Odnalazł siłę i odwagę, by opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Robert Kudelski wprost mówi o chorobie otyłościowej
„Udział w kampanii stał się dla mnie terapią”
Niewiele mówi na temat życia prywatnego. Jaki jest naprawdę? Aktor, wokalista, człowiek wielu talentów i pasji. Artysta o wielkim sercu i wrażliwości. Swoją rozpoznawalność wykorzystuje w ważnym celu. Robert Kudelski niedawno po raz drugi został ambasadorem kampanii edukacyjnej „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”, której celem jest budowanie świadomości, że otyłość jest chorobą, a osoby, których dotyka zasługują na takie samo traktowanie i empatię, jak wszyscy inni chorzy.
W wywiadzie dla vivy.pl aktor opowiedział o chorobie otyłościowej i walce z hejtem. „To było trudne doświadczenie, choć rzeczywiście opowiedzenie swojej historii wymagało odwagi. Okazało się, że udział w kampanii stał się dla mnie terapią. To, co do tej pory było piętą achillesową, to, co mnie bolało… To wszystko sprawiło, że odnalazłem ogromną siłę”, mówi nam Robert Kudelski.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u i Viva Historie 18.12.2024 r.]
Robert Kudelski wywiadzie dla VIVY.pl
W mediach społecznościowych zamieszcza Pan fascynujące materiały z różnych zakątków świata. Często na tych slajdach przewija się Berlin. Gdzie dziś Pana łapię?
(śmiech) Tym razem łączę się z Warszawy, ale za chwilę dalej wyruszam w świat. Tak się toczy moja codzienność. Długo nie usiedzę w jednym miejscu. Oczywiście są to w większości wyjazdy zawodowe, choć przyznaję, że kocham podróżować – lotniska i samoloty to mój żywioł.
Tak samo jak muzyka, która odgrywa w Pana życiu dużą rolę. To ona najpierw sprowadziła Pana na scenę. Potem pojawiło się aktorstwo. Czy kontynuuje Pan rodzinne tradycje?
Skąd! Nie pochodzę z artystycznej rodziny. Do szkoły muzycznej poszedłem, bo… no właśnie. Były to czasy, kiedy w szkole podstawowej, na lekcje muzyki przychodził ktoś, dzisiaj powiedzielibyśmy, łowca talentów muzycznych, i mnie wybrał. Zapytany, na jakim instrumencie chciałbym grać, powiedziałem, że na akordeonie. Wiedziałem, że mamie sprawi to przyjemność. Ponieważ w klasie akordeonu nie było już miejsc, dopisano mnie do klasy instrumentów dętych i zaczynałem od gry na barytonie. Wyobraża sobie pani? Dla dziecka w piątej klasie szkoły podstawowej to była potworna kompromitacja wśród znajomych na podwórku (śmiech). Trzeba było ćwiczyć po dwie godziny dziennie. Trąbiłem dwa semestry z powodzeniem. Po roku zwolniło się miejsce w klasie akordeonu, grałem kolejny rok, ale serca do muzyki już nie było. Nie wiedziałem, co chcę w życiu robić, ale wiedziałem, czego na pewno nie chcę.
Więc kiedy aktorstwo pojawiło się w Pana życiu?
Zacząłem występować w szkolnym kabarecie i grupie teatralnej. To tam wszystko się narodziło. Traktowałem to jako formę rozrywki, odskoczni od dnia codziennego. Spotykaliśmy świetnych ludzi, pisaliśmy teksty i tworzyliśmy wartościowe treści. Ale na to, żeby pójść do szkoły teatralnej wpadłem w ostatniej chwili. Byłem ciekaw, jak wyglądają egzaminy i zależało mi na tym, by zobaczyć wszystkich profesorów, którzy siedzą za tym słynnym stołem.
TYLO W VIVIE: Długo dojrzewał do roli ojca, uciekał w pracę: "Bałem się założenia rodziny. Ponad 10 lat nie mieszkałem z Violką i dziećmi"
Z tego co wiem, miał Pan też sto tysięcy pomysłów na siebie.
Ależ oczywiście! Zdawałem na polonistykę, wiedzę o teatrze, chciałem być archeologiem. Nie przypuszczałem, że ostatecznie zostanę w szkole teatralnej. W dodatku w tamtym czasie krążyło wiele mitów, że na aktorstwo dostają się tylko osoby ze znajomościami. Jestem żywym przykładem, że nie jest to prawda. Zdawałem do dwóch szkół i do każdej zostałem przyjęty. Ciekawostką jest fakt, że z Akademii Teatralnej w Warszawie po dwóch semestrach zostałem wyrzucony. To były czasy, w których panowała selekcja. Pięć osób zostało wyrzuconych z roku, ponieważ zostały one uznane za mało zdolne. Do tego stopnia weszło mi to na ambicję, że zawziąłem się i uznałem, że udowodnię wszystkim, jak bardzo się mylą. Tego samego roku poszedłem na egzaminy do Szkoły Filmowej w Łodzi, której zresztą jestem absolwentem.
Jak na to doświadczenie patrzy Pan dziś z perspektywy czasu? Tak surowa ocena i podcięcie skrzydeł nie dla każdego byłyby motywacją.
Dziś uważam, że to była cenna lekcja. Dobrze się stało. Byłem młody, świeżo po maturze. Niewiele jeszcze wiedziałem o życiu.
Prawdziwa szkoła przetrwania.
Mogę potwierdzić. Poza tym, pewnie gdybym skończył szkołę w Warszawie, nie pracowałbym w zawodzie. W łódzkiej Filmówce zasuwałem jak mały samochodzik. Powiedziałem, że już nigdy znikąd nie dam się wyrzucić.
Czyli miałam dobre przeczucie. Po wysłuchaniu wielu rozmów z Panem, odniosłam wrażenie, że twardo stąpa Pan po ziemi. Zawsze był Pan tak odważny w podejmowaniu decyzji?
Zawsze. Mimo wszystko trochę się zmieniłem, bo już nie jestem osobą chaotyczną, a bardziej staram się wszystko układać.
To obok empatii i cierpliwości cecha, przydatna w pracy pedagoga. Nie każdy wie o tym etapie w Pana życiu.
Rzeczywiście, pracowałem jako nauczyciel historii sztuki w jednym z warszawskich liceów (śmiech). Naprawdę, nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu. W moim życiu musi się coś dziać, muszę coś robić. Lubię ludzi, lubię podróże i jestem realistą. Często jest tak, że nasza praca trwa od września do czerwca, potem teatry mają przerwę, nie ma wielu koncertów. Pomyślałem, że zwariuję, jeśli przez trzy miesiące nie będę pracować. Tak znalazłem dla siebie drugi zawód. Pokazuję Amerykanom Europę.
Fantastyczna przygoda! Tyle ciekawych miejsc i opowieści.
Naprawdę warto! Nie wiem, czy w innej sytuacji byłoby mi dane zapuszczać się w niektóre zakątki świata. To wspaniały czas, żeby podszkolić język przez kilkadziesiąt godzin w tygodniu. Nie mam wtedy prawie żadnego kontaktu z językiem polskim, z wyjątkiem, gdy dzwonię do domu co kilka dni. Moje doświadczenie pokazuje, że ruch jest wszystkim. Zawsze wyjdzie z niego coś dobrego. Miałem w sobie parcie, by fajnie przeżywać życie i nie osiąść na laurach. Chciałem dużo i jeszcze więcej, i nadal jeszcze mi się chce. Tak się zastanawiam, kiedy przyjdzie taki moment, gdy oburzę się rano i powiem: „A dzisiaj to odpuszczam”. Ale nie mogę sobie na to pozwolić z racji okoliczności - miejsca i czasu, w którym jesteśmy, gdzie mieszkamy. Także chyba będę pracować do śmierci.
TYLKO W VIVIE!: Udział w Azji Express był ich miesiącem miodowym, rozgrzali internet do czerwoności. Czy pokazali swoją prawdziwą twarz?
Od prawie 22 lat wciela się Pan w rolę Michała Brzozowskiego w kultowym już serialu „Na Wspólnej”. Wciąż zdarza się, że widzowie mylą Pana z bohaterem produkcji?
Cały czas! Ci, którzy chodzą do teatru i odwiedzają mnie podczas koncertów mówią do mnie - „Panie Robercie”. Widzowie serialu zazwyczaj tytułują mnie Michałem (śmiech).
Często od Pana kolegów i koleżanek po fachu słyszę, że uciekają przed pewnymi projektami w obawie przed zaszufladkowaniem.
Ja się nie boję! Lubię moją pracę. Może moje podejście jest nieco inne, bo żadna praca nie była moją pasją, mam inne zainteresowania, które mnie uskrzydlają. Pamiętam, że zaraz po ukończeniu szkoły teatralnej chodziłem na castingi i marzyłem, żeby w końcu trafić na przesłuchanie do serialu, w którym mógłbym dostać główną rolę, a potem niczym się nie martwić. Chodzenie na castingi i proszenie o pracę…. I jak sobie pomyślałem, tak się stało. Oczywiście, zmiany w życiu są wskazane, ale jak zmienić to na coś lepszego, a ja od 20 lat nie widzę żadnego lepszego projektu w polskiej telewizji.
Gdyby nie ten angaż, nie wiem czy na początku wytrwałbym w zawodzie. A tak, znów mi się udało. Rola w teatrze, festiwale, koncerty, serial. Mogę dziś powiedzieć, że jestem spełniony zawodowo. I wydaje mi się, powiem to nieskromnie, że chyba jestem dobrym aktorem, skoro w tym zawodzie utrzymuję się od dwudziestu paru lat i cały czas żyję w świadomości ludzi.
I budzi Pan ogromną sympatię.
Bardzo mocno to odczuwam. Zwłaszcza wtedy, gdy wyjeżdżam na koncert i bilety wyprzedają się w jeden czy dwa dni. To jest dla mnie dowód, że ludzie przychodzą, bo mnie lubią i cenią. Mam też taką dwudziestoosobową grupę wsparcia, która jest na prawie każdym koncercie. Widzę to i bardzo doceniam. Wzruszony zawsze pozdrawiam ich ze sceny, bo to co robią jest niesamowite.
Wiem, że przygotowuje się Pan również do wydania szczególnego projektu. To też wyjątkowa współpraca z fanami.
Po 25 latach przygotowuję się do wydania płyty. Zawsze wszyscy pytali mnie o to, kiedy coś wydam, ale nigdy nie miałem takiego pomysłu. I w końcu stało się! Ogłosiłem konkurs na teksty i kompozycje. Wiele osób napisało do mnie ze swoimi propozycjami, a ja wybrałem te utwory, które są mi najbliższe. Jednak zaznaczam, że to moja pierwsza i ostatnia płyta. To będzie też piękna pamiątka dla wszystkich, którzy się do niej przyłożą i tych, w których ręce trafi. Uważam, że jestem to po prostu winien moim fanom.
Podczas przygotowań do wywiadu natknęłam się na jedno zdanie, którym jest Pan opisywany i powtarza się ono w wielu artykułach – „jeden z najbardziej tajemniczych polskich aktorów”.
Inaczej nie można mnie określić (śmiech). W związku z tym najczęściej pisze się o aurze tajemniczości. Generalnie wychodzę z założenia, że artysta powinien mieć swoją tajemnicę. Aktor jest na scenie i w telewizji, natomiast robienie ze swojego życia prywatnego wystawki mnie nie interesuje i nigdy mi się nie podobało. Uważam też, że takie informacje nikomu nie są potrzebne. Mam szczęśliwą rodzinę, mam dwa psy.
I siłę swojego głosu! Wykorzystuje ją Pan w słusznym celu i w ważnej akcji. Trwa kampania „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”. Po raz drugi został Pan jej ambasadorem.
Rzeczywiście chciałem wykorzystać popularność, by zrobić coś dobrego. Przyznam, że byłem zaskoczony, gdy po raz kolejny dostałem propozycję bycia ambasadorem kampanii „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”. Nie wahałem się! Ze względów zdrowotnych zmagałem się i nadal zmagam z chorobą otyłościową. Mam świadomość, że pozostanie ze mną na zawsze. Jest czas, w którym redukuję masę ciała, potem mierzę się z nawrotem choroby, choć prowadzę zdrowy styl życia, uprawiam sport, spaceruję ze swoimi psami. Jednak na wiele rzeczy nie mam też wpływu. Gdy kilka lat temu po jednym zabiegu i leczeniu sterydami moja masa ciała zwiększyła się o 20 kilogramów, spotkałem się z różnymi reakcjami.
Dlatego doskonale wiem, z czym mierzą się na co dzień osoby, które mają podobny bagaż doświadczeń. Celem kampanii jest budowanie świadomości, że otyłość to choroba. Osoby, których dotyka zazwyczaj są wykluczane przez społeczeństwo, mierzą się z hejtem, dyskryminacją, są stygmatyzowane, a tak nie powinno być. Zauważyła Pani na pewno też jedną rzecz. Zdarza się, że kiedy ludzie się witają, zanim zapytają – „Co słychać?”, „Jak się miewasz?”, szybciej oceniają wygląd. Ten zeszczuplał, ten zwiększył masę ciała. A jak zwiększył, to wiadomo, że dobrze mu się powodzi. Kolejny etap to rady, co zrobić, by ją zredukować, a czasami lepiej nic nie mówić.
Brakuje empatii i wiedzy….
Panuje też mylne przekonanie, że choroba otyłościowa jest świadomym wyborem, efektem słabej woli, albo że wynika z niewłaściwego stylu życia. Zanim powiedziałem głośno o swojej chorobie słyszałem wiele opinii, spotykałem się z krytyką i hejtem. Powiedziałem – basta! Mam twardą skórę, dam sobie radę z tym, co piszą o mnie anonimowi ludzie, ale inne osoby? Może nie mają nikogo, kto byłby dla nich wsparciem. Dlatego ta akcja bardzo mi się spodobała. Dzięki niej osoby chorujące na otyłość, przede wszystkim mogą dowiedzieć się, jak reagować i gdzie szukać pomocy. Chciałbym, żeby nie rezygnowali z siebie i swojego szczęścia, ale walczyli o zdrowie oraz przyszłość. Najważniejszą rzeczą jest diagnoza i dalsze kompleksowe leczenie.
Biorąc udział w kampanii obnażył się Pan ze wszystkich emocji, co wcale nie jest takie proste.
Nie ze wszystkich, ale to było oczyszczające doświadczenie, choć rzeczywiście opowiedzenie swojej historii wymagało odwagi. Okazało się, że udział w kampanii stał się dla mnie terapią. To, co do tej pory było piętą achillesową, to czego się wstydziłem, co mnie bolało… To wszystko sprawiło, że odnalazłem ogromną siłę. Wcześniej ludzie pisali na mój temat okrutne rzeczy. Wyzywali mnie od grubasów, od świń. Zastanawiali się, jak mogę z taką twarzą pchać się do telewizji. Wszystko zmieniło się w chwili, w której stanąłem przed mikrofonem i zacząłem mówić głośno o swoich doświadczeniach. Odsłoniłem się, pokonałem nie tylko swoje demony, ale realnie stawiłem czoła hejtowi. I teraz mam siłę stawać nie tylko w swojej obronie, ale także w obronie innych osób, które na co dzień mierzą się z wykluczeniem, samotnością, są wyśmiewane, stygmatyzowane. Co ciekawe, dziś rzadko zdarza mi się czytać uszczypliwe komentarze na swój temat. Zniknęły.
TYLKO W VIVIE!: Doświadczyła ogromnej fali hejtu, udział w Eurowizji był dla niej ciężką lekcją: "Potrzebowałam pomocy psychologa, żeby ją przerobić"
A spodziewał się Pan innej reakcji?
Obawiałem się, że moje uzewnętrznienie wywoła lawinę hejtu. Nastawiałem się na to, że już nigdy nie zajrzę do żadnej sekcji komentarzy, a spotkałem się z niesamowitym odbiorem. Ludzie dzielą się ze mną swoimi historiami, wspierają, zaczepiają. Pewnego razu jechałem pociągiem i nagle podeszła do mnie czarująca, piękna i szczupła dziewczyna, mówiąc: „Panie Robercie, przeczytałam z Panem wywiad i chciałam podziękować, że mówi Pan o tym głośno, ponieważ i ja również choruję na chorobę otyłościową”. Byłem poruszony jej doświadczeniami i historią. Dowiedziałem się, że u niektórych osób ma ona podłoże psychiczne. Dziś sam mam większą wiedzę na temat choroby otyłościowej.
Często zapominamy też o tym, że choroba może dotknąć każdego.
Bez wyjątków. Otyłość nie jest wynikiem zaniedbania. Widzimy skutek, nie zastanawiamy się nad tym, co do tego doprowadziło. A mogą stać za tym terapia hormonalna, depresja, choroby tarczycy i nie tylko… Choroba zmienia wszystko, a w społeczeństwie brakuje wrażliwości i edukacji. I pamiętajmy o tym, że słowa ranią mocno, a prześmiewcze komentarze są bardziej bolesne niż wymierzony policzek. Zanika poczucie własnej wartości, pojawiają się wątpliwości… Również byłem w tym miejscu.
Dlatego kampania zwraca także uwagę na sytuację dzieci, nastolatków i kształtowanie ich nawyków przez rodzinę. Wsparcie bliskich jest bardzo ważne, wręcz kluczowe. Skoro dla dorosłych wykluczenie i hejt często są dotkliwym ciosem, to jak w tej sytuacji mają odnaleźć się dzieci? Cały ten bagaż doświadczeń, każde bolesne słowo pozostaną z nimi na lata, a rówieśnicy bywają okrutni. Ostatnio premierę miała audiobajka „Każdy ma superMOCE!”, kierowana do najmłodszych. Co ciekawe – inspirowana moją historią i komentarzami, które słyszałem jako chłopiec: „gruby na bramkę”. To ważne, aby podnosić temat choroby otyłościowej i pewnego rodzaju wrażliwości na ten temat od małego. Audiobajka jest do tego świetnym pretekstem, można jej wysłuchać bezpłatnie na YouTube czy stronie kampanii: ootylosci.pl.
Kto dla Pana był wsparciem w najtrudniejszym momencie?
Sam byłem dla siebie największą siłą. Szybko wyfrunąłem z domu. Okrucieństwo tego świata, narażenie na ciągłe oceny spowodowały, że musiałem sprostać wszystkim przeciwnościom w pojedynkę. Nie dzieliłem się z nikim swoimi emocjami. W ogóle nie miałem świadomości, że jest coś takiego jak choroba otyłościowa. Dlatego głośno mówię o tym, by nie bać się prosić o pomoc i korzystać z narzędzi do mierzenia się z chorobą.
TYLKO NA VIVIE!: Gigantyczny sukces Tokarczuk. Zagraniczna gwiazda zachwyca się pisarką, dziś mówi o niej cały świat
Bardzo poruszyły mnie Pana słowa wypowiedziane w jednym z wywiadów, że przez ponad 30 lat nie spojrzał Pan na swoje odbicie w lustrze.
Tak, i to się nie zmieniło. Aktorstwo w pewnym sensie było dla mnie ogromną próbą i pod wieloma względami pomogło zbudować mnie na nowo. To był krok do pokonania nieśmiałości. Czułem się bezpiecznie, ponieważ moim zadaniem było wchodzenie w role. Ukrywałem się za nimi, nabierałem pewności siebie, a wiele rzeczy obracałem w żart, próbując udowodnić głównie innym, że mam dystans.
Czym dziś jest dla Pana szczęście?
Gdyby zapytała mnie Pani, czy jestem szczęśliwy, powiedziałbym, że jestem i to bardzo. To, że jestem zdrowy, że moi bliscy są zdrowi sprawia, że jestem szczęśliwy. Moje kochane czworonogi również są dla mnie źródłem radości. Na to moje szczęście składa się też wiele innych czynników, o których już dziś rozmawialiśmy – piękne podróże, poznawanie nowych ludzi. Życie jest pełnią szczęścia. A moją największą pasją jest życie.
Źródło: viva.pl