Reklama

Wojciech Młynarski zmarł w środę 15 marca 2017 roku wieczorem, otoczony gronem najbliższych. Poeta i twórca był przykuty do łóżka już od dłuższego czasu. Opiekowały się nim córki oraz syn: Agata Młynarska, Paulina Młynarska i Jan. Został pochowany na warszawskich Powązkach. Śmierć Wojciecha Młynarskiego to wielka strata dla polskiej kultury. Był on nie tylko wybitnym twórcą, lecz także kochającym ojcem i zasłużoną postacią w świecie muzyki i literatury. Tak wspomina go wieloletnia przyjaciółka i dziennikarka VIVY!, Krystyna Pytlakowska.

Reklama

Wojciech Młynarski nie żyje - wspomnienie Krystyny Pytlakowskiej

Kiedy na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zaczęłam bywać w klubie studenckim Hybrydy – to tam spotykały się inteligenckie dzieci Warszawy, nieraz widziałam go, jak przy kontuarze barku sączył wino gellala i otoczony roześmianym towarzystwem perorował coś na głos a oni słuchali go jak Boga. Nie miałam śmiałości podejść i włączyć się do dyskusji. Dla mnie Wojciech Młynarski był tak niedostępny i tak wielki, jak co najmniej prezydent Ameryki.

Już wtedy otoczony był nimbem sławy i aureolą wielkiego artysty. I nawet nie ośmieliłam się mu przypomnieć, że dwa lata wcześniej jako licealistka podbiegłam do stolika, przy którym siedział z żoną Adrianną Godlewską i kilkoma przyjaciółmi w kawiarni Lido, popularnej wówczas w Juracie, gdzie większość z nas spędzała wakacje. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, może nabrałam odwagi po kilku piwach, bo podeszłam do mojego idola domagając się, żeby zaśpiewał dla nas piosenkę „W co się bawić”.

Znaliśmy ją już wszyscy z Opola i w nocy po Juracie śpiewaliśmy na całe gardło „bo chleb a dosyć, teraz pora na igrzyska”. Naiwniaczce nie przyszło do głowy, że nie można ot tak wstać i zaśpiewać bez muzyki i mikrofonu i że dla pana Wojtka śpiewanie to praca, a teraz właśnie ma od niej przerwę i odpoczywa. Ale skarcił mnie tylko z uroczym uśmiechem, bardzo grzecznie odmówił. Jak to, nie zaśpiewa pan dla młodzieży z Mokotowa – przekonywałam. Nie, ale zapraszam was na mój recital, no i do kabaretu w Hybrydach. Do dziś ta scena tkwi mi głęboko w pamięci, tak jakbym oglądała film z przeszłości.

Wojciech Młynarski prywatnie

Wojtek Młynarski taki młody, takich chudy, taki wysoki, tak króciutko ostrzyżony i z takim cudownym uśmiechem. A jeszcze był opalony i w ciemnej twarzy błyszczały tylko jego intensywnie niebieskie oczy. Można się było od razy w nim zakochać. Poznałam go już osobiście i oficjalnie w 2001 roku, gdy oboje nie byliśmy już młodzi i jego popularność przygasała, a ja właśnie niedawno zaczęłam pracę w dwutygodniku Viva!. Bardzo uradowało mnie polecenie moich naczelnych, żeby za wszelką cenę dotrzeć do Młynarskiego i namówić go na rozmowę.

Dotarłam więc i umówiłam się, korzystając zresztą z pomocy jego córki Agaty, z który byłam od Obserwatora całkiem blisko. Mieszkał wtedy przy ulicy Dobrej, skąd niewiele później się wyprowadził na Lwowską, po raz kolejny zmieniając swoje życie osobiste. Umówiliśmy się jakoś tak po południu, jednak kiedy przyszłam, zażenowany zaprosił mnie do pokoju i bardzo się tłumacząc, odwołał spotkanie.

Powiedział, że się źle czuje, że nie przewidział ataku swojej choroby (ma chorobę dwubiegunową) i że umówimy się, kiedy nastąpi remisja. Po czym na przeprosimy wręczył mi swój wielopłytowy album - na opakowaniu napisał wcześniej czarnym flamastrem, że bardzo przeprasza. Podpisał się pełnym imieniem oraz nazwiskiem. Przechowuję te przeprosiny jak relikwię.

Wywiad z Wojciechem Młynarskim - rodzina, przyjaciele, znajomi

Wywiad po jakimś czasie rzeczywiście zrobiliśmy, ukazał się w dwóch częściach, bo redakcja nie chciała zrezygnować z ani jednego zdania. Czytam go teraz na nowo i widzę, jak wiele w nim było informacji o rodzinie, wywodzącej się od Rubinsteina, o dziadku Emilu Młynarskim, o ojcu, matce i przyjaciołach, których nazwiska zapierają dech. Tyrmand, Kalina Jędrusik, Dobrowolski, Osiecka, Grochowiak, Bryll, Śliwonik . „Przy nich człowiek się wstydził, żeby jakiś taki wiersz normalny do rymu spłodził i w dodatku do melodii”.

Robert Wolański

Twórczość Wojciecha Młynarskiego

– Gdy zacząłem chodzić do Hybryd, nie od razy zająłem się kabaretem, ale Janek Pietrzak, który już tam działał, zrobił kabarecik piosenki. Mnie to się nie bardzo podobało. Wtedy powiedział – jak jesteś taki mądry, to zrób sam. I zrobiłem. Nazwałem program „Radosna gęba stabilizacji”. I takie były początki. Wcześniej chodził do Hybryd potańczyć, posłuchać jazzu, grać w brydża. W kabarecie zaczepiał Tyrmanda, Teoplica, Prutkowskiego „lecieliśmy po nazwiskach”, a oni się nie obrażali.

Pierwszy wiersz natomiast napisał, gdy miał trzynaście lat. To była zabawna historia, mieszkał wtedy z rodzicami w Komorowie, w ich domu odbywały się koncerty, na których śpiewali znani artyści. - Wtedy sam zacząłem śpiewać – wyznał. Pewnego razu podczas koncertu wysiadło ogrzewanie, kazano mi pobiec po Ptaszyńskiego hydraulika i alkoholika, przyszedł, zreperował, a ten pan, który miał melorecytować poezję – ty jesteś uroczy Ptaszyński.

I ja nadpisałem taki tekst : „gdy księżyc nad Komorowem jest wielki jak kamień młyński, w świat czarnych kotów, w drzew cienie dziwaczne wchodzi uroczy Ptaszyński”. Zadałam Wojtkowi Młynarskiemu też pytanie, czy czuje się na marginesie współczesnego życia muzycznego. Odpowiedział, że nie, ale czasy się zmieniły i do pewnego stopnia my się wszyscy czujemy na marginesie”. Napisałem niedawno tekst, że obok młodych zdolnych są też i starzy zdolni, na których nikt nie zwraca uwagi, bo już się ludzie przyzwyczaili”.

Pan Wojtek zdawał się podczas naszej rozmowy zapominać, jakim on był objawieniem, jak obsypywano go nagrodami, zwłaszcza na festiwalach w Opolu, jak jego piosenki śpiewała cała Polska i do dziś one cały czas żyją. Nie ma zabawy na przykład w kurortach górskich bez piosenki „Jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach”. Nie sposób wyliczyć jego przeboje, ale można je odnaleźć - i piosenki, i wiersze - w niedawno wydanej antologii „Wojciech Młynarski. Od oddechu do oddechu", której promocja odbyła się w Wilii Foksal.

Reklama

Była na niej Agata, Paulina i Janek – trójka dzieci Wojciech Młynarskiego i Adrianny Godlewskiej, ale bez ich ojca, który od kilku miesięcy ciężko chorował i nie podnosił się z łóżka. To dzieci właśnie zadbały o to, żeby zebrać jego twórczość – wiersze liryczne i te, które on nazywa publicystyką poetyczną. Wielbiciele Młynarskiego przybyli tłumnie, bo nadal wzbudza on podziw i emocje. Zaliczany przez Jeremiego Przyborę do trójcy wieszczów polskiej piosenki. Tym wieszczem pozostanie na zawsze.

Jacek Poremba/SHOOT ME
Robert Wolański
Reklama
Reklama
Reklama