Reklama

Oczy całego świata znów zwrócone się na Izrael i Palestynę. Od kilku dni trwa tam wymiana ognia - atak rakietowy na Tel Awiw, zbombardowanie biurowca w Strefie Gazy. O tym co dzieje się w tej chwili na Bliskim Wschodzie opowiedziała nam Małgorzata Kurzajewska–Zarinah, dziennikarka, od wielu lat mieszkająca w Izraelu.

Reklama

Mieszkasz na Bliskim Wschodzie od wielu lat…

I teraz mam przerwę wymuszoną przez Covid. Ale jak tylko będę mogła od razu wracam do Izraela.

Nie boisz się?

Boję się, ale tam jest mój mąż, rodzina, przyjaciele. I od razu na wstępie wyjaśnię jaka jest moja tamtejsza rodzina, by wszyscy mogli zrozumieć mój punkt widzenia.
Mój mąż jest Palestyńczykiem, ale nie jest izraelskim Arabem. W latach 60. XX wieku, kiedy nastąpiła aneksja Jerozolimy przez Izrael, w historii Izraela nazywana United Jerusalem, czyli połączeniem, palestyńczycy, którzy pozostali w granicach Izraela zostali nazwani 48-Arabs. I ci pochodzący z północy mają paszporty. A mieszkańcy pochodzenia arabskiego z terenów Jordanii, czyli z południa, mają dokument podróżny. Mój mąż ma właśnie taki, bo jest traktowany jak Jordańczyk, bo nie ma takiej narodowości jak Palestyńczyk. Palestyńczykami określa się wszystkich ludzi pochodzenia arabskiego mieszkających w Izraelu. Ale nie można ich wszystkich wrzucić do jednego worka, bo wśród nich są i muzułmanie i chrześcijanie. Mój mąż jest katolikiem. Zawsze więc mówię, że jestem żoną Jerozolimczyka, bo jak się okazuje, w Izraelu pewne rzeczy są bardzo zagmatwane. Mówię to dlatego, żebyś ty i czytelnicy mogli zrozumieć dlaczego konflikt izraelsko-palestyński nie do końca nas dotyczy. Mieszkańcy Jerozolimy też podchodzą do niego inaczej niż mieszkańcy Tel-Awiwu, czy miast w pobliżu Strefy Gazy.

Dlaczego?

W Jerozolimie mieszka dużo Arabów, dlatego to miasto jest w miarę bezpieczne jeśli chodzi o ataki rakietowe. Poza tym jest to Al-Quds, Święte Miasto, dlatego nie jest celem rakiet wystrzeliwanych ze Strefy Gazy. W przeciwieństwie do Tel Awiwu, w którym mieszka dużo mniej ludności arabskiej. Dlatego to właśnie Tel Awiw stał się teraz celem zmasowanego ataku.

Meczet Al-Aksa w Jerozolimie się palił.

Ale nie wiadomo dlaczego. Nie do końca jest doprecyzowane, czy to była rakieta, czy to się stało wewnątrz.

Wstrząsające są opowieści mieszkańców o ucieczkach do schronów.

My w Jerozolimie takich schronów mamy dużo mniej. To wynika z rodzaju zabudowy, choć w nowych blokach już są budowane. W przypadku ataku rakietowego chowamy się więc w pomieszczeniu, które ma najmniejsze okna, zazwyczaj są to łazienki. Przerażające są bez przerwy wyjące syreny. Ale jak mówi moja teściowa, którą kiedyś zapytałam o to, jak żyje się w stanie permanentnego zagrożenia, człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego.

Czytaj też: Szewach Weiss: „Wiem, co znaczy strach, wojna śni mi się po nocach”

GIDEON MARKOWICZ:AFP:East News.jpg

Mieszkańcy ukryci w schronie podczas ataku rakietowego na Tel Awiw, 13 maja 2021

Nawet do ataków rakietowych?

Nawet. Wyobraź sobie, że każdy z nas ma w telefonie zainstalowaną aplikację „Uwaga rakieta”, która ostrzega przed atakiem. Ponieważ rakiety są monitorowane, dzięki tej aplikacji wiemy, kiedy i gdzie spadną. Dużo z nich jest przechwytywanych, ale też dużo spada na ziemię, bo jednak przechwycenie takiej rakiety jest kosztowne. Jeśli więc wycelowana jest w tereny niezamieszkałe pozwala jej się dolecieć do celu. Oczywiście przy zmasowanym ataku, jakaś pojedyncza może spaść na teren zamieszkały przez cywilów.
Jednak w większości one nie powodują strat w ludziach, jedynie materialne.
Rakiety palestyńskie nie mają takiego systemu naprowadzania jak izraelskie. Izraelskie wystrzeliwane w kierunku Strefy Gazy mają bardzo precyzyjnie wyliczoną trajektorię lotu i konkretny cel. Hamas najczęściej stosuje ostrzał artyleryjski. Rakiety wystrzeliwane są z samochodów, które zatrzymują się najbliżej celu jak się da. Przedwczoraj przyglądałam się alertom rakietowym i widziałam, że doleciały nie tylko do Tel Awiwu, ale też dużo dalej, do Hajfy, a nawet do Wzgórz Golan.

Mówisz o tym dość spokojnie.

Opowiem ci historię z poprzednich ataków. Ponieważ zajmuję się turystyką często organizuję wycieczki z Polski. Pewnego dnia pojechałam na lotnisko Ben Guriona po kolejną grupę. I wtedy nad lotniskiem przez żelazną kopułę została przechwycona rakieta. Turyści musieli to widzieć. Zastanawiałam się co mam im powiedzieć, jak ich uspokoić. A oni wyszli z samolotu i wołają do mnie: „Pani Małgosiu! To działa! Już się nie boimy!”.

Ty też nie boisz się rakiet?

Mamy systemy ostrzegające, mamy czas, żeby się schronić. Owszem, lęk mi towarzyszy, ale bardziej boję się tego co może nastąpić za kilka dni. Na razie jest w miarę spokojnie, bo dopiero skończył się ramadan i arabska społeczność jeszcze nie wróciła do normalnego tempa życia. Nie zostali też jeszcze wezwani do intifady, czyli buntu. Ale czytałam, że Hamas nawołuje Palestyńczyków do kupowania noży, ostrzenia ich i wymierzenia sprawiedliwości. Każdego stać na taki nóż, bo on kosztuje tylko pięć szekli, czyli około sześciu złotych.

Zwykli ludzie ich użyją?

…To jest ten moment, kiedy mój strach wzrasta najbardziej. I jedyne co możemy zrobić, to niezależnie od tego w jakiego boga wierzymy, modlić się o pokój. Tu żadna strona nie ustąpi.

O czym myślisz kiedy konflikt się nasila?

O matkach, które muszą wysłać swoje dzieci na wojnę. 18-latkowie powoływani są do armii i idą walczyć. Zwłaszcza, że każdy na pewno ma jakiegoś kolegę, który mówi mu: „wiesz, że teraz jest czas, że trzeba ich zabijać”. Myślę, że matki po obu stronach modlą się tak samo.

Podobno powołano pięć tysięcy rezerwistów.

Mamy znajomych po stronie Izraelczyków i wiemy, że powołani zostali wszyscy rezerwiści. Zostali przerzuceni na północ i południe kraju. Do tej pory każdy z nich miał normalną pracę, szkołę, życie. Ale musieli rzucić wszystko i iść walczyć. Kobiety, mężczyźni… nie ma znaczenia. I nie ważne co w danym momencie robisz. Wszystko inne może poczekać. Szczególnie jeśli ktoś ma stopień podoficerski.

Jak dzisiaj wygląda dzień w Jerozolimie? Ci, którzy zostali, normalnie poszli do pracy, do szkoły?

Świat nie przestał funkcjonować. Mamy normalny dzień pracy. Ale wiem, że oczy każdego kto jest dzisiaj w Jerozolimie są dookoła głowy. Prosiłam mojego męża, żeby nie wychodził z domu, jeżeli tylko może. W domu będzie bezpieczny. Musimy też pamiętać, że teraz nie ma buforu, który był zawsze, i który w jakimś stopniu powstrzymywał obie strony przed eskalacją konfliktu - nie ma turystów! Na turystyce zarabiają obie strony i turyści są dobrem ponad podziałami.

Teraz wiadomo, kto jest po jednej, a kto po drugiej stronie?

Nie do końca, bo pamiętajmy, że na przykład w policji są i Palestyńczycy i Żydzi. A
W ciągu kilku ostatnich dni w 180 incydentach zostało rannych 40 policjantów. Ewidentnie konflikt eskaluje, ale tak jak mówiłam, zobaczymy, w którą stronę się rozwinie.

Czy atak na Tel Awiw sprzed kilku dni był faktycznie najbardziej zmasowanym atakiem rakietowym w historii tego konfliktu?

Na pewno jednym z większych. Ale tak skumulowanego ataku Izrael się nie spodziewał. Wiesz co jest straszne? Przez ostatni rok mieliśmy wroga w postaci koronawirusa. Wygraliśmy z nim, a teraz znów mamy wojnę. Smutne jest to, że to właśnie pandemia dała nam w Izraelu pokój.

Czytaj też: Katarzyna Tubylewicz, pisarka i dziennikarka o tym, dlaczego Szwecja nie boi się koronawirusa

AHMAD GHARABLI/AFP/East News

Spalony samochód w mieście Holon niedaleko Tel Awiwu.

A mimo wszystko życie toczy się dalej.

Dlatego, że tak jak mówi moja teściowa, do permanentnie trwającego konfliktu można się przyzwyczaić. Opowiadano mi, że gdy w Izraelu trwały ataki gazowe zrodziła się moda na ozdabianie torebek, w których noszono maski gazowe. Naszywano na nich koraliki, aplikacje, haftowano. Aż stały się dla nich czymś takim, jak w tej chwili maseczki. Elementem garderoby. W ten sposób oswajano strach. Poza tym mieszkańcy Izraela różnią się od nas Polaków tym, że po traumatycznym doświadczeniu szybko wracają do normalności. My się biczujemy, wracamy myślami, a oni nie. I nie chodzi o to, że zapominają, albo mają w nosie. Po prostu uważają, że najlepszy sposób, w jaki można uczcić na przykład ofiary zamachu to pójść do pracy i wykonać ją najlepiej jak się da, dać z siebie wszystko.

Byłam w Jerozolimie dzień po ataku nożownika w autobusie. Życie toczyło się jakby nigdy nic.

Dlatego, że to się dzieje za często. To tak jak byś codziennie jechała autostradą i codziennie na tym samym odcinku ktoś miałby wypadek. Musisz nauczyć się być obserwatorem tej drogi, ale nie możesz tych wypadków nie zobaczyć. Nie masz na to wpływu.
Ale każdy jest tą sytuacją zmęczony. Ona trwa już 25 lat. Straszne jest, że po obu stronach barykady jest pokolenie ludzi, którzy nie znają świata bez konfliktu.

Czy możliwa jest przyjaźń pomiędzy zwykłymi Palestyńczykami, a Żydami?

My, ze względu na to, że zajmujemy się turystyką, mamy znajomych po obu stronach. Mój mąż ma kolegę aszkenazyjskiego Żyda, o którym mówi, że mógłby powierzyć mu własne życie. Na poziomie ludzkim ten konflikt jest dużo mniej nasilony niż na poziomie polityki zewnętrznej. Tej polityki przez duże P. Byłoby prościej, gdyby ludziom pozwolono mieć ze sobą kontakty, uczyć się siebie nawzajem. Ale to co się dzieje sprawia, że trudniej jest zbliżyć się do siebie. Niektórzy już nie nazwą siebie przyjaciółmi, choć nimi będą. Ze strachu będą mówić o sobie tylko „znajomi”. A poza tym łatwiej jest, nie znając kogoś, nie mówić o nim dobrze. A przecież po obu stronach są dobrzy ludzie. Odbieram wszystkim, którzy nie żyli w Izraelu, którzy nie stąpali po tej ziemi, prawo do oceniania i stawania po jednej ze stron.

MAHMUD HAMS:AFP:East News.jpg

Zniszczenia w mieście Beit Lahia w północnej Strefie Gazy, 13 maja 2021 r.

MAHMUD HAMS:AFP:East News.jpg

Palestyńska kobieta patrzy na zniszczone budynki w mieście Beit Lahia w północnej Strefie Gazy.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama