Reklama

Przed nim żaden z polskich aktorów nie zagrał w filmie legendarnego Quentina Tarantino. Reżyser postanowił, że to właśnie Rafał Zawierucha zagra postać Romana Polańskiego w jego najnowszym filmie Pewnego razu w Hollywood. Jak wyglądała praca na planie u boku mistrza i największych hollywoodzkich gwiazd?

Reklama

W Kalifornii odebrał Cię Tarantino i zawiózł do hotelu? Gdzieś to czytałam.

Nie (śmiech). Odebrał mnie przedstawiciel firmy i na drugi dzień budzę się już w samym sercu Hollywood. Myślę sobie: Co ja tu robię? Ale wiem, po co tam jestem. Uświadamiam sobie, że skoro mnie wybrali, to oni wiedzą, co robią.

Znasz angielski?

Znam, ale nie mówię perfekcyjnie. Chociaż po tych trzech miesiącach, a właściwie po pół roku mam o wiele lepszy akcent i ogromną chęć nauki.

Witasz się z Tarantino, obejmuje Cię na dzień dobry?

Nie, to ja rzucam się na niego. On mówi: „Witamy w rodzinie Tarantino, cieszę się, że dotarłeś”. Jest niesamowity, magiczny, elektryzujący.

A na czym ta jego niesamowitość polega?

Jest pełen miłości do tego, co robi. Nikogo nie udaje. Zaczynają się zdjęcia, każdy dzień to dla mnie nowe przeżycie. Dostaję scenariusz, czytam go w biurze, mam wypieki i gęsią skórkę. Śmieję się i jednocześnie lecą mi łzy, bo spotyka mnie coś niebywałego. Czuję się, jakbym oglądał najlepszą operę na świecie i słyszał każdą jej frazę. Magia. Przenoszę się w tamtą rzeczywistość, obok DiCaprio czy Brada Pitta.

Jak wygląda tam plan filmowy?

Wiem tylko, jak wygląda u Quentina Tarantino i Barry’ego Andersona, u którego w Minneapolis zagrałem już po tym filmie. Wszystko, co było nagrywane w Los Angeles, odbywało się na zewnątrz. Każdy mógł zobaczyć, jak pracuje Tarantino. W momencie, gdy pada słowo „akcja”, zmienia się rzeczywistość i tworzy się magia. Mam przeczucie, że to będzie naprawdę coś wielkiego. Ale film jest jeszcze w montażu.

Co było dla Ciebie najtrudniejsze przy tym filmie?

Pierwszy raz poczułem coś, co nazywam świadomością aktorską. Kiedy wiem, że we mnie jest ta postać, którą odtwarzam, i czuję, jakby wyskakiwała z mojego wnętrza. Bardzo jestem ciekawy, co Roman Polański powie, jak obejrzy film. Premiera będzie w lipcu. Moim zdaniem scenariusz jest genialny.

Zakolegowałeś się z Bradem Pittem i Leonardem DiCaprio? Chodziliście na wódkę?

Tam się nie chodzi na wódkę, tylko na drinka. Ale nie ma takiego miejsca, jakim u nas był SPATiF. To ja odkryłem bar, do którego zapraszałem znajomych. Na moim pożegnaniu było 30 osób. Z tym zakolegowaniem… to za duże słowo. Ale tam pracują ludzie bardzo życzliwi. Nie ma zawiści zawodowej. A pod koniec zdjęć pani producent każdemu ściska rękę i mówi: „Dzięki, że tu byłeś”. Stanąłem jak wryty. W świecie Hollywood szanuje się drugiego człowieka, bez względu na to, kim jest.

Czego nauczyłeś się od Tarantino?

Tego, że wiem, kim jestem. Aktorem. Nauczył mnie swobody i odpowiedzialności za to, co robię. On mówił, jak sobie wyobraża tę scenę, a ja to odtwarzałem.

Reklama

Cały wywiad z Rafałem Zawieruchą w nowym numerze VIVY!, w kioskach od 30 kwietnia.

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Michał Kar
ONS
Reklama
Reklama
Reklama