Uzależnienie od narkotyków, odwyk w Monarze. Max Cegielski był wrakiem człowieka
Dziennikarz lat 90. zmienił swoje spojrzenie na świat
- Katarzyna Piątkowska
Max Cegielski. Pisarz. Podróżnik. Reporter. Dziennikarz. Wiele lat temu trafił do ośrodka odwykowego i, jak mówi, to ustawiło mu życie. Jako chłopak z dobrej rodziny uzależnił się od heroiny - był przekonany, że narkotyki pomagają mu w codziennej pracy oraz motywują do działania. Rzeczywistość okazała się dużo brutalniejsza. Dzięki pomocy udało mu się jednak wyjść na prostą, a pobyt w ośrodku całkowicie odmienił jego losy i spojrzenie na świat. Przypominamy wywiad przeprowadzony przez Katarzynę Piątkowską.
Max Cegielski o uzależnieniu od heroiny, odwyku i odbiciu się od dna
Katarzyna Piątkowska: Jesteś chłopakiem z dobrego domu, który wpadł w narkotyki.
Max Cegielski: Nawet nie wiesz, ilu chłopaków z dobrych domów jest w ośrodkach odwykowych.
Po co zacząłeś zażywać narkotyki? To była kolejna forma Twojego buntu?
Też. Ale również po to, żeby lepiej i więcej pracować. Pamiętam rozmowę z moim ówczesnym szefem, Francuzem, który wezwał mnie do swojego gabinetu, posadził w fotelu i powiedział: „Max, słyszałem, że masz problem z narkotykami”. A ja odpowiedziałem: „Nie mam. Potrzebne mi są, żeby pracować”. Na to on: „A, OK”. Tyle. Mi się wtedy wydawało, że tak właśnie jest, a on się bardziej nie zainteresował. Wtedy praca wydawała się najważniejsza.
Amfetamina?
Na początku. Polska w tamtych czasach była amfetaminową potęgą. Kokaina była ekskluzywna, kojarząca się z gangsterką. A amfa tania i łatwo dostępna. Z perspektywy czasu wydaje się typowym narkotykiem młodego kapitalizmu. Ja wtedy wszystko traktowałem jak przygodę. I to też było przygodą. Nie tylko ja, ale wielu innych cieszyło się, że możemy robić rzeczy, których wcześniej nie dało się robić, że mogliśmy jechać na festiwal muzyczny do Ameryki, a do nas na koncert przyjeżdżali Beastie Boys, że można było założyć gazetę, radio, telewizję.
Wydawało się, że można wszystko.
Dokładnie. Lata 90. oszołomiły nastolatków takich jak ja.
Czytaj także: Dramatyczny los modelki Loni Willison. Kiedyś miała wszystko, teraz żyje na ulicy
Max Cegielski, dziennikarz, Kraków, targi książki, 26.10.2002 rok
Kiedy przekroczyłeś tę cienką granicę, której nie powinieneś był przekraczać?
Sam nie wiem. Na początku były praca i balangi, wielkie imprezy, kluby, wspomaganie się. Braliśmy, żeby robić więcej i więcej, ale potem pojawiła się heroina. W niebezpiecznie eleganckiej formie. Nie kompot, który „ćpuny” na dworcach wstrzykiwały sobie w żyłę. My konsumowaliśmy ją inaczej. Paliliśmy. Więc mi się wydawało, że to jest coś zupełnie innego, mniej niebezpiecznego. Nie miałem poczucia zagrożenia.
Chodziłem do pracy, zarabiałem, robiłem coś w rodzaju kariery. Wydawało mi się, że byłem kimś innym niż ci kolesie z dworca. Chłopak z dobrego domu, oczytany, znający angielski, z głową pełną historii o szalonych artystach uzależnionych od narkotyków i inni – tacy, których zauważał tylko Marek Kotański. Teraz widzę, jak bardzo to moje podejście było klasowe, hierarchiczne i fałszywe.
Znów tłumaczyłeś sobie to tym, że bierzesz, żeby móc pracować?
Oczywiście. Prowadziłem wtedy w Canal+ codziennie na żywo program „Na gapę”. Moimi gośćmi byli artyści, którzy już byli znani albo stawali się znani – Kasia Figura, Andrzej Piaseczny, Marek Kościkiewicz z De Mono. Gościłem też kandydatów na prezydenta: Lecha Wałęsę, Aleksandra Kwaśniewskiego. Zrobiliśmy ze 130 odcinków. Pod koniec już paliłem heroinę. A potem miałem program „Oko cyklonu” i tam zaproszono psychoterapeutę Tomka Harasimowicza. Nagraliśmy rozmowę, a po niej on podszedł do mnie i powiedział: „Panie Maxie, widzę, że pan to już ma poważny problem. Pan jest kompletnie upalony heroiną”. A ja: „Wow! Tak! Dokładnie! Skąd pan wie?”.
Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że heroina powoduje to, że bardzo szybko nie jesteś w stanie pracować i potwornie uzależnia fizycznie. Po amfetaminie masz rano zejście, z trudem zasypiasz, ale jednak następnego dnia jesteś w stanie funkcjonować. Po heroinie twoje ciało się rozpada, a mózg cię informuje, że jak nie zapalisz kolejnej dawki, po prostu nie pójdziesz do pracy. I Tomek, który stał się moim terapeutą, nie zrobił awantury ani nie poszedł na skargę, tylko wyciągnął do mnie rękę. A ja miałem za sobą parę lat picia alkoholu, palenia papierosów, zażywania amfetaminy, brown sugar. Nie ma się co oszukiwać – byłem wrakiem.
Trafiłeś do ośrodka odwykowego?
On wymyślił, że Głosków, gdzie Marek Kotański założył pierwszy ośrodek Monaru, będzie dla mnie idealny. Poza tym przycisnęli mnie przyjaciele. Gdyby nie oni, pewnie bym się nie zdecydował. I wiesz, ten pobyt tam wpłynął na mnie w nieoczekiwany sposób. Wśród kadry były osoby związane z himalaizmem, buddyzmem, alternatywnym światem. Czymś zupełnie innym niż to, w czym tkwiłem od 15. roku życia. Kiedyś lider ośrodka Andrzej Zieliński, dla którego wspinaczka była idealną formą spędzania wolnego czasu, zorganizował pokaz slajdów ze swoich wypraw. Przywoził też płyty jazzowe. Dzięki niemu pokochałem tę muzykę i zainteresowałem się Wschodem.
Byłem w ośrodku w Głoskowie na Nizinie Mazowieckiej, gdzie widziałem najbrudniejszą krowę na świecie (u nas w ośrodku były czyste, bo o nie bardzo dbaliśmy) i nagle zobaczyłem inny świat na slajdach z Himalajów. To mi pomogło przetrwać ten rok. Może też dlatego, że Zieliński nie nazywał Głoskowa ośrodkiem, a nas biednymi ćpunami. Traktował to miejsce jak taki klasztor duchowy, w którym poprzez pracę, zajmowanie się zwierzętami przechodzimy rodzaj przemiany duchowej. Żyliśmy na wsi, uprawialiśmy pole, byliśmy prawie samowystarczalni, ciężko tyraliśmy fizycznie. Tam tkwią korzenie wielu moich projektów, zainteresowań. To okres, który mnie uformował, między innymi z powodu Głoskowa chciałbym znów zamieszkać na wsi.
Sprawdź również: Urszula i Tomasz Kujawski: „Mamy za sobą wiele zakrętów, ale na szczęście udało nam się pozbierać”
Max Cegielski był uzależniony od narkotyków i alkoholu. Przebywał na odwyku w Monarze. Dziś prowadzi nowe życie