Reklama

Prowadzi trzy fundacje, organizuje Wielką Aukcję Charytatywną, założyła Konsorcjum Filantropijne, występuje w telewizji. Jej kalendarz wypełniony jest po brzegi. Pracuje 16 godzin dziennie. I choć Omenaa Mensah miewa wrażenie, że cały czas jest w pracy, to podkreśla, że kocha to, co robi, więc nie traktuje tego jak przykrego obowiązku. W jej słowniku nie ma słowa „niemożliwe”. W nowym wywiadzie VIVY! Omenaa Mensah opowiedziała o swojej pracy, niesieniu pomocy. Czy dzieci nie są trochę zazdrosne, że tak dużo czasu poświęca innym? Vanessie i Vincentowi przekazuje najważniejsze wartości i również zaszczepiła w nich chęć pomagania. Córka dziennikarki poszła w ślady dziadka, studiuje medycynę i chce zostać lekarzem! „Vanessa czasami się denerwowała, że na fundacyjne dzieci miałam „czas”, ale nie byłam już tak skora, żeby jej cokolwiek w życiu ułatwić. Dzisiaj wie, że wyszło jej to na dobre", opowiada.

Reklama

Omenaa Mensah w wywiadzie VIVY!. W jej słowniku nie ma słowa „niemożliwe”

Prowadzisz fundacje, organizujesz Wielką Aukcję Charytatywną, założyłaś Konsorcjum Filantropijne, wciąż występujesz w telewizji i zajmujesz się pięcioletnim synkiem. Nie jesteś czasem zmęczona?

Muszę przyznać, że niedawno przyszłam do biura mojej fundacji, klapnęłam na fotel i powiedziałam dziewczynom, że chyba mi się „duracelki” wyczerpują (śmiech). I nawet mój mąż zaczął ostatnio przebąkiwać, że chyba za dużo wzięłam sobie na głowę, bo zazwyczaj jestem pełna energii, działam jak nakręcona, a teraz nie mam siły. Ale jak się za coś zabiorę, to muszę to dowieźć do końca. A ja nie pracuję na to, żeby na koniec dnia powiedzieć: zarobiłam dla siebie tyle i tyle. Pracuję, żeby mieć pieniądze dla wszystkich, którym dzisiaj pomagam i, co najważniejsze, dla tych, którym obiecałam lepsze jutro.
[...]

Ile razy byłaś już w Ghanie?

Nie liczyłam, ale mam już ghański paszport, z czego się bardzo cieszę.

Zabierasz tam swoich bliskich?

Byli ze mną Rafał i Vanessa. Mama nigdy nie wyjechała, podobnie jak mój synek Vincent, który ma dopiero pięć lat i jest jeszcze za mały. W przyszłym roku chcemy to nadrobić, dlatego zaplanowaliśmy dłuższą rodzinną podróż do Afryki. Z Ghany niedawno wrócili pracownicy moich fundacji oraz troje darczyńców: Sylwia Dobrzycka, Beata Drzazga i Rafał Sonik – ludzie, którzy przekazali największe dotacje, między innymi na działania pomocowe w polskich domach dziecka, dla dzieci w Ghanie oraz na wsparcie RiO Edu Centrum – dziennego ośrodka pomocy dla uchodźczyń z Ukrainy i ich dzieci. Zależało mi, by poznali drugi, bliski mi świat i na własne oczy zobaczyli, komu i dlaczego pomagam.

[...]

Dlaczego nazwałaś fundację swoim imieniem?

Moje imię w języku ghańskim oznacza siłę i złoto, ale nie to było powodem. Zrobiłam to z przekory (śmiech). Usłyszałam kiedyś, że nie zawsze w mediach chcą mówić o mojej fundacji. Dlatego pomyślałam, że gdy nazwę fundację moim imieniem, kiedykolwiek będą mówić o jej działalności, będą musieli powiedzieć „Omenaa”. Omenaa Foundation (śmiech).

Czytaj też: Omenaa Mensah: „Dzięki pomaganiu poznałam mojego męża. A to, że teraz robimy to razem, jest dla mnie znakiem, że wybrałam dobrą drogę”

Marcin Suder

Nigdy się nie poddajesz.

W moim słowniku nie istnieje słowo „niemożliwe”. Jak ktoś mi mówi, że czegoś się nie da, to ja mu udowodnię, że jest dokładnie na odwrót. Poza tym jestem zodiakalnym Lwem z ascendentem w Wadze. Lwy są waleczne i pragmatyczne, a Wagi mają artystyczne dusze. Zatem jestem połączeniem pragmatyzmu z nutą artystycznego szaleństwa.

To dlatego połączyłaś swoje dwie pasje – pomaganie i sztukę?

To dla mnie sytuacja idealna. Od 10 miesięcy przygotowujemy Wielką Aukcję Charytatywną, podczas której odbędzie się licytacja dzieł sztuki znakomitych polskich i zagranicznych artystów. To niesamowite wydarzenie poprzedzi wystawa w Oranżerii przy Pałacu w Wilanowie, zorganizowana przez moją fundację artystyczną OmenaArt Foundation. Udało się nam pozyskać dzieła najlepszych artystów, w tym po raz pierwszy w Polsce będzie można zobaczyć z tej okazji rzeźbę Manolo Valdésa „Reina Mariana”. Zależy mi na tym, by każdy mógł obcować ze sztuką i mógł podziwiać dzieła światowej klasy. Przy każdym projekcie konsekwentnie trzymamy się najwyższej jakości, dlatego 3 czerwca będzie można wylicytować nawet rzeźbę Magdaleny Abakanowicz.

Chyba lubisz przecierać szlaki.

Pewnie! Jako jedna z pierwszych w Polsce robiłam afrykańskie fryzury i zbiłam na tym niezły biznes. Miałam trzy salony, z którymi współpracowałam jako studentka poznańskiej ekonomii. Zawsze lubiłam iść pod prąd i być w czymś pierwsza. Nigdy się tego nie bałam – mam to po mojej mamusi. Od wielu lat jestem miłośniczką sztuki i designu – teraz mam to szczęście, że rozwijam również moją artystyczną stronę duszy. Rewitalizacja historycznych budynków i dbanie o zachowanie tożsamości kulturowej to główne cele działań mojej nowej fundacji.

Tata jest w końcu z Ciebie dumny?

Pamiętasz, jak mówiłam, że był dumny, dopiero gdy wybudowałam szkołę w Ghanie! (śmiech) Za to mama zawsze była ze mnie dumna i mnie wspierała, i za to bardzo ją kocham.

Czy Twoje dzieci nie są trochę zazdrosne, że tak dużo czasu poświęcasz innym?

Różnie bywało. Vanessa czasami się denerwowała, że na fundacyjne dzieci miałam „czas”, ale nie byłam już tak skora, żeby jej cokolwiek w życiu ułatwić. Dzisiaj wie, że wyszło jej to na dobre. Poszła w ślady dziadka, studiuje medycynę i chce zostać lekarzem. Wybrała najpiękniejszy zawód, jaki mogłam sobie dla niej wymarzyć. Jest moją wielką dumą. Wiadomo, że macierzyństwo jest trudne. Ma wzloty i upadki, ale bilans wychodzi na plus. To wielka radość widzieć, gdy twoje dziecko robi coś, co sprawia mu radość.

Krzysztof Opaliński

Omenaa Mensah, Vanessa Mensah, VIVA! lipiec 2016

Zaszczepiłaś w niej chęć pomagania.

Vanessa od 15. roku życia jeździ na wolontariat do Afryki. Gdy myślę o niej i o tym, jaką drogę wybrała, mam łzy w oczach. Za to Vincent zamiast do przedszkola woli chodzić do RiO Edu Centrum i tam bawić się z dziećmi z Ukrainy. Tłumaczymy mu, na czym polega świat i dlaczego niektórym w życiu się układa, a inni potrzebują naszej pomocy. Choć uczęszcza do fajnego przedszkola, w którym dzieci są mądrze prowadzone, to wierzymy, że najważniejsze są wartości wyniesione z rodzinnego domu.

Czego najbardziej nie lubisz oprócz słowa „niemożliwe”?

Pytania, po co pomagam. Jeśli ktoś je zadaje, oznacza to, że w ogóle tego nie czuje. Wychodzę z założenia, że wszyscy ludzie są dobroduszni, uczciwi i chcą czynić dobro. Jeśli ktoś nie chce, to niech chociaż nie przeszkadza. Mocno wierzę w to, że każdy ma coś dobrego, co może dać drugiemu człowiekowi.

Cały wywiad w nowym numerze VIVY!, dostępnym w punktach sprzedaży od 18 maja.

Sprawdź też: Jan A.P. Kaczmarek: „Marzenia są przyszłością zaklętą w wymiar niepewności”

Reklama

Marcin Suder
Reklama
Reklama
Reklama