Reklama

Z sentymentem powraca do wydarzeń sprzed lat. Charyzmatyczna dziesięciolatka pojawiła się wówczas na scenie Szansy na sukces i brawurowo zaśpiewała piosenkę z repertuaru Natalii Kukulskiej pt. Dłoń. Jej wykonanie przenikało duszę na wskroś i wyciskało łzy. Nic dziwnego, że talent Georginy Tarasiuk został doceniony główną nagrodą, a słuchacze do dziś chętnie wracają do jej występu.

Reklama

Muzyka od zawsze płynie w jej żyłach i wyznacza rytm jej życia. Pisze teksty piosenek, komponuje i zachwyca głosem. Wspólnie z Piotrem Lewańczykiem tworzy muzyczny duet Blauka. Lada chwila pojawi się ich nowa płyta, a już dziś możemy wsłuchać się w trzeci singiel zapowiadający ich drugi album.

Co Georgina Tarasiuk zdradziła nam na swój temat? Artystka opowiada o zmianach, które zaszły w jej życiu, marzeniach i o miłości, nie tylko tej do muzyki.

Georgina Tarasiuk w rozmowie dla Viva.pl

Spotkałyśmy się na Muranowie, w jednej z kameralnych kawiarni. Tego dnia zima całkowicie opanowała Warszawę, a naszej rozmowie towarzyszył za oknem prawdziwy festiwal natury – śnieg, deszcz, słońce i w końcu drobny grad, który wystukiwał swój własny rytm.

Georgina: Widzę, że używasz prawdziwego dyktafonu, technologii, która już powoli odchodzi w zapomnienie. Zazwyczaj większość osób nagrywa rozmowy telefonem.

- [śmiech] Korzystam też z telefonu, gdyby to małe urządzenie nagle odmówiło posłuszeństwa. Jak to mówią? Przezorny zawsze ubezpieczony. A propos nie tylko takich technologicznych zabytków i analogowych sprzętów… Coraz więcej osób słucha kaset, sięga po swoją ulubioną muzykę na płytach winylowych…

Georgina: Na pewno coś w tym jest. Mój chłopak dostał gramofon na urodziny, tylko problem polega na tym, że mamy w domu tylko dwie płyty winylowe [śmiech]. Jedna z nich, to Kate Bush “Never For Ever” – prezent, który kiedyś dostałam od Taty. To pierwsza i jedyna płyta winylowa, którą dostałam w swoim życiu, ale niewykluczone, że wkrótce powiększymy swoją kolekcję.

- A Ty? Bliżej Ci do tego pędu dzisiejszego świata, czy czujesz się bardziej zakorzeniona w przeszłości?

Zdecydowanie ciągnie mnie bardziej do tego, co było. Jestem sentymentalna, urodziłam się w ’88 roku, pamiętam czasy płyt i kaset. Mam wrażenie, że jestem trochę starą duszą. Wierzę, że wybrzmiewa to także w mojej muzyce. Inspiruję się dawnymi brzmieniami, ale staram się też nadążać za tym co nowe, przecież nie można stać w miejscu.

- Pytałam o przeszłość, ponieważ w nowych utworach, które jako Blauka tworzycie z Piotrem Lewańczykiem odnajduję wiele nostalgii, tęsknoty za przeszłością. Na przykład Kiks przywołuje mi klimat muzyki i kina lat 80-tych. Potem zobaczyłam, teledysk i całkowicie się w nim zatraciłam, piękne uzupełnienie. Z kolei Simona uderza dosadnością uczuć, poszukiwania siebie i pewnego smutku.

W Kiksie, jak zauważyłaś, ta strona wizualna i muzyczna u nas bardzo się przeplata. Robiąc teledysk do piosenki możesz w jakiś sposób nadać jej kolejną interpretację, odbić się trochę od tego, co już napisałaś i o czym myślałaś w trakcie tworzenia. Budujesz nowy świat, z którym słuchacz będzie korespondować. Bardzo nam na tym zależy, żeby strona wizualna naszej muzyki tworzyła dodatkową przestrzeń, w której możemy się wyrażać. A co do Simony… Masz rację, że buzują w niej emocje. Zawsze przemycam coś do utworu, oddaje cząstkę siebie, choć to jednak tylko procent tego, co jest prawdą o mnie, a co jest stworzone na potrzeby danego utworu. Mimo wszystko nie param się reportażem, a fikcją. Bardzo chciałam, żeby Simona była singlem, pomimo ciężaru emocjonalnego, który w sobie niesie i cieszę się, że udało się nam ją pokazać. Gdy będziemy wypuszczać tę rozmowę, pojawi się kolejny singiel zapowiadający nową płytę.

Georgina Tarasiuk, Piotr Lewańczyk, zespół Blauka
Georgina Tarasiuk, Piotr Lewańczyk, zespół Blauka fot. Filip Kozubek

- To będzie dla Was drugi album, który wydajecie pod własnym szyldem.

Tak, ja odpowiadam w Blauce za teksty, melodie, ode mnie najczęściej wychodzą też inspiracje wizualne. Piotr jest producentem, kompozytorem i aranżerem. Wspólnie robimy wszystko, by jak najlepiej pokazać naszą pracę i koordynujemy liczne projekty, media społecznościowe oraz promocję, dlatego przy naszej pierwszej płycie założyliśmy swoją wytwórnię muzyczną. Nie da się ukryć, że to praca na pełen etat, ale bardzo się cieszę, że zdecydowaliśmy się na ten krok. Możemy tworzyć w zgodzie ze sobą, nadzorujemy kolejne etapy naszej pracy i jesteśmy w tym niezależni.

- I jeśli można tak powiedzieć, tę wolność widać, ale przede wszystkim słychać w Waszych utworach. Jakość mówi sama za siebie. Nie podążacie też za mainstreamem.

Nie, i nigdy nie myślałam o swojej muzyce jako o produkcie. Od chwili, w której wspólnie z Piotrem zaczęliśmy tworzyć Blaukę zaszła we mnie ważna zmiana, poczułam, że zawodowo wkroczyłam na właściwe tory. Zaczęłam sama komponować i pisać. Uwierzyłam, że mogę to robić. Po prostu uwierzyłam w siebie. Wiesz, czasami na twojej drodze pojawiają się ludzie, którzy mówią, że nie powinnaś czegoś robić, że się do tego nie nadajesz. Jeżeli nie jesteś uzbrojona w odpowiednie mechanizmy obronne, nie masz wystarczająco siły i takiej wewnętrznej stabilności, to zaczynasz w to wierzyć. Staram się słuchać opinii bliskich, ale jestem też typem osoby, która ufa swojej intuicji i bierze odpowiedzialność za to, co się pojawia pod jej nazwiskiem. Mam też w sobie dużo pokory. Nie twierdzę, że wszystko wiem i czasami mogę spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektywy, dlatego lubię słyszeć prawdę i nie obrażam się za słowa konstruktywnej krytyki. To bardzo rozwijające i pomaga udoskonalać twórczość.

- Od początku czułaś, że to muzyka stanie się Twoim światem?

To było dla mnie bardzo naturalne. Od najmłodszych lat wiedziałam, że lubię śpiewać, a muzyka to część mnie. Kiedyś, wychodząc na scenę nie wiedziałam, co to stres. Nie czułam, że ktoś mnie ocenia, to po prostu była dla mnie dobra zabawa i chciałam się pokazać. Dopiero kiedy zaczęłam dojrzewać, na horyzoncie zaczęły pojawiać się mniejsze lub większe niepewności, ale jedno jest pewne - zawsze chciałam śpiewać. Nie wyobrażam sobie swojego życia bez sceny. Na koncertach widzę osoby, które znają teksty, śpiewają razem ze mną i nawiązuje się między nami fantastyczny dialog. Bardzo chciałabym, żeby na drodze Blauki pojawili się słuchacze, którzy będą zaangażowani w to, co zrobimy. Jest ich coraz więcej i to nas bardzo cieszy. Tak samo, jak fakt, że dociera do nas wiele ciepłych komentarzy na temat naszej twórczości.

- A wszystko zaczęło się od Szansy na sukces. Jak znalazłaś się w programie?

Miałam chyba dziewięć lat i rodzice zgłosili mnie na Festiwal Piosenki Angielskiej w Brzegu. Tam wypatrzyła mnie Elżbieta Skrętkowska, która była w składzie jury i zaprosiła do udziału w programie. Tak się zaczęło. Ciekawostką jest fakt, że pojechałam na ten festiwal, ale nie mówiłam jeszcze praktycznie wcale po angielsku. Moja mama, która także nie posługiwała się tym językiem rozpisywała mi teksty piosenek fonetycznie [śmiech].

- Nie wiem czy wiesz, ale internauci do dziś wspominają Twój udział w Szansie na sukces i są jednogłośni, że był to jeden z najlepszych występów w historii muzycznego show. Rzuciłaś wszystkich na kolana wykonaniem utworu „Dłoń” z repertuaru Natalii Kukulskiej i wygrałaś.

To jest niesamowite i bardzo budujące. Udział w programie wspominam z sentymentem. To była przygoda, która wiele mnie nauczyła i wyciągam z niej teraz cenną lekcję. Chociaż nie zawsze było łatwo, cieszę się, że mogłam być częścią programu. Była to prawdziwa szansa na sukces.

Georgina Tarasiuk, Natalia Kukulska, 1999
Ireneusz Sobieszczuk/TVP/EastNews

- Wkroczałaś w świat show-biznesu jako mała dziewczynka. Jak to na Ciebie wpłynęło?

Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak funkcjonuje ta potężna machina. Weszłam do tego świata i polegałam przede wszystkim na opiniach dorosłych. Nie byłam jeszcze w pełni ukształtowanym człowiekiem, nie potrafiłam zrozumieć pewnych sytuacji czy nabrać dystansu. W tamtym czasie nie przykładano też takiej uwagi do tego, by otoczyć taką osobę odpowiednią opieką. Oczywiście, dziś na więcej rzeczy mamy otwartą głowę, stajemy się bardziej tolerancyjni, wyczuleni na kryzysowe sytuacje, zwracamy też uwagę na zdrowie psychiczne. Może gdybym dziś zaczynała swoją przygodę z muzyką, byłoby mi trochę łatwiej przez to przebrnąć? Nie wiem. Możliwe, że nie byłoby takiej długiej przerwy w moim działaniu. Zawsze są dwie strony medalu – zarówno te pozytywne, jak i mniej optymistyczne, ale każda z nich jest teraz częścią mojej konstrukcji.

- Gdyby tamta dziesięcioletnia Georgina miała świadomość z czym będzie się mierzyć, to konsekwentnie poszłaby tą samą drogą? Czy mimo wszystko lubisz wracać myślami do tamtego okresu?

Nie odcinam się od przeszłości, minęło tyle lat, a ja dalej jestem zafascynowana muzyką i nie przestałam jej lubić. Wydaje mi się, że każdy ma swoją drogę, swoje doświadczenia. Niczego nie żałuję. Po prostu cieszę się, że wracam ze swoją muzyką, że mam swój zespół. Spełniam się w tym i jest to moim źródłem szczęścia, to jest bardzo ważne. Szansa na sukces jest częścią mojej historii, a wszystkie te emocje i przeżycia mnie zbudowały. Patrzę na tę dziesięcioletnią dziewczynkę i myślę sobie, że to była przebojowa, pewna siebie małolata.[śmiech] W pewnym momencie tę pewność siebie gdzieś zagubiła, ale wróciła. Jest mi miło, kiedy ktoś wspomina tamten występ, ale chciałabym, żeby ludzie poznawali to, co robię teraz. Zrozumieli też, że ta dziewczynka z Szansy na Sukces jest już tylko częścią mojej historii.

Wszystko da się wypracować małymi kroczkami. Myślę, że moja droga, jest po prostu dłuższa i może bardziej wymagająca. Mogłam zdecydować się na różne ścieżki, ale odrzucałam wiele propozycji, które pojawiały się na przestrzeni lat. To nie jest tak, jak wiele osób sądzi, że zahibernowałam się w jakiejś kapsule i zniknęłam.

- Cały czas tworzyłaś.

Właśnie! Nie zniknęłam z branży i chyba czekałam na moment, kiedy pojawi się coś, w to tak naprawdę będę wierzyła. Z tych wszystkich propozycji, które do mnie przychodziły wybierałam te które była dla mnie wartościowe i ciekawe – nagrywałam np. ścieżki dźwiękowe do filmów czy seriali, co bardzo mnie kręci. W końcu doszłam do momentu, w którym robię swoje utwory. Było warto.

Georgina Tarasiuk, zespół Blauka
Georgina Tarasiuk, zespół Blauka fot. Filip Kozubek

- Z twórczości Blauki wybrzmiewa prawda i wolność. Odnoszę wrażenie, że duet z Piotrem Lewańczykiem jest dla Ciebie nowym, pięknym początkiem. Ale… czy to prawda, że najpierw była miłość, a dopiero potem podjęliście decyzję o stworzeniu czegoś własnego?

Bez relacji, nie byłoby naszej muzyki. Jesteśmy razem już dziewięć inspirujących i satysfakcjonujących lat. W życiu właśnie o to chodzi, oczywiście mówię za siebie, żeby tę miłość czuć. Może to zabrzmi teraz romantycznie, ale jest ona dla mnie motorem do działania, daje mi siłę i myślę, że na pewno bez miłości trudniej się żyje. Spotkanie Piotra wpłynęło na mnie, jako artystkę. W końcu rozwinęłam skrzydła.

- Z Piotrem tworzycie zgrany duet. Niektórzy mówią, że związek dwójki artystów to trudna sztuka – pojawia się rywalizacja i zazdrość.

Chyba że trafisz na partnera, z którym po prostu się bardzo dobrze uzupełnisz i w wielu tematach zgadzasz. Nam ta relacja służy, poświęcamy wiele czasu na wspólne rozmowy, a jeśli dyskutujemy to jest to merytoryczna wymiana zdań. Tak najlepiej poznajemy siebie nawzajem. Jestem niesamowicie wdzięczna, że spotkałam na swojej drodze osobę, która jest podobna do mnie – szczególnie w muzycznych kwestiach i która wprost mówi o swoich emocjach.

- A do tego na co dzień pracujecie „na emocjach” zamykając je w muzyce.

I myślę, że dzięki temu jest nam po prostu łatwiej się porozumieć, ale to też kwestia charakteru.

- Czego się dowiedziałaś o sobie na przestrzeni tych lat i tych doświadczeń?

Najbardziej tego, że bardzo trudno mnie złamać. Nawet wtedy, gdy upadam, to podnoszę się dosyć szybko. Chyba mam to po moim Tacie.

- Kiedy myślisz o przełomowym momencie w swoim życiu, to który wymieniasz w pierwszej kolejności?

Jest to wyprowadzka do Warszawy, gdzie studiowałam kulturoznawstwo. W stolicy poznałam muzyczny świat z innej strony. Chodziłam na jam sessions, na których spotkałam fantastycznych muzyków. Dopiero wtedy zaczynałam rozumieć, co to znaczy prawdziwe granie na żywo. Myślę, że to miało też spory wpływ na mnie, miałam wtedy jakieś osiemnaście lat, byłam świeżo po maturze. Był to odważny krok.

- Ta odwaga przewija się przez Twoje życie cały czas. Ale czy Ty się czujesz odważna?

Ona cały czas przeplata się też z niepewnością, która jest stałym elementem tej układanki. Staram się jednak, żeby ta odwaga była na wierzchu. Każdy z nas bywa niepewny, ale wychodzę z założenia, że trzeba stawiać czoła przeciwnościom i wykorzystywać swój potencjał. Jeśli masz na to siłę – super, ale jeśli czujesz, że w pewnym momencie Cię to przerasta, to trzeba też nie bać się prosić o pomoc.

- Mówisz głośno o terapii i wsparciu w zdrowiu psychicznym.

Myślę, że jest to ważne żeby o tym mówić, głośno i zdecydowanie, mam historię do opowiedzenia i chce się nią dzielić z ludźmi. Na szczęście żyjemy w czasach, kiedy zwraca się na to coraz większą uwagę. Każdy z nas ma coś nad czym mógłby popracować, każdy powinien zapewnić sobie narzędzia, dzięki którym łatwiej będzie mu ogarnąć to, co paraliżuje go na co dzień.

- Czy w Twoim przypadku to praca skłoniła Cię do tego, by wybrać się na terapię?

Raczej wydarzenia zakorzenione w przeszłości, takie, które rzutowały potem na to, jakie podejmowałam decyzje i powodujące, że z pewnymi rzeczami nie potrafiłam sobie poradzić. Poznałam lepiej siebie, zrozumiałam mechanizmy swojego działania. Staram się stać na obu nogach i mam motywację do tworzenia. Robię fajne rzeczy, z których jestem zadowolona.

- Na Waszej pierwszej płycie było sporo tej niepewności, strachu i obaw wobec tego, co przyniesie nowa rzeczywistość. Jaka będzie nowa płyta? Czy opowiadasz na niej swoją historię?

Oczywiście, zawarliśmy na nowym albumie kilka wniosków z ostatnich lat. Myślę, że nie bałam się poruszać tematów, które gdzieś mnie gniotły od dłuższego czasu, więc na pewno piszę mniej bezpiecznie i tak, rzeczywiście, pozwoliłam sobie na to, żeby w te uczucia się nieco zagłębić, otworzyć je przed słuchaczem. Na razie mamy dwa single, teraz pojawia się trzeci - Berlin i Amsterdam, który traktuje o końcu pewnej relacji. Pamiętam uczucie, które towarzyszy takiemu momentowi. Cała płyta bazuje na emocjach których doświadczamy: miłość, strach, smutek. Myślę, że sporo osób z tymi piosenkami się zidentyfikuje.

- Moim zdaniem każda z piosenek, które zapowiadają nową płytę mogłaby spokojnie być ścieżką dźwiękową do jakiegoś pięknego, ciepłego filmu.

Nie jesteś pierwszą osobą, która daje nam taki feedback [śmiech]. To bardzo ciekawe spostrzeżenie.

- Nie ma przypadków. Na pewno takimi filmami – małymi dziełami sztuki są też Wasze teledyski.

To przyszło do nas mimowolnie w trakcie tworzenia muzyki. Zależy nam, aby cały czas panować nad swoją wizją. Wkładamy w to wiele wysiłku i serca, wciąż się uczymy. Jestem zafascynowana tworzeniem wizualnego świata, lubię współpracować z kreatywnymi, uzdolnionymi twórcami, którzy przy tej okazji pojawiają się na naszej drodze. To właśnie ludzie w naszym projekcie są kluczowi, mam wrażenie, że spotykamy osoby, które myślą podobnie i biorę to za dobry znak.

Zdradzę Ci, że klip do Berlin i Amsterdam powstał w całości przy użyciu master shota. Mieliśmy tylko dwie próby ujęcia, na taśmie. Co ciekawe, zdjęcia powstały na stacji kolejowej w Falenicy, która jest połączona z kinem. Były tam również kręcone sceny do piosenki Kiks - tworzy to dzięki temu ciąg dalszy tej niedopowiedzianej historii.

Georgina Tarasiuk, Piotr Lewańczyk, zespół Blauka
Georgina Tarasiuk, Piotr Lewańczyk, zespół Blauka fot. Ola Bodnaruś

- Tworzysz w chwilach smutku, czy radości?

Nie mam na to reguły, czasami po prostu siadam i piszę, bo czuję taką potrzebę i nie da się jej zagłuszyć. Zbieram różne tematy, zapisuję fragmenty rozmów w swoim notatniku na telefonie. Kiedy siadam do piosenki, przeglądam wszystkie materiały, mogę wtedy wybierać co licuje z danym pomysłem. Gdy mam już jakiś tekst - albo jego fragment, to piszę melodię. Tak było najczęściej w przypadku pierwszego albumu “Miniatura”, chociaż tym razem w dużej mierze pomysły wychodziły od Piotra, który miał już gotowy szkic muzyczny, a ja próbowałam się w niego wpasować z tekstem i melodią. Uwielbiam ten proces twórczy, ale jestem też bardzo spragniona występów na żywo i konfrontowania muzyki z reakcjami osób, które przychodzą na koncerty.

- Ostatnio ogromne emocje wzbudziły polskie preselekcje do Konkursu Piosenki Eurowizji. Przed laty o mały włos, a wzięłabyś udział w przesłuchaniach. Jednak ze względu na zbyt młody wiek Twoja kandydatura została odrzucona. Myślałaś o tym, by znów spróbować?

Wydaje mi się, że Eurowizja jest poza kręgiem mojego zainteresowania. Robię muzykę po polsku i czuję, że w ojczystym języku wyrażam siebie najlepiej, a podbój świata nie jest w tej chwili moim priorytetem.

- Z pewnością teraz priorytetem jest Wasza płyta, która wkrótce pojawi się na rynku muzycznym. A dokładnie?

Jeszcze nie zdradzamy konkretnej daty, ale nie możemy się doczekać, kiedy oddamy ją naszym słuchaczom. Trzeci singiel zapowiadający krążek już 24 stycznia pojawi się w streamingach i zachęcam wszystkich, by posłuchali naszego nowego utworu Berlin i Amsterdam.

- A ja jestem ciekawa, co jeszcze nam pokażecie. Czuję niedosyt!

Reklama

Stopniujemy napięcie [śmiech]. W tym przypadku ten lekki niedosyt bywa wręcz wskazany, zostańmy w tej aurze tajemnicy.

Georgina Tarasiuk, Piotr Lewańczyk, zespół Blauka
Georgina Tarasiuk, Piotr Lewańczyk, zespół Blauka fot. Ola Bodnaruś
Reklama
Reklama
Reklama