Reklama

Tomasz Sekielski razem z bratem nakręcił film o pedofilii w Kościele, który wstrząsnął Polską. W swoim dokumencie pokazał ofiary i sprawców. Od tamtej pory w całym kraju trwa dyskusja. Jedni dziękują dziennikarzowi za film, który jest dla nich ważny, inni twierdzą, że zaatakował Kościół. On sam ma poczucie słuszności swojej pracy. Tylko nam opowiedział, że trudne wyzwania podejmuje dzięki temu, że wspiera go żona. Że zawsze może wrócić do spokojnego domu pełnego bliskich mu osób.

Reklama

Nie bał się Pan wyklinania na ambonie i wrogości katolików?

Nie, bo to nie jest film antykościelny. Moja żona czasami żartuje, że mam jakiś defekt w mózgu, jak ci, którzy nie czują bólu. A ja nie boję się podpaść silnym i wkładać kij w mrowisko. Dla mnie najważniejsze, żeby oczekiwania poszkodowanych zostały spełnione.

Na miejscu Pana żony Ani lękałabym się o Pana bezpieczeństwo.

W swoim zawodowym życiu byłem już w wielu niebezpiecznych miejscach, robiłem reportaż o kartelach narkotykowych w Meksyku, jeździłem w rejony konfliktów zbrojnych. I żyję. Ryzyko jest wliczone w moją pracę. Ania o tym wie i chyba się z tym pogodziła. Moja ukochana żona, która wytrzymała ze mną 19 lat po ślubie i jeszcze trzy przed, jest prawdziwą siłaczką. Gdyby nie ona, pewnie nie osiągnąłbym tego, co udało mi się osiągnąć zawodowo. To Ania postanowiła zająć się dziećmi i stworzyć miejsce, do którego mogę wracać. Jest nieoceniona. Ania wie, że ja doceniam to, co dla nas robi. I że daje mi równowagę psychiczną, bo po tych wszystkich brudnych strasznych historiach mogę wrócić do poukładanego domu.

Gdzie ma Pan, oprócz dwójki dzieci, pięć psów i cztery koty…

Mieszkamy na wsi, więc miejsca do życia jest dość. A zwierzęta dla nas są bardzo ważne. Ania stworzyła cudowny dom, miałem szczęście, że została moją żoną, wiedziałem, że nią będzie zresztą od początku, od pierwszego spojrzenia. To kobieta, która mnie oczarowała. Pamiętam, gdy na którąś z kolejnych randek zaprosiła mnie do siebie na kolację. Szykowałem się już w wyobraźni do wspólnego śniadania, gdy zadzwonił mój szef: „Rzuć wszystko, natychmiast masz tu i tu pojechać!”. Pomyślałem: No i nici ze śniadania i pewnie także z następnych kolacji. Ale ona była wyrozumiała. Zjedliśmy potem jeszcze wiele wspólnych śniadań i jemy je do tej pory.

Rozmawia Pan z Anią o nagranym materiale?

Czasami. Oczywiście nie wszystko jej mówię, bo chcę oszczędzić jej zmartwień. Nie powiedziałem więc, gdy separatyści na wschodzie Ukrainy aresztowali mnie wraz z ekipą. Zapomniałem, że ona o tym nie wie i na jakimś spotkaniu autorskim opowiedziałem o tej sytuacji. Powiedziała później, że to nieładnie dowiadywać się o tym na spotkaniu z obcymi ludźmi. „Ale wróciłem cały i zdrowy”, odparłem. „Poza tym ja nie jestem Wojtkiem Jagielskim, który jako korespondent wojenny spędził lata, jeżdżąc z wojny na wojnę. Nie ma powodu, żebyś przeżywała moją pracę tak jak jego żona, która napisała o tym książkę”.

Nie wiadomo, może Pana żona też napisze i sama ją wyda, bo ma własne wydawnictwo.

Nie wiem, na razie chyba nie ma takiego pomysłu. Ale to całkiem możliwe (śmiech).

Reklama

Cały wywiad z Tomaszem Sekielskim w najnowszej VIVIE!, od czwartku w kioskach.

Krzysztof Opaliński
Szymon Szcześniak/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama