Wybitna sopranistka Joyce Didonato, kilkukrotna laureatka Grammy wystąpi w Warszawie
Jej koncert otworzy XII Festiwal Oper Barokowych
Pochodzi z Kansas, ze stanu, który kojarzy się z rolnictwem, a nie z operą. A jednak to Joyce Didonato, której rodzice marzyli o tym by została nauczycielką muzyki, potrafi rzucić na kolana publiczność zgromadzoną w najważniejszych salach operowych świata. W „Rzeczpospolitej” pisał o niej Jacek Cieślak: „… wielką karierę zaczęła stosunkowo późno, gdy zadebiutowała w La Scali mając 30 lat. Potem jednak wszystko potoczyło się szybko. Dziś jest gwiazdą nowojorskiej Metropolitan, gdzie każdego sezonu przygotowuje się dla niej premiery. Śpiewa w teatrach europejskich, a jej wyjątkowej urody mezzosopran nadaje się niemal do każdego repertuaru – od baroku po współczesność”.
Czym jest Eden Joyce Didonato?
Jedna z najsłynniejszych współczesnych sopranistek wystąpi w Polsce 2. września 2024 roku. Jej koncert z orkiestrą Il Pomo d’Oro otworzy XII Festiwal Oper Barokowych organizowanego przez Warszawską Operę Kameralną. Laureatka niezliczonych nagród, w tym trzech Grammy (otrzymała aż jedenaście nominacji) zaśpiewa utwory z wydanej dwa lata temu płyty „Eden”. Artystka mówi: „Jest to swojego rodzaju kontynuacja mojego tournée „In War & Peace: Harmony through Music” sprzed kilku lat. Doświadczyłam ogromnego wpływu, jaki może mieć muzyka klasyczna w kontekście współczesnego świata. Zawsze zwracałam się do muzyki i poezji, aby pomogły mi przetrwać trudne chwile, i znalazłam ogromną wiedzę, mądrość, głęboki komfort i wskazówki w wielkich dziełach, które wykonywałam przez lata. Chciałam stworzyć album z wyborem muzyki z różnych epok, która skłania ludzi do głębszego połączenia się z tym ogromnym, majestatycznym, życiodajnym i pięknym światem wokół nich”.
Wywiad z Joyce Didonato
Podczas Pani występów na największych operowych scenach świata publiczność często jest bardzo wzruszona. A czy Pani zdarzyło się wzruszyć do łez podczas śpiewania?
Zdarza mi się to bardzo często. To jest dla mnie trudny moment, bo jednocześnie muszę sprawić, by moje mięśnie gardła były rozluźnione. Inaczej przecież nie dałabym rady wydobyć z siebie głosu.
Skoro o głosie mowa… To Pani instrument. Czy jest coś, czego nigdy Pani nie zrobi, by był w jak najlepszej formie?
Po dobrze przespanej nocy zawsze jestem gotowa do działania, czyli muszę się wysypiać. Poza tym staram się cieszyć drobiazgami, szukać inspiracji wokół siebie i mieć dobry kontakt z bliskimi.
A technicznie?
Korzystam z rad trenera wokalnego. Jeśli harmonogram moich występów na to pozwala mam lekcje on-line nawet dwa razy w tygodniu. Śpiewak nigdy nie słyszy swojego głosu tak, jak naprawdę brzmi (sprawdź nagranie swojego głosu mówionego). Musi więc polegać na obiektywnym zestawie wykwalifikowanych uszu. Trener głosu i jego konstruktywne uwagi pomagają mi pozostać na właściwiej ścieżce. To zupełnie tak jak ze sportowcami. Oni też przecież osiągają sukcesy nie tylko dzięki swojej ciężkiej pracy i determinacji, ale dzięki całym zespołom, w których są trenerzy i instruktorzy.
Jaki jest najpiękniejszy moment, kiedy stoi Pani na operowej scenie?
To cudowny moment ciszy, który następuje na końcu arii, kiedy publiczność decyduje się pozostać w tej wspaniałej chwili zawieszonej atmosfery... Kocham to bardziej niż późniejsze brawa.
A jednak brawa są uzewnętrznieniem emocji, które buzują w słuchaczach. Co Pani czuje, widząc emocje publiczności?
Jestem wtedy pełna pokory, ale mam też poczucie uprzywilejowania, bo wiem, że muzyka może mieć niezwykły, transformujący wpływ na ludzi. Jeśli dzięki muzyce mogę pomóc w tej zmianie, jestem jedną z najszczęśliwszych osób na świecie.
Tak jak wtedy, gdy odbierała Pani nagrody?
Nagrody są miłe, ale jednak najważniejsza dla mnie jest reakcja publiczności. A jeśli chodzi o Grammy… ta nagroda pozwala szerszej publiczności zrozumieć, że to, co robią śpiewacy operowi jest ważne. Bo skoro Grammy zdobyły Taylor Swift i Beyonce, to znaczy, że ja też mam coś do powiedzenia w dziedzinie muzyki (śmiech).
Po Pani koncertach ludzie wychodzą z opery oczarowani. Jak Pani to robi?
Dla mnie bardzo ważna jest świadomość, że ktoś postanowił poświęcić mi dwie godziny swojego życia. Dlatego staram się jak mogę, by nie uznał tego czasu za stracony. I kiedy wychodzę na scenę nie zaprzątam sobie głowy myślami jak zostanę przyjęta, bo najważniejsze jest dla mnie zadowolenie i emocje słuchaczy. Gdy faktycznie widzę, że udało mi się ich oczarować, czuję satysfakcję z dobrze wykonanego zadania.
Występowała Pani kilka razy w Polsce. Jaka jest polska publiczność?
Bardzo ciepła i serdeczna. Lubię wspominać moje dwa koncerty, które miały miejsce w ubiegłym roku w Katowicach i Sopocie. Wiem, że mój ostatni występ w ramach trasy promującej płytę Eden, który odbędzie się w Warszawie, będzie wyjątkowym wydarzeniem.
Czy łatwo jest "zabłysnąć" w operze? Poprzednie wykonania tych samych ról często mają status kultowy.
Jeśli celem śpiewaka jest rywalizacja z poprzednim wykonaniem, to myślę, że już przegrał. Dla prawdziwego artysty nie ma czegoś takiego jak rywalizacja na scenie. Uważam, że artysta służy publiczności, ożywiając arcydzieło przed nimi - jakby było śpiewane po raz pierwszy - w pełni obecne i żywe w danej chwili. To jedyne miejsce, w którym artysta może znaleźć prawdziwą inspirację. Więc nie, to nie jest łatwe. Ale myślę, że jest to konieczne dla naszej sztuki.
Jest coś, czego nie lubi Pani w swojej pracy?
Uwielbiam sadzić kwiaty w swoim ogrodzie. Gdy kwitną zazwyczaj jestem w drodze pomiędzy kolejnymi scenami operowymi. Chciałabym móc zobaczyć ten moment, gdy stają się takie piękne. Tęsknię za tym. Zawsze byłam osobą, która zatrzymuje się, by powąchać róże, ale teraz robię to jeszcze częściej, bez względu na to, gdzie jestem. W ogóle nie jestem wielką fanką podróży lotniczych, ale to mała cena za przywilej śpiewania na największych scenach świata.
Czy ma Pani ukochaną rolę, czy jeszcze na nią czeka?
Do tej pory miałam niesamowite szczęście zaśpiewać wiele ról, które naprawdę kochałam: Agrypina, Didon, Cherubino, Rosina, Cendrillon, Sesto... Nie sądzę, żebym bez nich mogła przetrwać jako sopranistka! Ale jestem otwarta na nowe wspaniałe projekty.
Czytaj też: Nagrali razem hit, dziś ze sobą nie rozmawiają. Dawny przyjaciel gorzko ocenił Dawida Podsiadłę
Tak jak Pani płyta „Eden”? A czym dla Pani jest raj?
Żyć pełnią chwili, w spokoju i w pełnym połączeniu zarówno ze sobą, jak i ze światem wokół mnie. Umiem cieszyć się drobiazgami. Jak wtedy, gdy mój partner po raz pierwszy przygotowuje ceviche. Wyszło świetnie. To było tylko trochę surowej ryby, soku z limonki i kilku warzyw – i to było czyste szczęście!
Czy ma Pani ukochaną rolę, czy jeszcze na nią czeka?
Do tej pory miałam niesamowite szczęście zaśpiewać wiele ról, które naprawdę kochałam: Agrypina, Didon, Cherubino, Rosina, Cendrillon, Sesto... Nie sądzę, żebym bez nich mogła przetrwać jako sopranistka! Ale jestem otwarta na nowe wspaniałe projekty.