Reklama

Właśnie został jurorem w siódmej edycji popularnego programu „MasterChef Junior”. Od 10 lat konsekwentnie buduje w mediach swoją pozycję. Słynie jako „mięsny zwyrol” lub „Pan Masełko”. Ze względu na swoją miłość do mięsa ma tyle samo przeciwników, co miłośników. „Ale nie wyobrażam sobie życia bez warzyw”, mówi, śmiejąc się, choć deklaracja brzmi poważnie. Tomasz Jakubiak po prostu śmieje się cały czas. Gdybym chciała w wywiadzie zaznaczyć każde miejsce, w którym wybuchnął śmiechem, musiałabym niemal co zdanie wstawiać: (śmiech). Jak rozpoczęła się jego kulinarna przygoda? Tomasz Jakubiak opowiedział nam o miłości do gotowania!

Reklama

Tomasz Jakubiak o miłości do gotowania w VIVIE!

[...]

Skąd u Ciebie miłość do gotowania?

Wyniosłem ją z domu, bo u mnie wszyscy gotowali. A że mieszkaliśmy nad restauracją Casa Valdemar, to już jako 14-latek zamiast grać z chłopakami w piłkę, siedziałem na parapecie i podglądałem kucharzy. Najpierw ich to wkurzało, a potem się przyzwyczaili, że dzieciak zagląda im w gary, i zaczęli mnie zapraszać do kuchni, i uczyć różnych rzeczy.

Musieli dostrzec w Tobie talent.

Mam dar, jeśli chodzi o smak. A poza tym byłem zdeterminowany. Zawsze mówiłem kolegom, że jestem zbyt biedny i brzydki, żeby wyrywać dziewczyny tak jak oni, ale za to umiem gotować. A jak wiadomo, kobiety kochają, gdy mężczyzna gotuje.

Jesteś królem w swojej kuchni?

Jestem!

Despotą?

Aż tak, to nie. Można się ze mną dogadać (śmiech). Czasem jestem w nastroju, który muszę rozładować w kuchni. Nadmiar smutku, złości, a nawet radości. Wtedy lubię być w niej sam, bo gotowanie jest dla mnie formą medytacji. W kuchni wyłączam się na wszystko. Nie myślę o problemach, o tym, co się wydarzyło i co się wydarzy. Zamykam się w swojej małej kopule i sobie tam gotuję. Wiesz, że pierwszy raz w życiu oddaję pole komuś innemu? Anastazja bardzo dobrze gotuje i nasz dobowy rytm spowodował taki układ, że ona odpowiada za śniadania, a ja za resztę.

Czytaj też: Joanna Koroniewska i Maciej Dowbor: „Ważniejsze jest to, co robimy, niż wystawianie całego swojego życia na pokaz”

Szymon Szcześniak/Visual Crafters

[...]

Sześć lat temu krytyk kulinarny Maciej Nowak mówił w wywiadzie do VIVY!, że matki nie marzyły o tym, żeby ich dzieci zostawały kucharzami.

Moja mama też nie marzyła. Powiem więcej. W domu była o to wojna, a ja w rezultacie bardzo wcześnie wyprowadziłem się do mieszkania, które miałem po dziadkach. Moja mama jest po SGH, całe życie prowadziła swoje firmy. Dużo zainwestowała w moją naukę, żebym poszedł w jej ślady i został biznesmenem, i gdy powiedziałem jej, co chcę w życiu robić, przeżyła szok. „Przekazałam ci tyle wiedzy, tyle zainwestowałam w twoje wykształcenie, naukę języków, najlepsze szkoły, a ty teraz mi mówisz, że kładziesz to wszystko na szali i będziesz garkotłukiem?!”, krzyczała. Zresztą gdy zaczynałem, to nie były dobre czasy dla kucharzy. Pod koniec lat 90. i na początku dwutysięcznych kucharz był postrzegany jako człowiek gorszej kategorii, pijak, narkoman i dziwkarz, który raczej się stoczy, niż zbuduje jakąś historię. A ja ciężko pracowałem, miałem trochę szczęścia, a przez lata wizerunek kucharza zmienił się o 180 stopni i dlatego jestem tu, gdzie jestem. I dlatego mama w jednym z odcinków programu „Jakubiak rodzinnie” zaapelowała do wszystkich, żeby nigdy nie hamowali dziecięcych marzeń, bo to najgorsze, co można zrobić. Trzeba wspierać i być przy dziecku, a nie leczyć nim swoje kompleksy. Żeby było jasne… moja mama mnie wspierała, choć się nie cieszyła z mojego wyboru. W końcu zaakceptowała, ale droga do tego była długa i bolesna. Ale była i jest nadal moją najlepszą przyjaciółką.

Kiedy nastąpiła zmiana w postrzeganiu zawodu kucharza?

W ciągu ostatnich 10 lat, kiedy pojawiły się te wszystkie programy kulinarne. Wtedy ludzie zrozumieli, że to nie jest łatwa praca, i zaczęli nas szanować. Pamiętajmy, że kiedyś w naszych głowach gastronomia to był kotlet schabowy, bryzol wołowy, flaki. Przyrządzenie kaczki było wyniesieniem na szczyt kucharskich umiejętności. A okazało się, że żeby być kucharzem, trzeba mieć rozległą wiedzę, znać się na chemii, na tym i na tamtym. Dużo podróżować, żeby bez przerwy się szkolić.

[...]

Co jest najtrudniejsze w tym zawodzie?

Najtrudniejsze jest zachowanie zdrowia. Ten styl życia temu nie sprzyja. Pracujemy po 12 godzin na nogach. Bardzo dużo kucharzy w wieku 50 lat przechodzi operacje kręgosłupów, nóg, bo mają albo żylaki, albo padnięte kolana. Odżywiamy się nieregularnie, jemy zazwyczaj na noc. Część z nas jest otyła.

Dobre strony chyba jakieś są.

To jest zawód, który w niczym nie ogranicza. Możemy wyprowadzić się gdzieś, gdzie jest ciepło, i ja tam zawsze znajdę pracę. Nawet jeśli skończą mi się wszystkie telewizyjne kontrakty, utrzymam rodzinę, bo język jedzenia wszędzie na świecie jest taki sam.

Zobacz też: Tomasz Jakubiak: „Anastazja jest kobietą, z którą chcę spędzić resztę życia”. Będzie ślub?!

Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od 7 kwietnia

Reklama

Szymon Szcześniak/Visual Crafters

MARLENA BIELINSKA
Reklama
Reklama
Reklama