Reklama

W grypsie do matki Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski pisał: „Jestem mistrzem wszech wag w Auschwitz, dam sobie radę i w piekle”. O legendarnym bokserze, który pięściami wywalczył sobie życie, opowiada Piotr Głowacki, wcielający się w rolę „Teddy’ego” w filmie „Mistrz”. Rola, zdaniem krytyków, na miarę Oscara.

Reklama

Elżbieta Pawełek: Wydawało się, że dużo wiemy o Auschwitz, ale „Mistrz” odkrywa przed nami niesamowitą historię polskiego pięściarza. Miał Pan moment zawahania przyjmując tę rolę?

Piotr Głowacki: Nie. Od początku miałem wsparcie producentów i reżysera, którzy tak jak ja wiedzieli, jak wiele pracy i czasu będzie wymagało zbudowanie postaci pięściarza, do czego były potrzebne i ciało, i bokserskie umiejętności. Nigdy nie uprawiałem boksu, ale odwagi dodało mi to, że tańczyłem przez wiele lat, z czego skrzętnie teraz korzystam w teatrze i filmie.

Boks trochę jest jak taniec na ringu, a Pan porusza się na nim jak zawodowiec. Dziennikarze na festiwalu filmowym w Gdyni ocenili, że ta rola to Rocky Balboa w obozie koncentracyjnym, za którą powinien Pan dostać Oscara.

No cóż, jeśli tak, przyjmuję to jako dowód uznania dla mojej pracy, ale też pracy całego zespołu, która złożyła się na finalny efekt.

Dużo poświęcił Pan dla tej roli, przygotowywał się do niej kilkanaście miesięcy.

Mogę powiedzieć, że również dużo zyskałem, bo wcześniej nie pracowałem przy żadnym projekcie tak długo i intensywnie nad swoim ciałem jak przed „Mistrzem”. Na starcie ważyłem prawie 80 kg, co było widać jeszcze w granej przeze mnie „Planecie Singli”, do której zjadłem kilka kilogramów ptasiego mleczka, żeby mój Marcel nabrał przyjemnych krągłości. Na pierwszym badaniu u dietetyka mój wiek metaboliczny określono na 43 lata, a miałem 38. Pod koniec zaś przygotowań do filmu znów byłem w swoim wieku, tak więc zyskałem cztery lata życia.

Czytaj także: Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski. Bokser, który bił nazistów w Auschwitz

Robert Pałka

Piotr Głowacki jako Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski w filmie „Mistrz”

Reżyser Maciej Barczewski nie szukał do tej roli muskularnego aktora o wyglądzie zabijaki. Zależało mu na kimś niepozornym z wyglądu, z walecznością w oczach. I tę waleczność chyba w Panu dostrzegł?

Na pierwszym spotkaniu Maciek powiedział mi, że myślał o mnie pisząc scenariusz. To było budujące, że na starcie obdarzył mnie tak dużym zaufaniem. Wyszliśmy z założenia, że nie będziemy robili kina historycznego, tylko czerpiąc z tamtych wydarzeń skłonimy widza do refleksji nad własnym życiem.

Film trzyma w napięciu. Swoją pierwszą walkę „Teddy” toczy z niemieckim kapo. Przeciwnik waży ponad 70 kg, on ponad 40 i nie ma nawet rękawic bokserskich.

Ze wspomnień Pietrzykowskiego, który był mistrzem Warszawy w wadze koguciej, wiemy, że nie miał wyboru. W Auschwitz przeżywali najbardziej przydatni. Boks dał mu tę szansą. Świetnie unikał ciosów, dlatego wygrywał z silniejszymi od siebie. Nazywali go „Weiss Nebel”, Biała Mgła, bo trudno go było trafić.

Nie walczył tylko dla siebie. Dawał współwięźniom nadzieję na wolność i wygraną z Niemcami.

Myślę, że przede wszystkim walczył o swoje życie, a przy okazji dodawał otuchy innym. Na kilkadziesiąt walk, mówi się nawet o 70., przegrał tylko jedną. Wykorzystywał potem swoją prominentną pozycję, żeby pomagać współwięźniom. Dzielił się z nimi chlebem za wygrane walki, a jedna kromka chleba ratowała życie.

Najgorsze było śpiewanie podczas upałów niemieckich piosenek z podniesionymi do góry rękami. Ogolone głowy puchły od słońca do rozmiaru dyni, jak pisał we wspomnieniach, po które sięgnęła jego córka Eleonara Szafran, przygotowując biografię ojca. Odwiedził Pan Auschwitz przed rozpoczęciem zdjęć?

Tak, a potem myślałem, jak dużo Auschwitz jest w moim życiu i w życiu nas wszystkich. Jak często godzimy się na dyskryminację ze względu na kolor skóry, czy narodowość, na poniżenie kobiet przez mężczyzn, na to, że w świecie jest tyle głodu, a my wyrzucamy jedzenie.

Czytaj także: Znamy datę premiery filmu o słynnym pięściarzu z Auschwitz!

Robert Pałka

Piotr Głowacki jako Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski w filmie „Mistrz”

W Auschwitz Żydzi mieli prawo przeżyć dwa tygodnie, ale okrutnie traktowano też polskich sportowców, którzy mogli zachęcać do buntu. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co Pietrzykowski.

Dzielenie ludzi na narody w sensie etniczno-biologicznym, zgodnie z ideologią nacjonalistyczną, było i jest nonsensem. Najlepiej pokazuje to korona wirus, który dotyka nas wszystkich bez względu na przypisywaną narodowość.

Wydawało się, że walka w obozie koncentracyjnym nie ma sensu, a jednak „Teddy” działał w ruchu oporu z Witoldem Pileckim. Chciał zgładzić komendanta Rudolfa Hessa?

Zamach się nie udał, ale to pokazuje, że opór był możliwy. Auschwitz z początku był obozem koncentracyjnym, do którego trafiali nawet Niemcy, będący wrogami nazizmu i samego Hitlera. Dopiero potem powstał obóz zagłady w Birkenau, gdzie masowo mordowano Żydów.

Pietrzykowskiego też próbowano zgładzić?

Wszczepiono mu tyfus. To była zemsta jednego z esesmanów, który stracił duże pieniądze, stawiając na przeciwnika „Teddy’ego”, bo boks w obozie nakręcił machinę hazardową. Obóz jest okrutną metaforą naszego świata. Były tam emocje i przemoc, które na co dzień i nam towarzyszą, choć w innym natężeniu. „Teddy” w końcu został przeniesiony do innego obozu, gdzie też walczył, bo w Auschwitz stał się już tak sławny, że to zaczęło być Niemcom nie na rękę.

Ale dla mnie tak naprawdę stał się zwycięzcą po wojnie, kiedy zrezygnował ze swoich ambicji pięściarskich i zaczął nowe życie w Bielsku Białej jako nauczyciel WF. Nie wszyscy więźniowie odnaleźli się w poobozowej rzeczywistości. Jedni wpadali w nałogi, dręczeni przez demony przeszłości, inni chcieli spłacić światu dług wdzięczności za ocalenie, poświęcając się pracy z dziećmi i młodzieżą, żeby nigdy nie powtórzył się dramat Auschwitz.

Mat. prasowe/ R. Pałka

Wszedł Pan głęboko w postać „Teddy’ego”. Jak ta rola wpłynęła na Pana życie?

Na pewno utwierdziła mnie w przekonaniu, że wojna jest zła. I że dzielenie ludzi na katolików i nie katolików, białych i czarnych, Polaków i nie Polaków, ludzi z miasta i ze wsi jest tylko wątłym intelektualnie ideologicznym konceptem, będącym na wyczerpaniu po jego krótkiej, pełnej jednak nienawiści i przemocy historii.

Opowiadanie o Auschwitz powinno budzić refleksję, że życie jest takie, jakim je czynimy, a wolność nie zwalnia nas z odpowiedzialności. Obóz koncentracyjny w Auschwitz mógł istnieć, bo ludzie przed wojną zrezygnowali z wolności i poddali się specom od propagandy. Ten film dlatego jest dziś tak ważny, bo każdy z nas staje przed wyborem. Może wybrać godność i poczucie człowieczeństwa, albo strach i godzenie się na udział w dzieleniu ludzi na lepszych i gorszych.

Przesłanie „Mistrza” jest uniwersalne: zło nie zna granic, ale można je pokonać. Prywatnie walczy Pan o uwolnienie patentu na szczepionkę przeciw korona wirusowi, żeby stał się dostępny dla wszystkich?

Nie traktuję tego jako walki, ale jako wyraz logicznego myślenia. Jeśli od początku pandemii rządzący mówili, że uratować nas mogą szczepionki, a przez pół roku nie udało się zaszczepić wszystkich ludzi na świecie, to coś tu nie gra. To znaczy, że prawa miliardów ludzi będzie można nadal ograniczać, jednocześnie niewiele robiąc, by sytuację opanować.

Film wyczulił Pana na te sprawy?

Dał mi dużo do myślenia. Choćby głód. Bijemy na alarm, że pandemia zabrała dwa miliony istnień ludzkich, podczas gdy 10 milionów ludzi umiera rocznie z powodu niedożywienia. A szczepionka na głód jest znana. To jabłko dziennie, kawałek chleba, kilka ziaren ryżu. Po dwóch latach zamknięcia z powodu pandemii życie stało się dla nas ważniejsze od rzeczy. Ale czy zbudujemy dla naszych dzieci lepszy świat, czy tylko będziemy patrzeć, jak umierają kolejni ludzi, jak ginie Ziemia?

Oby nie.

To zależy tylko od nas.

Film „Mistrz” już w kinach. Książka Eleonory Szafran „Mistrz. Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski” w najlepszych księgarniach

Rozmawiała Elżbieta Pawełek

Reklama

Robert Pałka

Reklama
Reklama
Reklama