Sara James o szykanowaniu w szkole: „Na początku miałam dużo problemów. Wytykano mnie palcami”
„Tak zatracałam się w muzyce, że zapominałam o docinkach”
- Krystyna Pytlakowska
Nie czuje się gwiazdą, mimo że odniosła ogromny sukces, a wiele jeszcze przed nią! "Dla mnie o wiele ważniejsza jest muzyka, śpiewanie i moje pomysły muzyczne. Nie zależy mi na sławie, ale na osiągnięciu sukcesu – tak", opowiada Krystynie Pytlakowskiej. Sara James na scenie czuje się jak ryba w wodzie, to jej naturalne środowisko. "Zawsze chciałam występować, żeby oglądała mnie i słuchała masa ludzi. [...] Uwielbiam to, ale dla samej możliwości występowania, a nie dla sławy", dodaje. W rozmowie z dziennikarką VIVY! młoda artystka przyznaje, że muzyka zawsze była dla niej odskocznią. W szkole była szykanowana ze względu na oryginalną urodę. Gdy zaczęła wchodzić w muzykę, ważniejsza stała się dla niej kariera i rozwój, a nie kolor skóry. "Tak zatracałam się w muzyce, że zapominałam o docinkach. Nie przejmowałam się już nimi, bo mogłam przelać uczucia na nuty", opowiada.
Sara James w wywiadzie VIVY!
Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłam w „The Voice Kids”, pomyślałam, że dzieciństwo tej dziewczynki już się skończyło. Że mając taki talent, będziesz musiała iść do przodu, że ominą Cię dziecinne zabawy i że musisz szybko wydorośleć.
Moje dzieciństwo wyglądało trochę inaczej, ale nie było mi z tym źle. Ja cały czas to dzieciństwo jeszcze mam. Gdy przyjeżdżam do domu, wychodzi ze mnie dziecko, jakim powinnam być w moim wieku.
Jak to jest być cudownym dzieckiem?
Ojej, czy ja jestem cudownym dzieckiem? Trudno mi powiedzieć, bo nie mogę sama siebie oceniać. Ale jeśli ludzie uważają, że jestem cudownym dzieckiem, to ostatecznie mogę się z tym zgodzić (śmiech).
Miałaś sześć lat, gdy zaczęłaś śpiewać. I na pewno czułaś wśród rówieśników, że jesteś inna.
Zdecydowanie tak. Zresztą cała moja rodzina była i jest bardzo muzykalna. Mama i tata śpiewają. Myślę więc, że to po nich odziedziczyłam miłość do śpiewu. No i pewnie trochę talentu.
Nie bądź taka skromna. Nie wiedziałam, że Twoja mama też śpiewa.
Bardzo ładnie śpiewa. Kiedyś dużo śpiewała na weselach. Potem zaczęła studiować muzykę, tylko że nie udało jej się tych studiów skończyć, bo już ja zagnieździłam się w jej brzuchu. Można powiedzieć więc, że śpiewałam jeszcze w życiu płodowym. A ładnych kilka lat później brałyśmy udział w „Szansie na sukces”, miałam więc okazję zaśpiewać z mamą i to było super! A moja mama zawsze chciała, żeby jej dziecko również kochało śpiew. Idąc za swoimi marzeniami, zapisała mnie do szkoły muzycznej. W tej szkole zaczęłam już jeździć na konkursy do Szczecinka i innych mniejszych miast.
Czytaj też: Sara James dla VIVY!: „Powiedziałam mamie, że gdy skończę 18 lat, wyjadę stąd”...
Jak Cię tam traktowano? Masz oryginalną urodę, pochodzisz z mieszanego małżeństwa. Na pewno nie było Ci łatwo zaaklimatyzować się w szkole.
To prawda. Już na początku miałam dużo problemów, szczególnie w podstawówce, gdzie wytykano mnie palcami. Nauka od pierwszej do czwartej klasy była dla mnie wyzwaniem, ciągle padały pytania: „Dlaczego jesteś taka? Dlaczego masz ciemną skórę?”. Odpowiadałam: „Mam ciemną skórę, bo spaliłam się na słońcu jak patelnia”. Bardzo się jednak tym przejmowałam, ale w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma sensu, żebym tak przeżywała to, jak odbierają mnie inni.
Dla Ciebie przecież ciemnoskóry ojciec był kimś normalnym…
Tak, dla mnie to nie było nic dziwnego, ale inni niestety uważali odwrotnie. Mieszkałam przecież w małym miasteczku koło Słubic – trzy tysiące mieszkańców. Gdy mama związała się z czarnoskórym mężczyzną, stanowiło to dla tamtych ludzi wielki szok. Mama była wytykana palcami. Pytano: „Nie mogłaś sobie znaleźć kogoś swojej rasy? Dlaczego związałaś się z Murzynem?”. Nieraz słyszałam te pytania i bolały mnie, ale przestałam się tym przejmować, gdy zaczęłam wchodzić w muzykę i w muzyczny biznes. Wtedy zaczęła być dla mnie ważniejsza moja kariera, a nie kolor skóry.
Ile miałaś wtedy lat?
Dwanaście. To był dla mnie przełom, zaczęłam myśleć inaczej. Tak zatracałam się w muzyce, że zapominałam o docinkach. Nie przejmowałam się już nimi, bo mogłam przelać uczucia na nuty.
Praca jest terapią?
Tak, pozwala zapomnieć o przykrych rzeczach. Przestałam wtedy czytać komentarze, tylko mama na początku przejmowała się tym, co o mnie piszą. Mówiłam: „Mamo, nie przejmuj się, bo mnie to naprawdę już nie dotyka”.
Czyli jako dziecko miałaś charakterek.
Zawsze miałam charakterek i został mi do tej pory (śmiech). W każdym razie mój pierwszy koncert zagrałam u babci. Mama nagrała, jak śpiewam „My muzykanci konszabelanci” i wtedy przekonała się, że mam czysty głos. Jest jeszcze filmik, który nagrano, gdy miałam dwa lata. Śpiewam na nim „Zuzia, lalka nieduża, i na dodatek cała ze szmatek”. Już wtedy nie fałszowałam. Mama orzekła: „To dziecko będzie śpiewać”. I zapisała mnie do szkoły muzycznej, gdzie grałam na pianinie.
[...]
Czytaj też: Izabela Janachowska o relacji z mężem: „Jesteśmy dobrze dopasowaną parą i chyba niezłymi rodzicami”
Jesteś wszechstronnie utalentowana. Czujesz, że masz w sobie to coś?
Nie wiem, jak dużo ludzi na świecie ma talent, ale wiem, że miliard z nich śpiewa lepiej ode mnie, mają więcej charyzmy. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie, jak być wielką gwiazdą. Dla mnie to trudny temat, bo często w siebie wątpię. Pracuję, a co dalej, zobaczymy.
[...]
Wróćmy do płyty. To Twoja autorska twórczość?
Tak, przez ostatni rok nabrałam doświadczenia, jestem bardziej zdecydowana. Teraz wchodzę do studia i mówię: „Robimy tak i tak. Pomóżcie mi trochę, ale ja wiem, co chcę robić”. Już się nie boję. Dojrzałam. Ale cały czas się uczę oczywiście. W tym roku, jesienią, ukaże się album, bardzo mój. Nie mogę się doczekać.
Co chciałaś w nim przekazać?
Radość, łzy i wzruszenie. To piękne, że muzyka mieści w sobie wszystko, nie ma na nią jednego określenia. A gdy zamknę oczy, mam w sobie tę muzykę. Nawet w Nowym Jorku, gdy słucham całego miasta, albo gdy mój mały brat uderza łyżką o szklankę. W muzyce jest wszystko: emocje, relacje z ludźmi, to, co przeżywamy każdego dnia, nawet gdy idziemy rano myć zęby. Gdy patrzę w lustro, przychodzą mi do głowy słowa piosenki. Dzisiaj na przykład, gdy siedziałam na tarasie w studio nagrań, ułożyła mi się cała piosenka. A tak naprawdę w muzyce jest cudowne, że każdy, słuchając, przeżywa inne emocje, a słowa interpretuje z własnej perspektywy. Jest taki serial na Netflixie, w którym artyści mówią o piosenkach, które są dla nich ważne. Alicia Keys w jednym odcinku opowiada o nagraniu z chłopakiem, któremu zmarła mama, a jej wtedy urodził się syn. Śpiewają ten sam tekst z całkiem innej perspektywy. Z początku i końca życia. Dla obojga znaczyło to podjęcie nowej roli. Dlatego to jest takie piękne.
Więcej ciekawych rozmów przeczytasz w nowej VIVIE!. W numerze, który od pierwszego czerwca już w kioskach, znajdziecie wywiady z Izabelą Janachowską, Małgorzatą Saramonowicz i Arkadiuszem Jakubikiem.