Reklama

Bardzo rzadko udziela wywiadów. Może dlatego, że od wielu największe sukcesy zawodowe odnosi w międzynarodowych produkcjach a nie w Polsce. Wyjeżdża za chlebem do Pragi, Moskwy, Paryża, Mińska, Kijowa... I zawsze wraca do swojego domu w Warszawie. W środowisku aktorskim jest trochę samotnym wilkiem, choćby dlatego, że kiedy duża część jego kolegów po fachu „chodzi na ściankach” komercyjnych imprez, Paweł Deląg chodzi do kina i ogląda najlepsze filmy. Po raz pierwszy specjalnie dla Vivy! w intymnej rozmowie z Beatą Nowicką opowiedział o swojej samotności.

Reklama

Wywiad z Pawłem Delągiem

- Myśli Pan o Bogu coraz częściej?

Paweł Deląg: Siłą rzeczy. Negatywne doświadczenia do tego skłaniają, ale „nie ma co biadolić” jak mówiła Danusia Szaflarska. Choć na drugiej szali tego pozytywnego przekazu jest też samotność. Ja odczuwam ją w sposób skomasowany, zagęszczony do grac możliwości, dlatego, że bardzo często ceną, którą płaciłem za pracę za chlebem jest nieobecność i stan bycia pomiędzy. Zapłaciłem za to w jakiś sposób swoim życiem osobistym. Z tym jest mi najtrudniej. Wtedy najczęściej zakłada się coś w rodzaju oszałamiaczy, człowiek próbuje znaleźć coś, co wyciszy...

- … jego wewnętrzne rozedrganie?

Tak. Ja jestem zwierzę stadne, pies w horoskopie chińskim. Potrzebuję kontaktu z ludźmi, potrzebuję dobrego otoczenia wokół siebie, lubię działać z ludźmi. Z moim zawodem też jest związany jakiś rodzaj samotności. Jesteśmy podzieleni, skłóceni, mamy poczucie odrębności, w pojedynkę walczymy z tym losem... A cała siła jest we współpracy, wspólnocie. Niektórzy mówią: im wyżej idziesz, tym bardziej jesteś samotny. Nie wierzę w to. No, chyba, że mówimy o władzy, o wielkich pieniądzach. Wtedy faktycznie nie wiesz do końca kto cię otacza. Czy to jest prawdziwy przyjaciel? Ale to jest paranoja, w której nie da się żyć.

- Ciągle przemieszcza się Pan pomiędzy światami, czuje się Pan zmęczony?

Moim punktem odniesienia jest Warszawa i wokół Warszawy są miasta, po których krążę. Wcześniej był bardzo intensywny Paryż, często tam latałem, potem nagle, gwałtownie pojawiła się Moskwa, Kijów, Mińsk i cały wschód, choć nigdy nie marzyłem, żeby tam pojechać i pracować. Teraz, w ciągu ostatnich dwóch lat, bardzo często jeżdżę do Pragi, tam powstały dwa filmy i mam kolejne plany związane z tym rynkiem. Ale ciągle wracam.

- Wybudzony ze snu miewa Pan zaburzenia orientacji w jakiej przestrzeni Pan przebywa?

Nie, ale sen to jest ciekawa sprawa. Wydaje mi się, że sen, dobry sen oznacza dobre życie. Im jesteśmy starsi tym mamy większy problem ze spaniem, co pokazuje do jakiego stopnia musimy być rozwaleni wewnętrznie, psychicznie. Poza tym sen w pojedynkę, wydaje mi się, jest innym snem niż kiedy śpi się we dwójkę. We śnie we dwójkę zachodzi relacja biało- czarne czyli yin i yang. Jeżeli relacja jest dobrze ustawiona, jest to związek kochających się ludzi, a nie egoistów, no to wtedy naprawdę następuje prawdziwa regeneracji tej energii, której potrzebujemy na życie.

- Co jest dla Pana podstawą związku?

Przede wszystkim zaufanie. To jest najważniejsze. Taki fundament, ostoja. Ale ciągle podróżując, jak się pani domyśla, nie jest mi łatwo zbudować coś trwałego. Uważam, że to nie jest dla mnie dobre. Samotni krócej żyją.

- Zamierza Pan coś z tym zrobić?

Staram się,

- „Wszystko albo nic” - czy to jest Pana dewiza w związku?

Tak! Mądry kompromis, bo w mądrym kompromisie jest wszystko albo nic. Wszystko w sensie, że staramy się - mówię o relacji damsko-męskiej, ale przyjaźni również to dotyczy - dać sobie to, co w nas najlepsze. Zaufać sobie i ofiarować najcenniejsze.

Marlena Bielińska/MOVE

- A kiedy pojawią się problemy, które przecież zawsze się pojawiają?

Musimy ze sobą rozmawiać, szukać wyjścia. Każdy związek, każdy człowiek niesie ze sobą całą gamę problemów. Najczęściej od nich uciekamy, nikt ich nie chce, ale tak się nie da żyć. Tylko problemy mogą nas scementować, zbudować, możemy pójść dalej. Myślę, że problemy tak naprawdę uczą nas kochania. Na początku jest tylko zakochanie…

- … które nie wymaga żadnej wysiłku. Czasami wystarczy powiew wiosny, jedno spojrzenie, gest, uśmiech.

No właśnie. Ale kochania uczą nas tylko wspólnie przebyte kryzysy, wspólnie rozwiązane problemy. To buduje silne poczucie więzi, a nie to na ile on mi imponuje, bo „jest taki męski”, a ona, bo „taka atrakcyjna”. To są jakieś fatalne zauroczenia. Jakiś wyobrażenia małego dziecka, niedojrzałej emocjonalnie osoby. A z drugiej strony bez założenia, że to jest dla mnie NAJWAŻNIEJSZA relacja - obok relacji z dziećmi - nic się nie może udać. Jeśli ktoś tylko udaje, jest bezczelny, jest oszustem, że w ogóle zaczyna taki związek. Popaprańcem, krótko mówiąc.

- Jest Pan fajterem, sam Pan tak o sobie kiedyś powiedział.

Mam nadzieję, że wciąż jestem. Ale chyba muszę trochę odpocząć.

- Od miłości?

A czy się od niej da odpocząć? W teatrze IMKA z Małgosią Foremniak gramy Richarda Burtona i Liz Taylor. To było dla mnie było duże odkrycie poznawcze. Rozdzierające pragnienie bycia razem i niemożność bycia razem. Konflikt indywidualności, które strasznie się kochały. Jakie on listy do niej pisał, jak ona o niego dbała. Spędzali razem mnóstwo czasu i intensywnie go przeżywali. On mówi, że to jest powiązanie atomów, które trwa wiecznie. Dlatego legenda ich miłości jest na stałe wpisana w kulturę, stała się symbolem. Już nie ma takich par, psiejemy.

Cały wywiad z Pawłem Delągiem w najnowszej VIVIE!, w kioskach.

Marcin Kempski/I LIKE PHOTO

Reklama

Zobacz także: Czy syn Pawła Deląga zostanie nowym królem Instagrama? Jego zdjęcia już podbijają Internet!

Reklama
Reklama
Reklama