„Jestem nieśmiertelny!”, spowiedź Krzysztofa Hołowczyca
Rajdowiec wie, co mówi. Umierał wiele razy!
Nie boi się śmierci. Szuka jej przekraczając granice ludzkich możliwości. Swoje wyścigi ze śmiercią opisał w książce Piekło dakaru. Na podium. Rajd Dakar zmienił Krzysztofa Hołowczyca. Dziś jest człowiekiem, który się uśmiecha. W wywiadzie dla dwutygodnika VIVA! wyznaje: „Jest woda? Mam gdzie spać? Mogę się ruszać? Żyję!”.
Rozmowa z Krzysztofem Hołowczycem
„Na Dakarze nauczyłem się, że nie ma granic. Gdy człowiekowi wydaje się, że to koniec jego możliwości, to jest dopiero w połowie drogi”.
Skąd się biorą drapieżniki?
Chyba genetyka. Z drugiej strony dążenie do celu. Cel jest wszystkim. Zwłaszcza w motorsporcie, gdzie jesteś bardzo blisko śmierci. Kilku bliskich kolegów zginęło. Na Dakarze obcowałem z ludźmi, którzy tam ginęli.
Jak to jest?
Nie można brać tego do siebie. Trzeba myśleć: jestem nieśmiertelny. To faworyzacja subiektywna. Wszyscy wkoło są słabi, ja jestem silny. Jednak też parę razy byłem w zaświatach. Też leciałem ku ciemności. Znam fizykę i wiedziałem, że nie mam szans. Ale ten na górze powiedział: „Nie teraz!”.
W Egipcie?
Tak, podczas rajdu w Egipcie byłem w czołówce światowej, ścigałem się o wszystko. Jechałem z moim belgijskim pilotem Jean Markiem, prędkość sto, sto dwadzieścia, surfowałem między wydmami. Nagle dwumetrowa dziura przede mną. Kamień był, wiatr wywiał piasek. Widzę, że koniec, stuknę i pozamiatane. Ale po prawej było przewyższenie, jakby skocznia. Puszczam hamulec, wciskam gaz, ciągnę za kierownicę. Odruch, bo na motorach crossowych jeżdżę, ale w samochodach to niewiele daje. Samochód się wybija, myślę, kurwa, przelecimy. Niestety zabrakło pół metra. Uderzamy podłogą, siła idzie przez fotele w nasze kręgosłupy. W piesiach coś mi chrupnęło, jakby w mostku ktoś suchą gałąź złamał. Nie mogę oddychać. Jean Mark wyje jak zarzynana świnia. Jemu dwa dyski wypadły na dole. Myślę, kurwa, umieram. Ale jadę dalej. Instynkt. Po paru latach na wydmach wiem, że jeżeli stanę gdziekolwiek, to się zakopię. Duszę się na bezdechu, wyjeżdżam na przedmuchany twardszy płaskowyż. I gaśnie światło. Potem otwieram oczy i czuję, jak powoli powietrze dostaje się do płuc. On wyje. Jezu, jak bardzo chcę żyć. Następny moment, który pamiętam, jestem za samochodem, wygramoliłem się. Jean Mark podchodzi na czworaka „Włóż mi te dyski”. Nie daję rady. Patrzy na mnie: „Jesteś biały, to może wciśnijmy ten guzik”. Najstraszniejsza rzecz dla zawodnika. Naciskasz czerwony guzik - rezygnujesz z rajdu, ale natychmiast przylatuje pomoc. Po 40 min ląduje helikopter, biegną do nas lekarze. „Chłopaki zabierzemy was, ale teraz mamy motocyklistę w bardzo ciężkim stanie. Polecimy z nim do Kairu i wracamy po was”. Dali nam po dwie fiolki, żeby nie bolało. Huknęliśmy od razu po dwie, ja pierdzielę, jakie kształty, kolory, co ja widziałem na tych wydmach!
Jean Mark odleciał: „Co za idiota ten guzik wcisnął. Jedziemy dalej!” Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy jeszcze 160 km do obozu. Tam prześwietlili mnie, nadajesz się tylko do szpitala. Ale jest noc, helikopter nie poleci, więc jedziesz karetką. To był największy błąd mojego życia. Bo rano, gdy te fiolki przestały działać, każda próba ruchu wywoływała ból, jakbym był podłączony do prądu. Krzyczę: „Zabijcie mnie!”. Wyrwali deski z ciężarówki, obłożyli mnie i obwiązali taśmą. I taki pakunek włożyli do ciężarówki. Moja głowa trafiła między dwie rury. W czasie jazdy latała między nimi jak piłka. Indianie podobno zabijają ból jeszcze większym bólem. Przejechałem tak sześćset kilometrów, kiedy mnie wyciągnęli, lekarz zapytał, czy miałem wypadek bez kasku?
Uff, ale opowieść!
Nikt nie zdaje sobie sprawy, ile człowiek może wytrzymać. Na Dakarze nauczyłem się, że nie ma granic. Gdy człowiekowi wydaje się, że to koniec jego możliwości, to jest dopiero w połowie drogi. Dakar zmienił mnie bardzo. Jestem teraz człowiekiem, który zawsze się uśmiecha. Jest woda? Mam gdzie spać? Mogę się ruszać? Żyję!
Przeczytaj, w jaki sposób żona Krzysztofa Hołowczyca sprawiła, że stał się człowiekiem! Tylko w dwutygodniku VIVA!, na rynku od 21 marca 2019.