Reklama

Jaką mamą jest Wanda Traczyk-Stawska? Jej dzieci od lat mieszkają za granicą, ale legendarna uczestniczka Powstania Warszawskiego, utrzymuje z nimi bliski kontakt. O tym, czy opowiadała im o wojnie i dlaczego do dziś często mają do niej żal Wanda Traczyk-Stawska opowiada w niezwykle intymnej rozmowie z Aliną Mrowińską.

Reklama

Lubiła Pani swoją pracę?

Bardzo, bo kochałam te dzieci. Moje własne dzieci do dziś wspominają, że w czasie świąt Bożego Narodzenia cała klasa przychodziła do naszego domu. Mieliśmy choinkę, prezenty. Piękny czas. Moja córka Ewa i syn Paweł chodzili do szkoły muzycznej i czasem po lekcjach przychodzili do mnie. Dobrze się znali z moimi klasowymi dziećmi. Pamiętam, jak razem robili zabawki. Ewa doszła do wniosku, że niektóre dzieci są bardzo mądre, bo zrobiły ładniejsze zabawki niż ona.

Opowiadała Pani swoim dzieciom o wojnie?

Mają przez to chore nerwy. Mieszkaliśmy w jednopokojowym mieszkaniu, stale przychodzili moi koledzy i opowiadali różne historie z powstania. Ewa i Paweł wiedzą wszystko. Mówią, że po nocach im się to śni. Najbardziej lubili Witka Kruczka, o którym na początku pani opowiadałam. Proszę zobaczyć, tu, na ścianie, wiszą rysunki Ewy i Pawła jeszcze z przedszkola.

Jaką Pani była mamą?

Dzieci do dzisiaj mają żal, że moje sprawy powstańcze były ważniejsze niż ich.

Mówią o tym?

Mówią… Teraz też mają do mnie żal, że robię różne rzeczy, narażając się, a nie pamiętam o tym, że one będą cierpieć, jak odejdę.

Pani dzieci mieszkają od wielu lat za granicą. Czuje się Pani samotna, że są tak daleko?

Nie, codziennie ze sobą rozmawiamy przez telefon. Mamy bardzo bliski kontakt. Ewa i Paweł zawsze przyjeżdżają do Warszawy na 1 sierpnia. Razem idziemy na nasz cmentarz. Paweł uciekł z Polski w latach 70., był wtedy na czwartym roku Wyższej Szkoły Muzycznej, grał na altówce. Wcześniej kilka razy został pobity przez milicję. Pamiętam, jak po trzecim pobiciu powiedział mi, że nie chce żyć w kraju, gdzie człowiek jest przedmiotem ciągłych represji. We Frankfurcie nad Menem zrobił dyplom. Urząd Bezpieczeństwa długo wzywał całą naszą rodzinę na przesłuchania. Ewa robiła wtedy dyplom, też w Wyższej Szkole Muzycznej, tylko w klasie fortepianu i organów. Bardzo tęskniła za Pawłem, od dzieciństwa byli takimi papużkami nierozłączkami. Po dyplomie szczęśliwie dostała paszport i wyjechała do Anglii. Tam spotkała mężczyznę swojego życia, niestety, nie-Polaka (śmiech), i już została. Ma dwie dorosłe córki. Paweł też ma dwoje dzieci, syna i córkę. Wszystkie moje wnuki grają na jakimś instrumencie. Mam już jednego prawnuka. Paweł przejął moją miłość do piłki nożnej. Założył nawet piłkarski zespół w swojej orkiestrze Filharmonii w Mannheim.

Wnuki pytają Panią o wojnę, o powstanie?

Moja wnuczka Nina jest w Anglii nauczycielką i proszę sobie wyobrazić, że jej angielscy uczniowie robią szkolne gazetki na temat powstania. Pokazała im film dokumentalny o mnie, który zrobiła dziennikarka BBC. I teraz jestem w Anglii znaną babcią. Nineczka mówi, że jest ze mnie dumna. Mam ogromną satysfakcję, że wszystkie moje wnuczęta mówią bardzo dobrze po polsku. Trzyletni prawnuczek też już mówi po polsku.

Chciałaby Pani, żeby któreś z nich wróciło do Polski?

Syn chciał wrócić, ale to bardzo skomplikowana sprawa. Moja synowa, którą bardzo kocham i podziwiam, jest niezwykle utalentowana, zajmuje się renowacją starych druków. Niestety, jest chora na stwardnienie rozsiane. I jestem rozdarta, myślę, że nie powinni tu z Pawłem przyjeżdżać, bo jednak w Niemczech jest dużo lepsza służba zdrowia.

Reklama

Nowa VIVA! dostępna od 10 grudnia w punktach sprzedaży w całej Polsce, a także na stronie hitsalonik.pl w formie e-wydania.

Rafał Guz/ PAP
Bartek Wieczorek/Visual Crafters
Reklama
Reklama
Reklama