Ojciec Katarzyny Kasi był dla niej wzorem i opoką. Nalegał, by poszła w jego ślady
Andrzej Kasia miał dla córki konkretny plan...

Czy czuła, że będzie miała genialną córkę? „Tak zaplanowaliśmy z Andrzejem Kasią”, odpowiada pani profesor. A czy Katarzyna wiedziała, że ma genialnych rodziców? Niezwykła rozmowa matki i córki – Barbary Czerskiej i Katarzyny Kasi. O domu „nie do końca intelektualnym”, rodzicielskim testowaniu, rytuałach o „charakterze natręctw” i o tym, co je łączy – oprócz filozofii – a co dzieli.
Po ojcu — Andrzeju Kasi — Katarzyna Kasia odziedziczyła miłość do sztuki i ogromną wrażliwość. "Dużo czytaliśmy, rozmawialiśmy i rysowaliśmy, chociaż nie umiał", wyznaje, wracając pamięcią do czasów dzieciństwa. Głęboko w pamięci zachowała najpiękniejsze wspomnienia, które odkrywa w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
[Ostatnia publikacja na Viva Historie i VUŻ 18.01.2025 r.]
Andrzej Kasia we wspomnieniach Barbary Czerskiej i Katarzyny Kasi. Wywiad VIVA!
– [...] Jak Twój mąż, filozof Kasia, traktował córkę?
Barbara: Miał wielką potrzebę kontaktu z nią. Gdy była malutka, siedział nad nią godzinami i gruchał. Nazywaliśmy ją Grunia, bo zniecierpliwiona otworzyła oczy i powiedziała: „Gru”. W ogóle nie raczkowała, tylko od razu poszła przed siebie. W tym momencie weszły dwie sąsiadki z wieścią, że Wojtyła został papieżem. A my z Andrzejem oniemieliśmy, podejrzewając, że Grunia ma z Wojtyłą głębsze porozumienie.
Katarzyna: Nie sądzę, że to był cud, wcześniej ćwiczyłam w miejscu chodzenie. A z ojcem dużo czytaliśmy, rozmawialiśmy i rysowaliśmy, chociaż nie umiał. Mieliśmy też ukochaną zabawę w wieżowiec, w którą ja potem bawiłam się z córką. Rysowałyśmy blok, który miał dużo okienek, a w każdym okienku ktoś mieszkał. Z ojcem właśnie siedziałam i opowiadaliśmy sobie, co się dzieje w budynku. Tu ciocia gotuje zupę, tu tata z Kasią rysuje, tu mama coś robi. Dla dziecka dobra jest powtarzalność czynności.
Barbara: Ich rytuały miały charakter natręctw. Na przykład Andrzej czytał dzieciom co wieczór. Miał zdolności aktorskie i świetny głos.
Katarzyna: A przede wszystkim umiał naśladować milion różnych głosów. Ojciec przeczytał nam całego Sienkiewicza, Mickiewicza, Słowackiego, wszystkie baśnie Andersena i braci Grimm oraz „Klechdy” Leśmiana. Jak byliśmy mali i czytał nam „Trylogię”, bardzo nas to poruszało. A jak się „Pan Wołodyjowski” kończył, ojciec płakał, więc mama zastępowała go w czytaniu. A potem mama płakała i ojciec ją zastępował. I tak dojechaliśmy do końca. To we mnie zostało.
Barbara: Andrzej miał cztery lata, kiedy zaczęła się wojna. Miał więc zaległości w lekturach dziecięcych. A później, gdy czytał je dzieciom, bardzo to przeżywał.
Katarzyna: Kochaliśmy sierotkę Marysię, a ja szybko uczyłam się jej na pamięć. Rodzice myśleli, że jestem genialna, bo umiem czytać, mając trzy lata. A ja mówiłam to z pamięci. Kiedyś mnie na tym nakryli, bo trzymałam książkę do góry nogami.
Barbara: Popisywała się. Córka bardzo lubiła życie towarzyskie. Zawsze mówiła: „Ja chcę do ludzi”.
- TYLKO NA VIVA.PL: Mama Katarzyny Kasi robiła jej testy psychologiczne. Jeden z wyników mocno ją zasmucił

[...]
Barbara: Mamy protestancką rodzinę, która o nas dbała. Raz na jakiś czas mój stryjeczny brat Waldek przyjeżdżał busem i przywoził różne rzeczy. Na przykład odżywkę dla Jasia.
– I papierosy? Andrzej palił?
Barbara: Aż do raka płuc włącznie. Przywoził też kiełbasę. Wszystkie dzieci w naszej klatce się nią żywiły. I miały siłę występować w moim teatrze. Występowały też w Programie Pierwszym Telewizji Polskiej. A ja pisałam sztuki, które w ciągu 15 minut mogły już mieć premierę. Takie krótkie.
Katarzyna: Ja wtedy pisałam pamiętniki i opowiadania.
Barbara: A powieść, którą zaczęłaś pisać o mnie?
Katarzyna: To dopiero w liceum. Mam ją w komputerze. Wcześniej pisałam ręcznie i byłam płodna. Prowadziłam też swoją gazetę.

– A skąd się wzięła u Ciebie filozofia? Też od ojca?
Katarzyna: Trochę z przypadku. Gdy zdałam maturę, ojciec powiedział, że chce ze mną poważnie porozmawiać. Rodzice byli wtedy już po rozwodzie, a ja z nimi od dawna nie mieszkałam.
Barbara: Wyprowadziłaś się, gdy miałaś 18 lat.
Katarzyna: Nie, 17.
Barbara: Chodziłaś wtedy do Batorego, a ja właściwie byłam bezdomna. Bez przerwy się przeprowadzałam.
Katarzyna: Przecież prowadziłaś dużą agencję public relations i wynajmowałaś kolejne wille. Nie byłaś kloszardką. A ja od ciebie nie uciekłam.
Barbara: Potrzebowałaś stabilnej, osobistej przestrzeni. A ja ciągle się przenosiłam.
Katarzyna: Gdy wychodziłam po lekcjach z liceum, musiałam postać i pomyśleć, dokąd mam jechać i gdzie aktualnie mieszkam. Zamieszkałam więc sama. A gdy kończyłam czwartą klasę, tata chciał ustalić, co będę dalej robić. Miałam plan, że będę zdawać do szkoły filmowej na animację, bo dużo rysowałam. Ojciec się załamał. Zapytał: „Z czego ty będziesz żyła po tym kukiełkarstwie? A co zrobisz, jak się nie dostaniesz? Masz jakiś plan B?”. Odparłam ze ściśniętym gardłem, że wtedy zdam na filozofię, a ojciec się rozpromienił: „Teraz słusznie mówisz. Tam cię nie nauczą wbijać gwoździ, ale nauczą pomyśleć, zanim zrobisz dziurę w ścianie, i to jest ważniejsze”. Od razu więc zdałam na filozofię.
Barbara: Ja też skończyłam filozofię, a męża poznałam na studium doktoranckim. Nie miałam więc nic przeciwko planom Katarzyny.
– Filozofię więc Kasia ma we krwi też po Tobie?
Barbara: Myślę, że ma głęboką zdolność kojarzenia odległych faktów, czego jej ojciec nie miał. Jej obycie literackie i rozmowy z dzieciństwa powodują, że umie z tego korzystać. I to sprawdza się w jej programach telewizyjnych, które polegają na szybkim i intelektualnym kojarzeniu faktów.
Katarzyna: Po latach uważam, że ojciec miał stuprocentową rację, mówiąc, że filozof to najpoważniejszy zawód na świecie, dający zrozumienie tego świata.
[...]
Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce dostępny od czwartku, 16 stycznia 2025 roku.
