Tomasz Kammel - "Na żywo jest pan fajny"
1 z 5
Ulubienie widzów wyniosło go na sam szczyt. Spadał z niego dwa razy, ale porażki wiele go nauczyły. "Żyjemy w formule ciągłej rywalizacji, wyścigu, porównywania się. Chrzanię to" - mówi dziś "Vivie!" prowadzący programu "Pytanie na śniadanie".
Już się nie boi, że coś straci. Dla Tomasza Kammela teraz najważniejsi są przyjaciele. Rodzina. I to, że jeszcze nie czuje się dorosły. Co będzie robił po sześćdziesiątce i dlaczego nie chce zarabiać na manipulowaniu ludźmi, zdradza Beacie Nowickiej.
2 z 5
Sean Penn przez wiele lat nosił w portfelu wydarty z gazety komiksowy rysunek zdziadziałego pana w meloniku z podpisem: „Nie dorastaj. Dorośli ludzie mają gównianą pracę”. A czy Tomasz Kammel dorósł, tak definitywnie?
Myślę, że nie. Ja się nie czuję specjalnie dorosły. Jak myślę o tym, ile mam lat wzbudza to we mnie uśmiech zaskoczenia i pytanie: kiedy to się stało? Bo psychicznie, mentalnie, emocjonalnie jestem w innej czasoprzestrzeni. A z drugiej strony zaraz przychodzi refleksja, że ja już mam mnóstwo doświadczeń do wykorzystania i wiedzy, która zdążyła się nagromadzić.
Czuje się niewolnikiem młodości?
Nie. Ale czas stał się moją pozytywną obsesją. Pomyślałem, że nie mam alternatywy. Prawda jest taka, że za 16 lat będę miał sześćdziesiątkę. W związku z tym zamierzam przeżyć te szesnaście lat na takich obrotach jakie lubię, bo potem nadejdzie moment, kiedy nie tyle trzeba będzie zwolnić co zmienić sposób lotu. Albo zacząć zajmować się innymi rzeczami. Dlatego założyłem, bo ja lubię wytyczać sobie cele, że mam przed sobą 16 najlepszych lat w życiu. A później będą jeszcze lepsze (śmiech).
3 z 5
Jak przetrwał w telewizji tyle lat?
Po pierwsze ludzie nie powinni wstydzić się prosić, pokazywać, że im na czymś zależy, że czegoś pragną. Druga rzecz - trzeba umieć dawać. A trzecia - być gotowym na to, żeby inni weryfikowali efekty twojej pracy. Ludzie chcą mnie oglądać, akceptują, lubią, mam wysoką oglądalność - proszę bardzo, jestem na ekranie. Nigdy nie próbuję wcisnąć się gdzieś na siłę pokazując, że ja mam tutaj fajnych kolegów na szczycie i oni mi to załatwią. Zawsze chciałem być tam, gdzie mnie chcieli, a nie tam gdzie ktoś mi „załatwił” robotę. W Hollywood mają to swoje słynne powiedzenie: „Jesteś tak dobry, jak twój ostatni film”. Twoje ostatnie dzieło. I to jest ekstra. Rzeczywiście w moim zawodzie tak jest, że constans, spokój, stanie w tym samym miejscu oznacza regres. Ja muszę cały czas iść do przodu, szukać nowych rzeczy.
Ale przyznaje, że przez lata czuł lęk, że straci to, do czego doszedł. To wieczne banie się długo trzymało go w garści.
Na przykład zastanowiłem się, jak to jest z tym moim wizerunkiem, że widzowie przez lata mówili: „W telewizji jest pan taki niedostępny, a na żywo taki fajny”. I doszedłem do wniosku, że na ten dysonans wpłynęło bardzo wiele różnych czynników. Po pierwsze hermetyczne studio, jakie było w Jedynce, kiedy ja tam byłem prezenterem, formy i treści, które wtedy telewizja miała do przekazania, plus to, że w głębi duszy myślałem sobie tak: jestem chłopakiem z Jeleniej Góry, nie znam się na sporej części tematów, które poruszamy, nie potrafię zrobić tego, tego i tamtego, przecież oni zaraz się zorientują i mnie stąd wywalą, a to jest najpiękniejsza praca na świecie. Więc się usztywniałem, udawałem zdystansowanego, żeby się nie odsłonić, żeby mnie ktoś pod tym pancerzem przypadkiem nie trafił. Ile lat można żyć w takim lęku? Ile lat można pozować?
4 z 5
Mówił sobie, że nie chce się bać, nie chce być wiecznie zalękniony, że może coś stracić, czegoś nie dostać.
No i straciłem w życiu wszystko dwa razy, bo praca była dla mnie absolutnie wszystkim. Dwa razy wylali mnie z telewizji. W 2007 i w 2009 roku. I co? Pracuję, jestem zdrowy, zauważam, że dziś pogoda jest piękna. Żyjemy w takiej formule: ciągłej rywalizacji, wyścigu, porównywania się. Ja mówię – chrzanię to. Nie muszę niczego nikomu udowadniać. Dla wszystkich starczy miejsca.
5 z 5
A gdyby wywalili go z telewizji po raz trzeci?
Nie wiem co bym czuł. Nie potrafię powiedzieć. Myślę, że tym razem nie bałbym się. Jak mnie wywali drugi raz, pierwsza, przerażająca wizja, jaka przyszła mi do głowy: dla mnie nie ma życia poza telewizją. Byłem przez rok bez pracy. Bardzo często wtedy myślałem: no to jestem na śmietniku historii, ze zniszczonym imagem, z fatalnym wizerunkiem, a jednak...
Miałem cel. Żeby wrócić na szczyt szczytów. I wróciłem.