Uczył się tańca, był modelem, zdawał do szkoły filmowej, ale bez sukcesu, pracował na recepcji w siłowni i błąkał się po świecie, szukając swojego miejsca na ziemi. Dziś święci triumfy jako reżyser ruchu przy pokazach mody u światowych projektantów. Pat Bogusławski opowiada Wiktorowi Krajewskiemu, co robił, gdy dopadało go zwątpienie, skąd brał siłę do działania i kto jest najważniejszą osobą w jego życiu.

Reklama

[Ostatnia publikacja na VIVA! Historie: 29.07.2024 r.]

Pat Bogusławski: tajna broń Johna Galliano

Nasze dobro eksportowe. Polska wizytówka w świecie. Geniusz ruchu. Tajna broń projektanta Johna Galliano. Z pokazu na pokaz, z sesji na sesję jego nazwisko staje się mocniejsze, a on udowadnia, że pomysły mu się nie kończą i nigdy nie wiadomo, czym tym razem zaskoczy. Rozpisuje się o nim prasa, a najlepsi dziennikarze i znawcy modowego świata nie szczędzą mu słów pochwał i zachwytów.

W czepku urodzony? Nie. Wręcz przeciwnie. Łodzianin Pat Bogusławski poświęcił wiele, żeby być jednym z trzech najważniejszych reżyserów ruchu na świecie. Niegdyś rozwoził kanapki na londyńskim Shoreditch, a dziś kreuje pokazy mody, które uznane są za lepsze niż niejeden teatralny spektakl. Żyje na walizkach między Londynem a Paryżem i choć czasem dopada go zmęczenie oraz wątpliwości, nie daje sobie forów i nie pozwala na chwile słabości.

Czytaj także: Dominika Kulczyk kupiła dom Marii Skłodowskiej-Curie. Ma co do niego wyjątkowe plany

Zobacz także
Paulina Wesołowska

Pat Bogusławski w sesji dla magazynu „VIVA!”, lipiec 2024

Wiktor Krajewski: Jak się podbija świat?

Harujesz, nie wydajesz ani grosza i wszystko oszczędzasz, a gdy już wiesz, że masz tyle pieniędzy, ile potrzeba, kupujesz bilet do Los Angeles i zapisujesz się do szkoły tańca. Pieniędzy starcza ci na mały pokój w North Hollywood. To, co zostanie, a jest tego niewiele, przeznaczasz na podstawowe rzeczy, które są konieczne, żeby przeżyć. Nie pozwalasz sobie na zbędne wydatki. Marzysz, czasem zaciskasz zęby i nie odpuszczasz.

Wykorzystujesz szanse, które pojawiają się na twojej drodze, a czasem pomagasz im, żeby się pojawiły. W sumie nawet częściej należy dopomóc swoim szansom, niż czekać na nie cierpliwie w kolejce. Gdy zdecydowałem się na życiową woltę oraz ryzyko, miałem 17 lat. Taniec był moją pasją i doskonałym sposobem na wyrażenie siebie. Tyle że wszystko, co dobre, szybko się kończy.

Co masz na myśli?

Pasja minęła, ale umiejętności zostały. Miałem poczucie, że taniec skończył się dla mnie jako sposób na wyrażenie tego, co mi w duszy gra. Ale ta sytuacja z wyjazdem do USA w tak młodym wieku udowodniła mi, że człowiek ma zdolności adaptacyjne w każdych warunkach. Żyłem bardzo skromnie, ale dałem radę. Te amerykańskie doświadczenia były preludium do tego, czego miałem doświadczyć w późniejszym czasie. Zahartowały mnie, że w życiu nie wszystko dostaje się na tacy.

Wróciłeś z USA do Łodzi, skończyłeś liceum plastyczne i dostałeś obuchem w łeb, bo nie przyjęto Cię do szkoły aktorskiej, która była Twoim wielkim marzeniem...

Tym obuchem dostałem aż trzy razy, bo tyle prób podjąłem, żeby stać się studentem aktorstwa. Niestety za każdym razem, gdy podchodziłem do egzaminów, komisji zawsze coś nie pasowało. Odpadałem na ostatnim etapie rekrutacji. Poczułem się jak w matni, bo początkowo problemem okazał się mój krzywy zgryz, później, że mam aparat na zębach, przy trzeciej próbie usłyszałem kolejny zarzut, który wygłoszono pod moim adresem.

Załamka?

Nie, ale już wiedziałem, że nie ma sensu bić się z cieniem i podejmować kolejnej próby, skoro mnie tam nie chcą. Mówi się, że jeśli nie drzwiami, to oknem, ale ja już spróbowałem wszystkich możliwych wejść i zatrzaskiwano mi je przed nosem. Życie. Nie mam do siebie pretensji, że odpuściłem, bo zrobiłem, co było w mojej mocy, za każdym razem sumiennie słuchałem rad, które otrzymywałem od komisji, i starałem się zniwelować swoje braki. Widać, aktorstwo nie było dla mnie. Pracowałem już wtedy jako model, tyle że to zajęcie, poza pieniędzmi, nie przynosiło mi większej satysfakcji, bo nic za nim nie szło. Kolejny pokaz, kolejne przymiarki, kolejny projektant… Nie tak chciałem, żeby wyglądało moje życie. [...]

Czytaj także: Rozdaje zegarki i motocykle, większość honorarium przekazuje na fundacje. Keanu Reeves ma serce na dłoni

Paulina Wesołowska

Pat Bogusławski w sesji dla magazynu VIVA!, lipiec 2024

Chciałeś więcej?

Chciałem. I dlatego po kilku chwilach zastanowienia się nad życiem znowu pożyczyłem pieniądze i wyjechałem do Londynu, nie mając sumiennie przygotowanego planu do działania. Wynająłem mieszkanie i teraz przyszła chwila, żeby kolejny raz na własne życzenie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Zatrudniłem się jako windziarz w hotelu. Ubrany w garnitur, wciskałem gościom guziki, żeby winda dowiozła ich na konkretne piętro. Kolejną moją pracą było roznoszenie kanapek w biurowcach, a później pracowałem na recepcji w siłowni. Pomysł na siebie dalej nie przychodził, ale była we mnie ogromna chęć mieszkania poza Polską i nie wyobrażałem sobie, że mógłbym wrócić do kraju.

Bo głupio Ci było, że wracasz na tarczy?

Nie o to chodzi. Po prostu wiedziałem, że moje miejsce jest gdzieś indziej. Uzbroiłem się w cierpliwość, bo czułem, że ta moja niewiedza, co dalej począć, nie będzie stanem permanentnym i pomysł na siebie przyjdzie. Nie teraz, to za chwilę.

I przyszedł?

Traf chciał, że dostałem pracę jako asystent choreografa Aarona Sillisa. Pracowałem z nim przy teledyskach i sesjach zdjęciowych. Pewnego dnia Sillis dostał ciekawą propozycję. Zaproponowano mu, by pracował jako reżyser ruchu przy kampanii modowej. Aaron pracy przyjąć nie mógł, bo był już wcześniej zobowiązany do innego przedsięwzięcia. Pojawił się we mnie jakiś zew i powiedziałem, że chciałbym przyjąć to wyzwanie i że doskonale spełniłbym się w tej roli. Nic za tym nie poszło, ale wygłosiłem głośno swoją chęć do podjęcia ewentualnego ryzyka. To był dla mnie przełomowy moment, bo czułem, że reżyseria ruchu jest czymś, czemu chcę się poświęcić.

Minęło jednak kilka miesięcy, zanim dano Ci szansę, żebyś stanął w szranki ze swoim marzeniem.

Sillis znowu nie mógł przyjąć zlecenia, ale powiedział, że zna chłopaka, który chętnie zajmie jego miejsce. Mówił o mnie. Ekipa producencka zgodziła się mi zaufać, mimo że nie miałem doświadczeń z reżyserią ruchu. Gdy jechałem na swoją pierwszą sesję zdjęciową z FKA Twigs dla „Wonderland Magazine”, zacząłem się bać, czy podołam. Gdy pojawiłem się na sesji, wiedziałem, że to jest właśnie przełomowa chwila: albo otworzą się przede mną nowe drzwi, albo zatrzasną z łoskotem, a swoje marzenia będę zmuszony schować gdzieś głęboko przed światem. Na szczęście strach mnie nie demotywuje. Sesja udała się doskonale, a ja poczułem, że to dla mnie początek nowej przygody. I ta przygoda trwa do dziś.

Pracowałeś przy sesjach zdjęciowych między innymi z Kim Kardashian, Harrym Stylesem, Victorią Beckham… Brzmi jak bajka, ale wiemy przecież, że za sukcesem zawodowym idzie wiele wyrzeczeń. Dużo poświęciłeś, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym jesteś teraz?

Żeby znaleźć się na tym etapie swojej pracy, musiałem poświęcić wiele czasu i włożyć sporo wysiłku. Nie mam rodziny, nie mam dzieci, ale nie jest to wynik tego, że skupiłem się wyłącznie na obowiązkach zawodowych. Taką podjąłem decyzję. Na razie moim priorytetem jest praca. Może się to kiedyś zmieni? A może nie?

[...]

Kto jest Twoim najlepszym przyjacielem?

Nie będzie w tym najmniejszej przesady, jeśli powiem, że moja mama. To mój najlepszy przyjaciel i największa fanka. Rozmawiamy ze sobą codziennie. Chociaż, gdy szedłem na moją pierwszą rozmowę z Johnem Galliano, utrzymywałem to w tajemnicy i powiedziałem jej o tym kilka minut przed spotkaniem. Usłyszałem tylko, że trzyma bardzo mocno kciuki i żebym nie powiedział nic głupkowatego (śmiech). Posłuchałem jej rady, bo z Galliano pracujemy już kilka ładnych lat.

Jak to się stało, że umówiłeś się na spotkanie z Galliano?

Też postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i nie czekać, aż John może kiedyś o mnie usłyszy. Wysłałem portfolio do Alexisa Roche, który zawodowo jest związany z marką Margiela, a prywatnie jest mężem Galliano. Porozmawiał ze mną, powiedział, że mam duży potencjał, ale zaznaczył przy tym, że różnie może być i nic mi nie obiecuje. Już następnego dnia jechałem do Paryża, bo moje résumé spotkało się z zainteresowaniem. Szczęściu naprawdę trzeba czasem pomóc.

Pełny wywiad z Patem Bogusławskim przeczytasz w nowym numerze magazynu „VIVA!”, dostępnym na rynku od czwartku 25 lipca.

Reklama

Czytaj także: Zrobiła już wszystko i nie ma sił, by walczyć o małżeństwo. Niemal zrujnowała swoją karierę, lecz dziś powoli staje na nogi

Reklama
Reklama
Reklama