Reklama

Zmarła 5 października 2014 roku, pozostawiając po sobie pustkę. Anna Przybylska - jedna z najbardziej kochanych polskich aktorek. Choć minęły cztery lata, ludzie wciąż ją pamiętają, wspominają i za nią tęsknią. Dlatego w rocznicę śmieci przypominamy, jaka była naprawdę i jak wyglądało jej życie w ostatnich miesiącach zanim odeszła.

Reklama

Historię Ani mogła opisać tylko jedna osoba - Krystyna Pytlakowska, która nie tylko przeprowadziła wiele wywiadów z aktorką, ale także przez wiele lat przyjaźniła się z nią i prowadziła intymne, prywatne rozmowy. Oto fragmenty wspomnień spisanych przez dziennikarkę Vivy!

„Jeszcze brzmi mi w uszach jej radosny głos: „To pa, lecę. Umówiłam się z mydarlingiem na Monciaku”. Tak nazywała swojego mężczyznę – Jarka. Cieszyła się z powrotu do Gdyni. Cieszyła się, że zdążyła. Tak jakby wiedziała, że musi się spieszyć. Nasze rozmowy były i wesołe, i smutne. Blisko życia, ale i śmierci. Kiedyś powiedziała mi jakoś między wierszami, że nie dożyje czterdziestki. „Co ty Aniu opowiadasz?”, żachnęłam się. „Mówię ci to, co czuję”, odpowiedziała ze stoickim spokojem”, czytamy.

Nieopierzona nastolatka, ale strasznie zdeterminowana

Wierzyła w przeznaczenie, mawiała: „Co ma być, to będzie: miałam zostać aktorką i zostałam”. Przeznaczeniu pomogła trochę Małgorzata Rudowska, menedżerka i przyjaciółka Ani. To do Małgosi trafiła w 1994 roku. Miała zaledwie 16 lat, jeszcze chodziła do szkoły. „A ja wtedy otworzyłam agencję modelek, musiałam dorobić na studia”, opowiada Rudowska.

„Pamiętam dzień, w którym Ania się zjawiła. Nieopierzona nastolatka, ale strasznie zdeterminowana. Chciała chodzić po wybiegu, chociaż modelką nie zamierzała zostać. »Chcę być aktorką«, powtarzała. Na modelkę się za bardzo nie nadawała. Sama z siebie żartowała, że jest za gruba, za niska i nie lubi swoich nóg. Ale było w niej to coś, co sprawiało, że ludziom przy niej topniały serca. Zarabiała więc u mnie na kosmetyki i ciuszki. Po śmierci jej ojca mamie samej trudno było utrzymać rodzinę. Mój ojciec też wtedy umarł i ból po stracie nas połączył. Jak się okazało – na wiele lat”

Gdy Małgosia dowiedziała się o castingu do filmu, namówiła Anię, żeby tam pojechać. Była spłoszona, kiedy zobaczyła tyle znanych twarzy i te wszystkie piękne dziewczyny. „Za Chiny nie wygram”, mówiła. A jednak przeszła do następnego etapu. I casting wygrała. Dzisiaj przypisuje się odkrycie Ani, jako aktorki, Radosławowi Piwowarskiemu. Ania mówiła o nim przez szacunek dużymi literami: Reżyser. Piwowarski wspomina, że kiedy wśród modelek i aktorek pojawiła się Przybylska, pomyślał, że to ktoś z innego świata, kosmitka po prostu. Duże, namiętne usta, wielkie, przerażone oczy, króciutkie włosy. Zapadła mu w pamięć. I w dodatku ta niczym nieskażona dziewczynka musiała na przesłuchaniach wygłosić monolog o orgazmach. Rodzaj przewrotnego testu, czy się nie zająknie. Test zdała. Potem się z tego oboje śmiali. Piwowarski był pod wrażeniem, Janusz (Kuba) Morgenstern, oglądając zdjęcia próbne, też nie mógł wyjść z podziwu: „Gdzie ty znalazłeś taką dziewczynę?”.

Bardzo chciała być aktorką, ale dopiero przy Piwowarskim poczuła, że to jest realne. Grała potem u niego w wielu filmach. To on odkrył w niej policjantkę Marylkę ze „Złotopolskich”. Producenci nie chcieli się na nią zgodzić, była jeszcze kompletnie nieznana. Ale kiedy przebrała się w mundur, włożyła szpilki i przeszła przez szpaler facetów, wszystkich zamurowało. Jej seksapil, wdzięk.

Chociaż nigdy nie skończyła aktorskich studiów, była aktorką. Nawet jeżeli bała się ostrych scen i rozbierania na planie, tego lęku potem na taśmach nie było widać. Prosiła jedynie o pozwolenie zagrania w „Ciemnej stronie Wenus” w majtkach. Piwowarski się zgodził – majteczki miała przecudne, pensjonarskie, z bawełny w kwiatki. „A kiedy w »Złotopolskich« całowała się z Piaskiem, kazałem im dublować tę scenę kilka razy, ponieważ widziałem, że oboje są sobą zauroczeni i te pocałunki sprawiają im przyjemność”, wspomina Piwowarski.

W „Złotopolskich” grała aż do 2010 roku. Tam poznała Pawła Wawrzeckiego, który teraz mówi o Ani:

„Wszystko miała dane, tylko czasu nie dostała. Przyszła do nas na plan jako nowa policjantka i miała takie dziwne oczy, czarne, ogromniaste, fantastyczny uśmiech i głos z lekką chrypką. Od razu publiczność ją pokochała. Ona świetnie wyczuwała komedię życia. Bardzo utalentowana dziewucha”

Ona nie była dziewczyną tylko do zaliczenia

„Ania nie była rozwydrzoną panienką. Uczyła się, chciała szybko się usamodzielnić, iść na studia. Miałam do niej zaufanie, że »nie popłynie«. Poza tym u nas w domu panowały wojskowe zasady – ojciec Ani był oficerem marynarki wojennej. Po nim odziedziczyła wewnętrzną dyscyplinę i zamiłowanie do porządku - mówiła jej mama, Krystyna Przybylska”

Nie miewała romansów. Nie chciała rozmieniać się na drobne. Jak miłość, to do końca, do grobowej deski. Czy mogła przypuszczać, że te słowa staną się tak prawdziwe? Poznała Jarosława Bieniuka, wówczas piłkarza Amiki Wronki.

„Ona nie była dziewczyną tylko do zaliczenia. To była dziewczyna na życie”, powiedział później Jarek. Zamieszkali razem we Wronkach i już się nie rozstawali. Jeździła wszędzie, gdzie jego niosły kontrakty. Przeprowadzali się dziewięć razy. Oliwia urodziła się w 2002 roku. Ania szybko chciała mieć dzieci. Mówiła mi, jak bardzo tęskniła za stworzeniem rodziny, ponieważ po śmierci ojca straciła poczucie bezpieczeństwa. Mając własny dom, chciała je odzyskać. Trzy lata po Oliwce urodził się Szymon, a w 2011 roku Jasiek. Miała więc dużą rodzinę, tak jak chciała, i uważała, że rodzina zawsze powinna być razem. Bez względu więc na swoje plany zawodowe dostosowywała je do Jarka, wyjeżdżając z nim do Turcji, Łodzi, by wrócić na koniec do Gdyni.

Czy Przybylska stanie się mitem?

W obliczu choroby jej wrodzony optymizm został wystawiony na próbę. Mówiła:

„To pozory, jestem pogodna, uśmiechnięta, ale w środku zjada mnie pesymizm. I to ludzi denerwuje, a zwłaszcza moją menedżerkę. Że się nie uda, że nic z tego nie będzie. »Przestań już wreszcie!«, krzyczy Małgosia. »I skąd ty masz czerpać energię?!«. Ale są sytuacje, kiedy ten optymizm jest niezbędny, jak teraz. Z drugiej strony, potrafię wziąć się w garść. Ale generalnie umiem wywołać wilka z lasu, potrafię przewidzieć pewne sprawy i to mnie najbardziej boli”.

Choroba pojawia się nagle, choć może rozwijać się długo, nawet kilka lat. Jej mama przypomina sobie, że Ania od dłuższego czasu narzekała na bóle kręgosłupa:

„Zaczęła robić badania i latem 2013 roku okazało się, że to nie kręgosłup, tylko trzustka. Guz, słowo rak nie chce mi przejść przez usta. Może jakaś pomyłka, może błąd diagnozy? Ale okazało się, że nie, że to była prawda. Nikt nie może sobie wyobrazić, co czuje wtedy matka. Moją mamę straciłam w 2007 roku, strasznie mi jej brak, męża pochowałam wcześniej, mój ojciec też umarł, i szwagier. Tyle śmierci wokoło, ale ta jest najstraszniejsza. Ania do końca miała nadzieję, do końca walczyła, mimo że była już bardzo słaba. Nigdy jednak nie padły takie słowa: "Mamo, umieram". Jeśli chodziła się modlić do kościoła, to o życie, a nie o śmierć”

Miała tylko 35 lat, jeszcze nie zagrała tych najważniejszych ról, jakie sobie wymarzyła, nie dotrwała do tego etapu życia, kiedy Jarek przejdzie na piłkarską emeryturę i będą mogli wreszcie tworzyć normalny dom. Ojciec, matka, dzieci. To przyszło dla niej za późno, bo Jarosław Bieniuk jest już na tej wyśnionej przez Anię emeryturze. Tylko nie mogą razem się nią cieszyć.

Do mnie Ania powiedziała w naszej przedostatniej rozmowie, że chciałaby dożyć tego momentu, kiedy będzie mogła zagrać starą, brzydką, steraną życiem kobietę. Bo nie chce już być seksbombą. Ale to marzenie okazało się nierealne. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” w tekście „Zwykła dziewczyna, która była aktorką” rzucił w eter pytanie: Czy Przybylska stanie się mitem? A może pamięć o niej skończy się z chwilą, gdy zwiędną białe róże, którymi udekorowano miasto w dniu pogrzebu? Nie przetrwa? O tej roześmianej dziewczynie, która podjęła heroiczną walkę z chorobą i ją przegrała? A na Cmentarzu Marynarki Wojennej, gdzie spoczęła obok ojca, ciągle gromadzą się tłumy... I ciągle przybywa świeżych róż.

Archiwum prywatne

Anna Przybylska w "Vivie!" w 2008 roku

Marek Straszewski
Reklama

Anna Przybylska w filmie "Bilet na Księżyc" w 2013 roku - to ostatnia rola w jej karierze

Kino Świat
Reklama
Reklama
Reklama