Weronika Rosati: "Bóg ekstremalnie mnie doświadcza: daje wspaniałe rzeczy, ale mam też na koncie traumy i głębokie rany"
"Na polu zawodowym i prywatnym przeżyłam wszystko, co można przeżyć złego i dobrego"
- Beata Nowicka
Właśnie skończyła 40 lat. Wspaniałe i dramatyczne. Mówi: „Na polu zawodowym i prywatnym przeżyłam wszystko, co można przeżyć złego i dobrego. Bóg ekstremalnie mnie doświadcza: daje wspaniałe rzeczy, cudowne momenty, ale mam też na koncie traumy i głębokie rany. Balans zysków i strat”. Weronika Rosati i… spowiedź życia.
Weronika Rosati o karierze, aktorstwie, sukcesach i porażkach
Fragment wywiadu VIVY!
Weronika Rosati: Ludzie, którzy mnie znają – w show-biznesie funkcjonuję już 25 lat – wiedzą, że podejmuję całkowicie suwerenne decyzje. Nie kalkuluję, jak być bardziej lubianą, popularną, więcej zarabiać, jak przypodobać się jakiejś grupie czy konkretnej osobie. To jest moja wolność. W pewnym sensie jestem nie do okiełznania, jeśli chodzi o osobowość, charakter, sztukę, którą uprawiam. Zawsze lubiłam „Poskromienie złośnicy” Szekspira. Niedawno pomyślałam, że dużo osób próbowało mnie poskromić, w tym paru mocnych zawodników, ale wszyscy polegli. Jedyna osoba, która owinęła mnie wokół palca, to moja córka. Zrobiła to najmocniejszą bronią – miłością. Wracając do poprzedniego pytania, na pewno nikomu niczego nie muszę już udowadniać. Córka definitywnie wyleczyła mnie z tej przypadłości. [...] Różne rzeczy mnie interesują, bo chcę być zdrowa, silna, aktywna. Przede wszystkim dla mojej córki, ale też dla siebie. Kocham swój zawód, chciałabym jak najdłużej grać. Aktorstwo to nie jest kariera, tylko sposób na życie.
Ładnie to ujęłaś. W Twoim przypadku to prawda.
Mam wrażenie, że młode aktorki, które mają 25 lat, nie zdają sobie sprawy, jak wielkie mają szczęście, że teraz wchodzą do tego zawodu. Żyją w czasach, kiedy powstały platformy streamingowe, robi się mnóstwo produkcji, są nieograniczone możliwości i wiele ciekawych ról. Ja startowałam w najgorszych czasach. Dość trudno było się przebić. Było mniej produkcji, mniej możliwości, za to panował wszechobecny seksizm. Aktorka przed trzydziestką była przede wszystkim ozdobą głównego bohatera: jego dziewczyną, kochanką, obiektem westchnień. Miałam szczęście, że udało mi się zagrać kilka wyrazistych ról, na przykład w „Pitbullu”, „Obławie”, ale one też kręciły się wokół kobiecości. Poza tym wtedy pojawił się internet i media tabloidowe, które były poza wszelką kontrolą. Panowała wolna amerykanka. Nie było granic, hamulców, szacunku dla prywatności. Miałam niecałe 20 lat i stałam się wdzięcznym chłopcem do bicia. Byłam młodą dziewczyną wchodzącą w zawód, w życie, w dorosłość, w kobiecość, która była niesprawiedliwie i bezwzględnie nękana medialnie.
Weronika Rosati, Viva! 1/2024
Weronika Rosati w sesji VIVY!, 2014 rok
Wciąż czujesz żal? Mam wrażenie, że z wiekiem stwardniałaś, uodporniłaś się.
To nie ma nic wspólnego z żalem, tylko poczuciem niesprawiedliwości. Uważam, że to było nie fair. Nadszarpnęło mój wizerunek, wpływało na to, jak byłam – i wciąż jestem – postrzegana jako aktorka, na opinie ludzi. Zawsze traktowałam aktorstwo śmiertelnie poważnie, ciężko pracowałam, robiłam, co w mojej mocy, żeby być postrzeganą przez pryzmat moich ról, a nie tego, co ktoś przeczytał o mnie – kłamliwego – w mediach. Jak wiesz, wytoczyłam wiele procesów o naruszenie dóbr osobistych, które po latach wygrałam – takie procesy ciągną się strasznie długo – ale ta wygrana ma gorzki posmak. Nie daje zadośćuczynienia czy satysfakcji. Przez lata kłamstwa przedrukowywane jako fakty w jakimś stopniu rzuciły niepotrzebny cień na moją karierę. Nie zasłużyłam na to, a jednak mnie to spotkało. Niestety życie nie zawsze jest fair. I niestety trudno, nawet z wiekiem, się z tym pogodzić. Patrzę na Instagramy wielu aktorów i aktorek, którzy dzielą się tam swoim osobistym i intymnym życiem – nie krytykuję ich, wręcz zazdroszczę, że mogą tak postępować bez konsekwencji – i gdy potem czytam, że ta aktorka czy ten aktor „chronią swoją prywatność”, to jednak zastanawiam się, jakie są kryteria? Przecież to nieprawda. W moim przypadku jest odwrotnie. Nie dzielę się intymnością w mediach społecznościowych, a jednak ludziom się wydaje, że „wiedzą” o moim prywatnym życiu wszystko. Dlatego czasem mam poczucie głębokiej niesprawiedliwości, która wynika z nierównego traktowania osób publicznych. Przez lata walka z tym mnie spalała, smuciła, zabierała mnóstwo czasu. Zdecydowałam, że zejdzie na dalszy plan, kiedy moje dziecko pojawiło się na świecie. Teraz mam nadzieję, że skoro skończyłam 40 lat, media będzie mniej obchodzić, czy ja się z kimś spotykam, czy nie.
A spotykasz się?
(śmiech).
[...]
Zbudowały Cię sukcesy czy porażki?
Jedno i drugie, ale słowo porażki zamieniłabym na trudności. Owszem, można powiedzieć, że pewne moje decyzje były porażkami, na pewno niektóre chciałabym wymazać, ale… te decyzje czy wybory, które najbardziej chciałabym zmienić, doprowadziły do tego, że spełniło się moje największe marzenie – mam Elę. Dlatego niczego nie mogę zmienić. Błędy były drogą, którą musiałam przejść, żeby dojść do miejsca, w którym teraz jestem. Odkąd moja córka jest na świecie, wszystko inne blaknie, ona wypełnia moje życie światłem i miłością. Cała reszta to cena, jaką płacę za to najwspanialsze dziecko na świecie.
Co poza córką uważasz za sukces?
Fakt, że przetrwałam graniczne sytuacje, które wiele osób zmiotłyby z powierzchni ziemi. Czasami ludziom, którzy mnie poznają i widzą, jaka jestem drobna, wydaje się, że jestem krucha, więc można we mnie walić, można mnie łatwo złamać. To złudzenie. W małym ciele duży duch. Jestem Koziorożcem. Uparta i zdeterminowana. To jest taki upór, który potrafi przeszkadzać w życiu, a jednocześnie jest kluczem do sukcesu. Odnoszę wrażenie, że na polu zawodowym i prywatnym przeżyłam wszystko, co można przeżyć złego i dobrego. Bóg ekstremalnie mnie doświadcza: daje wspaniałe rzeczy, cudowne momenty, ale mam też na koncie traumy i głębokie rany. Balans zysków i strat.
Po stronie zysków masz karierę. Sama się nie chwalisz, więc przypomnę. W wieku 21 lat pojawiłaś się na planie „Inland Empire” Davida Lyncha. Od tamtej pory stałaś się aktorką międzynarodową. Zagrałaś ponad 20 zagranicznych ról, między innymi u boku Nicolasa Cage’a, Ala Pacino, Michaela Douglasa, Sylvestra Stallone’a i Dustina Hoffmana. Film „To nie koniec” z Christopherem Lambertem, gdzie jesteś 80 procent czasu na ekranie, przyniósł Ci nagrodę dla najlepszej aktorki na festiwalach we Włoszech, Szwecji i Kalifornii i otworzył drzwi do Italii. Piękny dorobek!
Dziękuję, że to powiedziałaś. Zrobiłam coś, co niewielu osobom się udało, a na pewno wiele o tym marzyło – międzynarodową karierę: gram w zagranicznych produkcjach, z oscarowymi aktorami. Od 20 lat żyję w Ameryce, w mieście, o którym zawsze marzyłam. Tu się urodziła moja córka i tu ją wychowuję. Tu jest mój dom, który mam w genach, bo moja babcia urodziła się w Ameryce. Natomiast mam ogromny sentyment do Polski. Z przyjemnością przyjeżdżam na plany filmowe, zobaczyć się z rodziną. Zrobiłam filmy, z których jestem bardzo dumna. Od 16. roku życia ciężko pracowałam, by mieć w CV kilkadziesiąt zagranych ról. Filmy z moim udziałem były w konkursach na światowych festiwalach w Wenecji, Taorminie, Toronto, były zgłaszane do Oscarów. Więc czuję, że całkiem nieźle wychodzę na tym bilansie. Co w danym momencie było możliwe, zrobiłam. Może nie zawsze i nie do końca tak, jakbym chciała, ale na tym etapie czuję się spełniona. Koziorożce mają wielką ambicję. A w tym zawodzie bez ambicji i determinacji nie da się przetrwać.
Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze VIVY! Magazyn jest dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 18 stycznia 2024 roku.