"Życie, jak to życie minie, nie ma się co szarpać", wywiad z wokalistką Dorotą Osińską
Artystka znana z programu The Voice of Poland opowiada o nowej płycie, Joannie Szczepkowskiej i nowych projektach.
- Cztery płyty to już jakby nie patrzeć dyskografia - napisałaś. Twój nowy album ukazał się 14 września, a od premiery debiutanckiej płyty minęło 14 lat. Podobno co siedem lat zachodzą w życiu człowieka znaczące zmiany. Co się zmieniło?
Od pierwszej płyty? Wszystko. Sama mi zresztą zwróciłaś uwagę, że nawet podziękowania w książeczce do pierwszej płyty i tej najnowszej się nie pokrywają. Zupełnie z innymi osobami pracowałam, inni ludzie byli blisko. Chociaż jest parę niezmiennych. Zmianą jest to, że pierwszą płytę nagrałam z Włodzimierzem Korczem, a najnowsza jest pierwszą, na której nie ma żadnej jego kompozycji. Jeszcze to: zadzwoniła dziennikarka z prośbą o udzielenie wywiadu i zastrzegła na początku, że zajmuje się działką, z której ja właśnie uciekłam, czyli piosenką literacką. Tak więc wydaje mi się, że moim dużym zwycięstwem na przestrzeni tych 14 lat jest to, że nareszcie zaczyna być widać, że to co robię nie jest piosenką literacką. Chociaż cały czas się staram, żeby teksty, które śpiewam przedstawiały jakąś wartość i mimo że na ostatnią płytę sama napisałam piosenki, to mam nadzieję, że ta jakość jest dalej obecna.
- Własne piosenki?
Myślę, że jeśli śpiewam piosenki, które ktoś dla mnie pisze, to ich „mojość” ogranicza się tylko do ich wyboru. A pisanie samej to są słowa, które lubię i w takiej składni i formie, jaką lubię i z taką myślą, o jaką mi chodzi. Czasem bardziej zgrabnie to się udaje, czasem mniej, ale wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze, żeby za jakiś czas powiedzieć, że nieźle mi to wychodzi.
- Pierwsza płyta miała tytuł „Idę”, druga „Kamyk zielony”, trzecia „Teraz”, a ta najnowsza po prostu „Dorota Osińska”.
Ja byłam za tytułem Osina. To jest moja ulubiona forma mnie, od lat dla znajomych jestem Osiną. Jednak w mojej wytwórni muzycznej MTJ jednogłośnie stwierdzono, że to się kojarzy rapersko. Po długich dyskusjach postanowiliśmy na prostotę i zostało „Dorota Osińska”.
- Dla mnie to podkreśla, jak bardzo jest to twoja płyta.
Wiesz co, ale ja na każdym etapie, przy każdej płycie, mówiłam, że to jest bardzo moja płyta. Płyta „Teraz”, świadomie dostała taki tytuł, chodziło o to, że na ten moment, na tamto teraz uważałam, że to jestem najbardziej ja. Kiedy dzisiaj słucham tego materiału, po 5 latach, to czuję, że jestem w zupełnie w innym miejscu. Pytanie co będzie z tą najnowszą płytą. Ja ją już od roku mam na półce, w takim sensie, że od roku jest gotowa i w niezmiennym stanie czekała na wydanie. Od tamtego czasu wciąż mi się podoba. Podoba mi się, jak jest zaaranżowana, podobają mi się melodie, podoba mi się jak zaśpiewałam. Podoba mi się jak to brzmi, a przez to, że już tyle czasu minęło, to nawet teksty mi się podobają. Zobaczymy, co będzie za trzy lata. Mam nadzieję, że następną płytę też napiszę z Pawłem Steczkiem, że będzie to taka strona B tego co już zrobiliśmy. Wydaje mi się, że te najlepsze nasze wspólne piosenki są jeszcze przed nami. Ta płyta to jest cała Dorota Osińska, brzmienie, to jak na niej wyglądam, jak śpiewam. Chciałabym, żeby to było coś do czego jak kiedykolwiek wrócę to nie pomyślę – zrobiłabym to inaczej.
- Płyta pt. „Dorota Osińska”, teksty prawie wszystkie Dorota Osińska. A muzycznie?
Tak, tekst do „Stop the Show” napisał Aidan O’Connor, jedyna piosenka po angielsku na płycie. Postanowiliśmy jednak z Pawłem Steczkiem, że jest tak dobra, że szkoda wywalać. Paweł Steczek jest producentem, kompozytorem i aranżerem całej tej płyty. Dałam mu prawo zadecydowania z kim chce pracować, bo wydawało mi się to najbardziej uczciwe. Z nienowych ludzi jest Paweł Stankiewicz, tutaj nie musiałam nic forsować. Siłą naturalnej kolei rzeczy, Paweł idzie dalej ze mną w tej przygodzie artystycznej i mam wielką nadzieję, że to jest taka osoba, która będzie mi przez kolejne płyty towarzyszyła. On rzeczywiście od pewnego czasu bardzo determinuje tę drogę. Nawet Paweł Steczek, który jest bardzo nowocześnie aranżującym pianistą, wyprodukował tę płytę w taki sposób, że w gruncie rzeczy jest gitarowa i najwięcej słychać właśnie jego. On ma taką charyzmę, że nawet jak gra gdzieś z tyłu, to i tak słychać go bardzo z przodu. I jeszcze dwóch muzyków z Katowic, z którymi wcześniej się nie spotkałam. Łukasz Kurek, którego znam od czasu spektaklu „Cafe Sax”, jest perkusistą, świetnym muzykiem i w dodatku fajnym facetem. Zaprosiliśmy do tego składu jeszcze basistę Kosmę Kalamarza. Kosma jest muzykiem, który nie ma ani jednej swojej gitary basowej, bo jest takim basistą, że wszystkie duże firmy, które produkują gitary dają mu je za darmo do testowania. Światowej klasy muzyk! To ogromna przyjemność i zaszczyt, że mogę się otaczać ludźmi, którzy podbijają wartość tego, co robię.
- Co na tej płycie udało się najbardziej?
Najbardziej udał się zespół ludzki. Bardzo udana praca na każdym etapie: tworzenia tej płyty, pisania piosenek, prób, siedzenia w studio, wybierania ostatecznych wersji. W sumie, mam takie poczucie, że do momentu wyprodukowania płyty to wszystko udało się najbardziej.
- Mówiłyśmy o tym, że własne teksty piosenek to trochę tak jak reżyserowanie siebie. Drugą twoją sferą jest teatr. Mam wrażenie, że aktorstwo jest trochę śpiewaniem cudzych tekstów.
Tak, takie wchodzenie w cudze buty.
- Za chwilę, 3 listopada będzie premiera twojego nowego spektaklu. Kto go reżyseruje?
Joanna Szczepkowska, to był taki błysk. Joanna jest taką artystką, bo aktorką to za mało powiedziane, którą podziwiam od lat, ale nigdy razem nie pracowałyśmy. Kiedy wpadłam na pomysł, żeby zrobić spektakl, o którym mówimy, dyrektor spytał, czy mam już pomysł, kto by to reżyserował i kto ma napisać scenariusz. Byłam niedługo po wizycie w teatrze Na dole i to był błysk.
- Pani Joanna po jakimś czasie waszej korespondencji powiedziała, że chętnie zajmie się scenariuszem, ale jak widzi, jak ty piszesz, to nie bardzo wie po co ona ma to robić.
Nigdy bym nie napisała scenariusza na tym poziomie, na jakim ona to zrobiła. Chociaż schlebia mi, że uważa, iż mogłabym to sama zrobić albo że mogłabym tam sama zagrać i ona do niczego nie jest potrzebna. Kiedy dyrektor teatru zaproponował, żeby też zagrała w tym spektaklu, usłyszałam od niej: przestań, przecież to miało być dla ciebie, o tobie, ja ci zabiorę przestrzeń. A moim zdaniem liczy się to, aby jak najpiękniej opowiedzieć tę historię. Jej talent, jej charyzma, jej piękny głos, jej dar przekazu oraz talent Pawła Stankiewicza, który odpowiada za muzykę w tym spektaklu, sprawił, że otoczyłam się przy okazji tej realizacji ludźmi, którzy będą się na scenie uzupełniać, a nie konkurować. Z Joanną pracuje się niezwykle. Bardzo słucha sugestii, pomysłów, ani razu nie powiedziała „to jest zły pomysł”, „to nie są twoje kompetencje”, tylko naprawdę każdego słucha. Jeśli nie decyduje się na czyjąś propozycję, to tłumaczy dlaczego. To jest niespotykane.
- Wiemy, że reżyseruje Joanna Szczepkowska, gra Dorota Osińska z Joanną Szczepkowską i zespołem. A teraz kim jest bohaterka tego spektaklu?
Eva Cassidy, o niej będzie ta opowieść. Znowu to był błysk - od apogeum fascynacji jej piosenkami minęło piętnaście lat i dlaczego przyszła mi do głowy akurat teraz, akurat w taki sposób? To jest niewytłumaczalne, pewnie była to intuicja. Wcześniej zawsze uważałam, że mam beznadziejną intuicję, a teraz myślę, że nie pozwalałam jej dojść do głosu.
- Co was łączy?
Abnegacja? Kiedy ja miałam 33 lata, czyli byłam w wieku, kiedy ona odchodziła, to był czas kiedy też się nie malowałam, nie dbałam o strój. Pamiętasz, jak Jurek Satanowski mnie angażował do spektaklu, miałam zagrać kloszardkę i pytałam, jak mam się ubrać?
- Powiedział wtedy: no wiesz w szmaty, tak jak na co dzień się ubierasz.
Przez wiele lat miałam taki sam stosunek do występowania jak ona. I wiele rzeczy zresztą do dzisiaj mi zostało, np. uwielbiam śpiewać ballady. Z pewnością jest tak, że o mnie się mówi, że mam niezwykłą barwę głosu, dar przekazu, potrafię doprowadzić ludzi do łez.
- Podobnie mówiono o Cassidy.
I w tym sensie to jest chyba podobny dar, choć nie śmiem zakładać, że to jest dar tej klasy. Też nigdy mi się nie zdarzyło, żeby skakać po scenie, żeby tańczyć, wkładać złote kiecki, przebierać się i robić show, czyli coś przeciwko czemu ona się buntowała i mówiła, że chce po prostu śpiewać piosenki, które lubi. Nie chciała, żeby jej mówili, jaki gatunek uprawia, nie chciała być wtłaczana w szufladki i to jest dokładnie mój światopogląd. Nie chcę się kojarzyć z żadnym nurtem, liczą się po prostu ładne piosenki. I też takie zagubienie w tym świecie, oderwanie... Ja się jednak dużo lepiej przykleiłam do rzeczywistości -mam męża, dzieci, obowiązki, dom. Wszystko to przed czym ona uciekała, może przeczuwała, że nie ma sensu się pakować w takie rzeczy, skoro jest tu na chwilę. W sumie każdy jest na chwilę, nie ma co się szarpać.
- Kiedyś ktoś ci powiedział: Mała, uważaj na marzenia, bo one się spełniają. Marzysz?
Pewnie.
- A boisz się marzyć?
W ogóle. Dlaczego mam sobie nie marzyć? Trochę się spełnia, trochę nie, ale co sobie pomarzę to moje.
Z Dorotą Osińską rozmawiała Anula Musialik.
Najnowszą płytę Doroty Osińskiej możecie kupić w sklepie wydawnictwa MTJ.
Materiał powstał we współpracy z Wytwórnią Muzyczną MTJ