„Czułem zapach śmierci”. Szewach Weiss o doświadczeniu wojny i tęsknocie za utraconym światem
- Alina Mrowińska
Szewach Weiss urodził się w Borysławiu na terenie obecnej Ukrainy w rodzinie żydowskiej. W czasie wojny wiele ich bliskich zginęło, ale im udało im się uciec z getta. Byli zmuszeni ukrywać się przez niemal dwa lata. To doświadczenie i pamięć przedwojennego świata naznaczyła go na całe życie. W przejmującej rozmowie z Aliną Mrowińską opowiedział o życiu w podwójnej ścianie w czasie wojny i o szoku, który przeżył, gdy zobaczył po 21 miesiącach.
Szewach Weiss: Tak sobie myślę, że moje życie jest przypadkiem. Też byłem w niemieckim planie skazany na likwidację. Ocalałem z rodzicami, siostrą, bratem dzięki dobrym ludziom, którzy nas ratowali, ukrywali, mimo że groziła im za to kara śmierci.
- Ta podwójna ściana to była przestrzeń między przedwojennym sklepem Pana taty a magazynem. 60 centymetrów szerokości. Przez siedem miesięcy ukrywało się tam osiem osób. Ile Pan miał wtedy lat?
Szewach Weiss: Osiem. Stale byliśmy głodni. Raz dostałem takiego ataku, krzyczałem: „Cukier, cukier!”. Tak bardzo chciałem coś słodkiego. Tata mi wtedy powiedział: „Szewciu, jesteśmy tu ósemką, jak będziesz krzyczał, to przyjdą Niemcy i wszystkich nas zabiją. Nie zmuszaj mnie, żebym musiał ciebie zadusić”. Płakałem. Tata też płakał. To były sytuacje nieludzkie, stworzone w Europie przez faszyzm. Tamten świat nie miał podstawowych wartości. Człowiek nie miał żadnego znaczenia. A ja byłem dzieckiem, które musiało kilka lat żyć w ciągłym strachu, które musiało rozumieć, że nie można głośno mówić ani nawet płakać.
- Po podwójnej ścianie była piwnica – najwyższy punkt miał 35 centymetrów. Wrócił Pan tam kilkanaście lat temu w czasie realizacji filmu dokumentalnego.
Szewach Weiss: Spędziliśmy tam może ze dwie godziny. Nie mogłem dłużej. Czułem zapach śmierci. Nie może Pani tego zrozumieć. Śmierć ma zapach przypominający trochę ogień, dym, ciemność. W piwnicy tata uczył mnie pisać i czytać, na kartkach książki „Hrabia Monte Christo”. Pani Lasotowa przynosiła nam jedzenie, ołówki. Pamiętam zapach strachu. Do tego człowiek nie może się przyzwyczaić. I pamiętam ten szok, kiedy po dwudziestu jeden miesiącach mogliśmy wyjść z piwnicy. Ósemka szkieletów. I światło niewyobrażalne. To był sierpień, piękny dzień. Słońce takie mocne. Do dziś nie daję sobie rady ze słońcem. W Izraelu zawsze szukam cienia.
Cały poruszający wywiad z Szewachem Weissem w najnowszym numerze magazynu VIVA!, już w kioskach. W rozmowie opowiedział ponadto o tęsknocie za utraconym światem, ukochanej żonie Ester, której już nie ma. I o ciągłych pytaniach o Boga, gdzie był, kiedy ludzie ginęli w krematoriach…
Zobacz także: Gołda Tencer: "Patrzyłam za odjeżdżającym pociągiem i myślałam: A mnie kto odprowadzi? Kto zostanie?"