poronień z doktryną interpretacyjną. Idąc do liceum, już wiedziałem, że będę chciał studiować medycynę.
Więcej przeczytacie w najnowszym numerze VIVY!. W kioskach od 17 listopada.
Polecamy też: Zbigniew Lew Starowicz – Seks nasz powszedni