Czy córka Norbiego wkroczy do show-biznesu? „W moje ślady lepiej niech nie idzie”
Jakim jest ojcem i co ma wspólnego z Bradem Pittem?
Wyrzucili go ze studiów, bo zaczął śpiewać. Ale w jego rodzinie nikogo to nie zdziwiło. Nie tylko dla niego muzyka jest najważniejsza. Jego mama i ciotka nie wyobrażają sobie bez tego życia. Zapytaliśmy Norbiego czy chce, żeby córka poszła w jego ślady, czy ludzie polubili go jako nowego prowadzącego Jaka to melodia i czy ciężko mu było "przejąć pałeczkę" po poprzednim ulubionym prowadzącym program Robercie Janowskim?
- To był dla Ciebie wyjątkowy rok?
Chyba zwyczajny.
- Dostałeś do prowadzenia jeden z najpopularniejszych programów rozrywkowych!
Masz rację. To tak - oprócz tego, że zacząłem prowadzić „Jaka to melodia” to nic wyjątkowego się nie wydarzyło. To nie jest tak, że siedziałem i czekałem aż mi z nieba spadnie jakaś super propozycja. Jestem muzykiem czynnym zawodowo, mam za co żyć. Teraz mam sześć siedem dni w miesiącu nagrań do programu, a poza tym robię to co przez ostatnie 21 lat, czyli cały czas koncertuję.
- Czy to, że zastąpiłeś Roberta Janowskiego jest bardziej stresujące? Przecież widzowie go uwielbiali.
Mnie chyba też lubią, bo oglądalność cały czas rośnie.
- Jak to się stało, że to Ty zostałeś prowadzącym?
Po prostu wygrałem casting. I nie wiem dlaczego Robert odszedł. Nie interesuje mnie to.
- Ludzi jednak interesuje.
Wiem. I często na koncertach mnie o to pytają, a ja zgodnie z planem odpowiadam, że nie mam pojęcia. Po prostu dostałem zaproszenie na casting, przyszedłem, wygrałem i jestem. To jest show-biznes. Ale kontrakt mam tylko do końca kwietnia.
- Martwisz się co będzie później?
Nie. Przez tyle lat nauczyłem się tego, że dzisiaj jestem, jutro mnie nie ma. Takie mam nastawienie nie tylko do tego programu, ale w ogóle do życia zawodowego. Na szczęście mam długie swoje pięć minut (śmiech). Dwadzieścia jeden lat. Ale łaska pańska na pstrym czymś tam jeździ. Prawdopodobnie koniu (śmiech). Jestem pokorny.
- To samo powtarzasz córce, kiedy Ci mówi, że też chce iść w Twoje ślady?
W moje lepiej niech nie idzie. Nie życzę jej, żeby była wykonawcą estradowym, bo to jest bardzo ciężki kawałek chleba.
- Iga ma talent?
Jestem ojcem i nie jestem obiektywny. Ja powiem ci, że ma. Zawsze dla mnie jest najpiękniejsza, najwspanialsza i najpiękniej śpiewa. Ale tak naprawdę ocenić to muszą inni. Iga chce śpiewać, szkolić się w tym kierunku. Ma zamiar zdawać na Akademię Muzyczną w Warszawie lub w Katowicach. Chce pójść na wydział rozrywki.
- Będziesz jej odradzał?
Nie! Z góry wiem, że jestem skazany na niepowodzenie (śmiech). Iga nie wyobraża sobie życia bez muzyki. To jest jej decyzja.
- Nie boisz się o nią, że trafi do show biznesu?
Boję się. Ale z drugiej strony wiem, że mimo młodego wieku, Iga bardzo mocno stoi na ziemi. I ma też grubą skórę, bo będąc córką Norbiego dostała po łbie wiele razy.
- Tylko dlatego, że jest Twoją córką?
Wiesz jacy są ludzie. Zawistni. Hejterów jest cała masa. Ja jestem dorosły i ani mnie to grzeje, ani ziębi. Czy mnie obrazi czy nie. Mnie nie można obrazić, bo mam to gdzieś. Idę swoją ścieżką i świetnie na tym wychodzę. A to czy ktoś mnie lubi czy nie to jest problem tej osoby. I na tym to polega. Jeśli chce się utrzymać w show-biznesie to trzeba nauczyć się olewać to co o tobie mówią. Inaczej jest po tobie.
- Jesteś po dwóch szkołach muzycznych…
… ale pamiętaj, że ze studiów mnie wywalili, bo zacząłem karierę i przestałem uczęszczać. Iga i ja muzykę mamy w genach. Moja mama była wykładowcą akademickim emisji głosu. Grała na fortepianie, ciotka gra na skrzypcach w operze w Barcelonie.
Iga jest skazana na muzykę.
- Gdy zaczynałeś karierę, dwadzieścia lat temu, nie było chyba aż takiego hejtu. Ona teraz będzie miała gorzej.
Był. Od samego początku mojej kariery, od „Kobiety są gorące” w 1997 roku. Oczywiście nie było internetu, ale poza tym było tak samo. Tylko inna forma przekazu była. Stosuję więc system Brada Pitta. Nie czytam, tylko robię swoje.
- Koncertujesz i sprzedajesz pączki.
Tak (śmiech). Rok temu kolega namówił mnie, żebym wszedł w ten interes. Ja z kolei namówiłem żonę, bo oprócz nas, te pączkarnie ma jakiś piłkarz, jakiś sportowiec. Mówiłem jej, że będzie wesoło. Teraz jedną w Kielcach, drugą w Inowrocławiu. I to się fajnie kręci. Tylko muszę uważać na kondycję.