Reklama

Wychował kilka pokoleń Polaków, dla których stał się przewodnikiem w sprawach życia i wiary. Ojciec Maciej Zięba udziela prostych odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. O codziennych rytuałach, nadziei, przyszłości i modlitwie opowiada w niecodziennej rozmowie z Beatą Nowicką.

Reklama

Ojciec Maciej Zięba w wywiadzie VIVY!

Jakie codzienne rytuały sprawiają Ojcu przyjemność?

Modlitwa czasami sprawia mi przyjemność, a nawet jeżeli jej nie sprawia, to jest stałym punktem każdego dnia. Modlę się, żeby się modlić, a nie żeby było mi przyjemnie. A poza tym, jak uda się spokojnie coś popisać czy pomyśleć, to są rozkoszne chwile. Słucham dużo muzyki klasycznej, głównie sakralnej, tych wielkich, jak Bach, Haydn czy Purcell, i to jest rytuał, który kocham. Czasami czytam wiersze, bo dobra poezja – jak muzyka – wynosi nas w stronę Boga. Jeśli ktoś do mnie przyjdzie i powie coś miłego, to też jest dla mnie wielki prezent.

Zaintrygował mnie Ojciec, mówiąc, że czasami modlitwa nie sprawia mu przyjemności. Co to znaczy?

Spójrzmy na relację małżeńską. Jeśli świadomie podjęliśmy decyzję o wspólnym życiu, to dlatego, że się kochamy i ta relacja sprawia nam przyjemność. Razem coś budujemy. To „my” daje dużo radości. Ale w każdym małżeństwie są chwile, kiedy nie jest przyjemnie. Wystarczy, żeby mnie bolał ząb i w tym momencie nie myślę o mistycyzmie małżeństwa, po prostu czuję się obolały, ale przecież dalej jesteśmy małżeństwem, dalej ją czy jego kocham. W strukturę życia psychicznego i duchowego wpisana jest sinusoida. Więc jak mam momenty ciepłe, mistyczne, to świetnie, ale czasami czuję się obity, samotny, lecz nadal staram się modlić.

Jakiego rodzaju doświadczeniem była dla Ojca choroba?

Bezradności.

Szymborska w 1955 roku napisała wiersz o nauczycielce, która z pożaru uratowała czwórkę dzieci i przypłaciła to życiem. Tam jest słynny wers: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.

To zdanie Szymborskiej miałem na egzaminie maturalnym.

Pisał Ojciec rozprawę na ten temat?

Nie. Wybrałem temat o Odrodzeniu. Bezpieczniejszy. Przy Kochanowskim czy Reju łatwiej pokazać erudycję. Wiersz Szymborskiej był tematem ciekawym, ale bałem się arbitralności oceny. Mam te słowa wyryte w pamięci. Człowiek może sobie coś wyobrażać, ale dopiero życie to weryfikuje, więc zgadzam się z Szymborską. Choroba uczy bezradności, uczy też, że musisz z tym żyć. Kiedy jesteś zdrowy, wpadasz w panikę na myśl, co będzie, jeśli zachorujesz…

…a kiedy już chorujesz, musisz się z tym zmierzyć.

Tak. Dwa tygodnie leżałem na OIOM-ie, byłem totalnie bezradny. Oddany w ręce wielu ludzi, podłączony do aparatur. Byłem tak osłabiony, że nawet modlić się nie mogłem, patrzyłem tylko na krzyżyk. To mi pokazało, że takie doświadczenie: a – istnieje, b – jakoś je przeżyłem, c – ono uczy pokory. Człowiek chciałby być samodzielny, mocny, a okazuje się, że jesteś totalnie uzależniony od innych, że musisz się z tym pogodzić, chociaż to bardzo trudne, i że musisz nauczyć się być wdzięczny ludziom, którzy są przy tobie i każdą twoją czynność życiową, fizyczną, psychiczną i intelektualną obsługują, bo sam nie jesteś w stanie zrobić nic.

Teraz Ojciec czuje się silniejszy?

Za dużo myślenia o sobie, o przyczynach, o przyszłości do niczego dobrego nie prowadzi. Mówiliśmy już, że trzeba być przyzwoitym, a rzeczywistość wypełniać wiarą, nadzieją i miłością. To one są najważniejsze.

Z czego Ojciec zawsze czerpie siłę?

Nie zawsze, bo czasami człowiek czuje się bezradny, pobity, ale zawsze gdzieś widać jakiś ślad światła. Dlatego Péguy mówi, że nadzieja to „płomyk drżący”. Bo właśnie ten pełgający płomyczek nadziei potrafi się przeciwstawić kosmicznej, zdawałoby się absolutnej ciemności. Péguy pointuje: „Płomyk przebije ciemności wiekuiste”. Ledwo migoczący płomyczek nadziei ma taką moc.

Poczucie humoru jest w życiu ważne?

Bezcenne. Ono, po pierwsze, uczy nas mądrego dystansu do rzeczywistości. Po drugie, wymaga od nas kreatywności w wyłapywaniu zabawnych rzeczy, tworzy inny rodzaj komunikacji, lekki, a jednocześnie głęboki. Bez poczucia humoru człowiek staje się intelektualnie przyciężkawy, i dla siebie, i dla innych. Poczucie humoru jest też potrzebne w życiu wiary, bo leczy z pychy. Przypominam sobie często Jana Pawła II, o którym wypisują dziś bzdury, że był autokratą, który otaczał się dworem. Owszem, otaczały go wyrazy podziwu, także pochlebstwa. Takie: „Ojcze Święty, wspaniale…”, „Ojcze Święty, znakomicie…”, „Ojcze Święty, fantastycznie…”, ale on zawsze wtedy wymyślał jakiś autoironiczny dowcip i przebijał ten balonik wzniosłości. Miał do siebie bardzo dowcipny dystans i nauczył mnie, że to ważne. Dobrze jest się śmiać, ale umieć śmiać się z samego siebie to jest sztuka.

Kiedy Ojciec śmiał się ostatnio?

Mam przyjaciela Michała Zioło, trapistę we Francji, to przyjaźń na śmierć i życie. Nie musimy się ciągle widywać, ale co jakiś czas do siebie dzwonimy. Wczoraj opowiedziałem mu, że znajoma katechetka zapytała dzieci, czy wiedzą, jakie imiona nosili Trzej Królowie. A chłopak bez wahania odpowiedział: „Nie trzej, bo było ich czterech: Lech, Czech, Rus i Baltazar”. No i popłakaliśmy się z Michem ze śmiechu.

Modlitwa jest dialogiem?

Tak, bo modlitwa otwiera na Ty przez duże T, ale to nie zawsze jest rozmowa. Dialog czasami polega na tym, że ktoś coś mówi, a ten drugi słucha. Modlitwa zakłada świadomość miłującej obecności Boga. I może być różna, może obywać się bez słów, człowiek przychodzi na adorację Najświętszego Sakramentu, siedzi w ławce, nic nie kombinuje, ale modli się, nawet jak mu trochę myśli uciekają. Modlitwa często jest walką z samym sobą. Musimy przezwyciężyć lenistwo, przygnębienie, rutynę. Musimy stawić czoło poczuciu, że modląc się, tracimy czas. I przezwyciężyć pokusę wymówki, że Bóg nas nie słyszy. Ważna sprawa, żeby nie modlić się do swojej psyche. Czytałem niedawno wyznania jakiegoś mnicha, który jako staruszek przeżył nawrócenie i pisał, że z przerażeniem odkrył, że przez trzydzieści parę lat modlił się do swojej psyche. To jest modlitwa czarnej dziury, która skupia się na sobie, nie otwiera się na Ty.

Które z dziesięciu przykazań ma dla Ojca największą rangę? Czy to pytanie w ogóle ma sens?

To jest świetne pytanie, bo pyta pani dokładnie tak, jak uczony w Piśmie zapytał Pana Jezusa, a On na to odpowiedział: pierwsze jest, byś miłował Pana Boga ze wszystkich swoich sił, całym sobą. A drugie – miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Te dwa przykazania są bowiem nierozdzielne. Miłość Boga, siebie i bliźniego, to jest najważniejsze przykazanie.

Czy Ojciec myśli o przyszłości?

Nie. Nauczyłem się, że wybieganie do przodu jest podwójnie bez sensu. Po pierwsze, człowiek w swojej wyobraźni sam tworzy problemy, a zazwyczaj je dodatkowo przyczernia. Z kolei jeśli snuje scenariusze pozytywne, to jest naiwniakiem. A powinniśmy być realistami. Po drugie, nauczyłem się, że rzeczywistość jest wielokroć bogatsza, niż się spodziewamy. Człowiek zakłada różne plany, próbuje warianty a, b i c, weryfikuje je. A potem wszystko i tak przebiega inaczej. Ewangelia mocno podkreśla, żeby za dużo nie myśleć o tym, co zrobimy w chwili próby, bo i tak tego nie wymyślimy. Jak mówiliśmy, jeśli człowiek stara się być przyzwoity, żyć wiarą, nadzieją i miłością, to jest najlepsze przygotowanie do wyzwań, które przed nim stoją.

Więcej w najnowszym wydaniu magazynu VIVA!, który w sprzedaży już od 10 grudnia 2020.

Małgorzata Socha, VIVA! 24/2020, Małgorzata Socha, VIVA! grudzień 2020, okładka
Bartek Wieczorek/Visual Crafters

Stylizacja Małgorzaty Sochy: Sukienka Epuzer, beret Lui Store, biżuteria Apart, buty/ własność bohaterki - Magda Burtym

Magazyn VIVA! 24/2020 - co jeszcze w numerze?

Zapracowała sobie na status… jednej z najbardziej zapracowanych aktorek. Mówi: „Całe życie musiałam ułożyć na nowo”. O sile i mobilizacji, jakie dają jej dzieci, i o tym, czy dla roli zerwałaby z emploi pięknej blondynki, MAŁGORZATA SOCHA opowiada Katarzynie Piątkowskiej.

Małgorzata Socha, VIVA! 24/2020, Małgorzata Socha, VIVA! grudzień 2020
Bartek Wieczorek/Visual Crafters

Stylizacja Małgorzaty Sochy: Beret Balmain/Vitkac, Marynarka Saint Laurent/Vitkac, spodnie Saint Laurent/Vitkac, Biżuteria Apart

Legendarna uczestniczka powstania warszawskiego WANDA TRACZYK-STAWSKA o tym, jak dobrze przeżyć życie i mimo wszystko być szczęśliwą w poruszającej, niezwykle szczerej rozmowie z Aliną Mrowińską.

Wanda Traczyk-Stawska
Andrzej Hulimka / Forum

Rodzinna opowieść z gotowaniem w tle, czyli KATARZYNA I MARCIN BOSACCY. Tylko nam opowiedzieli o tym, jak przez 24 lata nauczyli się „opanować rodzinę”, jak pogodzić karierę z życiem prywatnym i dlaczego wciąż spierają się, które pyzy – poznańskie czy warszawskie – są lepsze.

Marcin i Katarzyna Bosaccy, VIVA! 24/2020, Marcin Bosacki i Katarzyna Bosacka, VIVA! grudzień 2020
Łukasz Kuś
Reklama

Święta nie z tej bajki, czyli GWIAZDKA U WINDSORÓW. Dlaczego w tym roku będzie inna niż wszystkie?

Święta u Windsorów
Getty Images
Reklama
Reklama
Reklama