Piotr Stramowski szczerze o kompleksach: „Byłem gruby. Lubiłem jeść”
„Wyhodowałem sobie tak duży brzuch, że potrafiłem w nim schować pilota od telewizora”
Uznawany za najprzystojniejszego polskiego aktora, idol i bożyszcze kobiet. Silny facet i mąż silnej kobiety, aktorki Katarzyny Warnke. Rzadko mówi o sobie i niewiele o nim wiadomo. Kim jest? Jak wyglądała jego droga na szczyt? Czy naprawdę jeździ lamborghini? I dlaczego przyznaje, że kobieta ma zawsze rację? Piotr Stramowski zdradza swoje sekrety Beacie Nowickiej.
Beata Nowicka: Jakim byłeś chłopcem?
Piotr Stramowski: Grubym (śmiech). Do piątego roku byłem chudy, a potem kluseczka. Lubiłem jeść.
Patrząc na Ciebie teraz, trudno w to uwierzyć. Miałeś przezwisko „Gruby”?
Był na osiedlu jeden, który mnie tak nazywał, strasznie mnie to denerwowało, ale nie mogłem się odgrywać, bo był kilka lat starszy i należał do tych niegrzecznych chłopaków, których się bało. Poza tym… naprawdę byłem gruby. Lubiłem oglądać telewizję i jeść chipsy. Do dziś lubię jeść, ale zwracam uwagę na to, co jem. Na potęgę objadałem się truskawkami. Brałem łubiankę truskawek i każdą maczałem w śmietanie i cukrze. Byłem w stanie zjeść całą cukierniczkę. Teraz jem same owoce. Wyhodowałem sobie tak duży brzuch, że potrafiłem w nim schować… pilota od telewizora (śmiech). To był mój popisowy numer przed kolegami. Piotr Stramowski lat 12.
Co oglądałeś?
Telewizję. Głównie programy naukowe i przyrodnicze. Sztuką, kulturą, teatrem zainteresowałem się późno, przyznaję, bo w szkole aktorskiej. Zaczęliśmy z przyjaciółmi poruszać tematy filozoficzne, egzystencjalne. Później z żoną poszerzyłem zainteresowanie o humanizm, muzykę, historię sztuki. To jest dziwne, bo moja mama była głównym konserwatorem w pałacu w Wilanowie, przez lata była kustoszem, prowadziła własne galerie, tata jest informatykiem, mam bardzo wyedukowanych rodziców, ale u mnie w czasie wolnym oglądało się telewizję, rozmawiało tak na luzie. Chyba żeby się zrelaksować, zająć głowę czymś mniej wymagającym, odpocząć od pracy. Z kolei u Kasi w domu sztuka była wszechobecna, dużo się o niej dyskutowało, tata puszczał jakiś dobry film i po prostu trzeba było go obejrzeć. Kaśka fascynuje się sztuką od zawsze, kiedy chciała słuchać muzyki klasycznej, w wieku 14 lat sama poszła do sklepu muzycznego i zapytała pana za ladą, od czego ma zacząć. Ona chciała.
A Ty?
Ja byłem mało wymagający, lubiłem być tu i teraz, korzystać z życia, chciałem, żeby było fajnie. Żyłem intuicyjnie. Niczym się nie przejmowałem, co moich rodziców doprowadzało do szału. Ale nie przejmowałem się do momentu konfrontacji z ocenami. Miałem dość wybiórcze podejście do nauki. Uczyłem się tylko tego, co mnie interesowało, wtedy pochłaniałem wszystkie informacje, na przykład na temat starożytnych cywilizacji, które mnie fascynują do dzisiaj. W efekcie dostawałem i szóstki, i pały. Kiedy zbliżała się wywiadówka, nerwy mnie zjadały i chowałem się w pokoju. Byłem typem ucieczkowym, zawsze uciekałem w przyjemności. Nie lubiłem złych emocji, potrafiłem je wymazać. Taki miałem sposób na życie. Później zjadało mnie poczucie winy, że czegoś nie rozumiem. Najgorzej jest walczyć z poczuciem winy. Z czasem okazało się, że z natury nienawidzę ściemy. Dziś potrafię powiedzieć, że czegoś nie umiem, i się tego nauczyć albo olać, jak mnie to nie interesuje.
Cały wywiad z Piotrem Stramowskim przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu VIVA!, dostępnym na rynku od czwartku 20 września