Robert Janowski o intymnej relacji z żoną. Jakie sekrety małżeństwa zdradził w książce?
1 z 5
To była historia jak z Hollywood. Robert i Monika Janowscy poznali się zupełnie przez przypadek. Najpierw wielka miłość i namiętność, przerwana falą oskarżeń i pomówień. Tabloidowy serial, środowiskowy ostracyzm. Dziwne rozstanie, potem tajemny ślub. W końcu cudowne uniewinnienie.
W swojej najnowszej książce „Przypadki”, Robert Janowski w rozmowie z Marią Szabłowską wspominał początki znajomości, która bardzo szybko przerodziła się w trwałe uczucie.
Monikę poznał rok po rozwodzie. „Byłem emocjonalnym wrakiem. Skulony, niepewny, stłamszony”, dodaje. „A ona weszła w to bez użalania się na sobą, ogarnęła ten cały połamany kram, powycierała łzy. I swoją miłością nas ocaliła…”.
Dość szybko podjęli decyzje, że chcą być razem. Nie mieli prawa się poznać, ale to był kolejny przypadek w życiu artysty, który odmienił jego życie. Jeden z najlepszych, jakie mu się przytrafiły: „Ta rodzina bez niej wyglądałaby zupełnie inaczej. Wbrew pozorom to Monika wprowadziła normalność, zasady, wspólny czas. (…) Długo nie wiedziałem, czy „wychowawcza droga” Moniki to ta właściwa. Ale znów dziewczyny przyszły z odpowiedzią. Pamiętam, jak powiedziały: „Tata, my się tutaj czujemy bezpiecznie z tymi wyznaczonymi granicami”. Minęły cztery lata i mam córki, które się świetnie uczą, które są odpowiedzialne, można je już zostawiać same w domu bez strachu. (…) Cudowne dzieci. Cudowna żona”.
Polecamy też: O miłości, muzyce i życiowych porażkach. „Przypadki” Roberta Janowskiego
Osoba Moniki przewija się przez cały wywiad-rzeka. Robert Janowski wypowiada się o żonie z niezwykłą czułością. Jak sam przyznał we wszystkim jest dla niego niezwykłym wsparciem: „Gdyby jej nie było, to nasza rodzina nie byłaby fajna dla nas wszystkich. Czasami się kłócimy, każdy ma swoje fochy, ale coraz więcej jest pięknych momentów”.
Jak patrzy na żonę Robert? Docenia nie tylko urodę, ale i niezwykłe poczucie humoru żony.
„Monika jest kimś, przy kim ja mogę być sobą. Kimś, do kogo wracam najchętniej, z kim najlepiej mi się gada, a i pomilczeć jest przyjemnie. Jest najwierniejszym przyjacielem, najlepszą żoną, świetną macochą (wrr, co za słowo) dla moich dzieci, no i, nie owijając w bawełnę pierwszorzędną kochanką. Cudowny człowiek. Czego chcieć więcej? Musieliśmy w życiu oboje zrobić coś dobrego, że zasłużyliśmy sobie na taką miłość. Podziwiam ją każdego dnia, poświęciła całe swoje czterdziestoletnie życie, nie wiedząc, na co się pisze. I po pięciu latach razem to my wciąż słyszymy, ja i dzieci, że uratowaliśmy jej życie, chociaż jest zupełnie odwrotnie”.
Monika i Robert Janowscy w VIVIE! z 2014 roku, opowiadali Romanowi Praszyńskiemu o wspólnych planach, historii poznania i o tym, dlaczego tak walczyli o swoje uczucie.
Czy nie bali się tej miłości? Oboje mieli za sobą poprzednie związki. Co wtedy mówili nam o związku i miłości?
Monika: Zakochaliśmy się w sobie. Nie myślałam w kategoriach: warto czy nie warto, wypada czy nie wypada. Czułam, że to poważny związek, tyle że… na odległość. I to mnie przerażało.
Robert: To były trudne rozmowy. Ja nie latam, więc opcja wyjazdu do USA nie wchodziła w grę. Poza tym mam tutaj pracę, którą lubię, dzieci, które kocham nad życie, nie wyobrażałem sobie, że to zmienię. Czuliśmy, że przytrafiła nam się cudna miłość, ale ja mam dzieci, starsza córka już wtedy mieszkała ze mną, to musiała być decyzja nas wszystkich. Nie chciałem stawiać córek przed faktem dokonanym, ich zdanie było dla nas bardzo ważne.
Monika: Robert jest miłością mojego życia, wiedziałam, że jeżeli dziewczynki mnie zaakceptują, wracam do Polski.
Polecamy też: „Jestem zwierzęciem stadnym, typem bardzo rodzinnym”. Robert Janowski o dzieciach i żonie Monice
2 z 5
Jak się poznali? I czym Monika zawróciła mu w głowie? A czym Robert ujął ukochaną?
Robert Janowski: Graliśmy z zespołem sylwestrowy koncert w Zakopanem, mieli dojechać znajomi, planowaliśmy przedłużyć pobyt o kilka dni, ale nie dojechali. Jakaś Głodkówna nawaliła.
Monika Janowska: Nie nawaliłam. Przyjechałam do Polski tylko na święta i Nowy Rok. Chciałam pobyć trochę z rodziną, posiedzieć z przyjaciółmi w Warszawie, nie miałam ochoty spędzić całego urlopu w górach. I chociaż znajomi kusili koncertem, a ja bardzo lubiłam Roberta – pamiętałam go z „Metra” – to… ostatecznie zostaliśmy w Warszawie.
Robert: Okazało się, że mamy wspólnych znajomych. Monika przewijała się czasem w ich opowieściach, widziałem ją na zdjęciach z nimi i na każdym była uśmiechnięta, więc spontanicznie wysłałem jej na Facebooku życzenia noworoczne. A z Zakopanego pojechałem do Krakowa, pracowałem wtedy nad płytą „osiemdziesiąte.pl”, więc do Warszawy wróciłem kilka dni po Nowym Roku.
Monika: Czatowaliśmy cały tydzień. Zachowałam te rozmowy. Fajne wspomnienia.
Robert: Zapytałem Monikę, czy miałaby ochotę na kawę i ciastko, kiedy wrócę do stolicy.
Monika: Oczywiście, że miałam ochotę. Zawsze. Powiedziałam ci, że moje nazwisko zobowiązuje (Głodek – przyp. red.).
Robert: Rozśmieszyła mnie. Cały czas mnie rozśmiesza. Jest zawsze pozytywnie zakręcona.
– Co Was do siebie przyciągało?
Robert: Pamiętaj, że to była najpierw internetowa znajomość.
Monika: Trzeba było uważać na słowa (śmiech).
Robert: Ale od początku miałem wrażenie, że nie udajesz, czułem, że jesteś w tych rozmowach szczera.
Monika: Ja miałam gorzej, bo wcześniej oczywiście wygooglowałam Roberta i naczytałam się „prawdy”, zanim on mi ją opowiedział.
Robert: Nawet nie próbuję zgadywać, cóż to za „prawdę” wyczytałaś w tabloidach. Rozwodnik, dzieciaty, do tego artysta – ja bym zrezygnował.
– Monika zawróciła Panu w głowie?
Robert: Wróciłem do Warszawy i od razu zaprosiłem Monikę na kolację. To była niedziela i finał WOŚP, od zawsze kibicuję Owsiakowi, zostałem na Orkiestrze, nie dojechałem na randkę. Nawet nie zadzwoniłem wcześniej. Masakra, byłem pewien, że się obraziła.
Monika: Oglądałam transmisję, widziałam Roberta w telewizji, więc wiedziałam, że jest w dobrych rękach.
Robert: Zadzwoniłem dopiero około 22. Nie najlepszy początek. Monika mile mnie zaskoczyła, nawet nie była zła. Pomyślałem wtedy, że jest fajną babką, nie zadziera nosa. Nie chciałem czekać aż do kolacji następnego dnia, wiec zaprosiłem ją na śniadanie.
Monika: Pomyślałam, że zwariował. Wiedzieliśmy, ile mamy lat – pięćdziesięcioparoletni facet i czterdziestolatka na pierwszej randce w świetle dziennym? No, no! Ryzykant!
Robert: Jak to usłyszałem, to się zakochałem. Jej humor mnie rozwalił.
Monika: Nie żartowałam! (śmiech).
– Co Pani spodobało się w Robercie?
Monika: Że uparł się na to śniadanie, że nie spłoszyłam go swoimi obawami, zadecydował, że ryzykujemy. Powiedziałeś wtedy, że może to i dobrze – że jeśli spodobamy się sobie o poranku, to potem może być tylko lepiej. Spodobała mi się ta logika. No i… ten głos, wart grzechu :).
3 z 5
– Nie baliście się sparzyć?
Monika: Zakochaliśmy się w sobie. Nie myślałam w kategoriach: warto czy nie warto, wypada czy nie wypada. Czułam, że to poważny związek, tyle że… na odległość. I to mnie przerażało.
Robert: To były trudne rozmowy. Ja nie latam, więc opcja wyjazdu do USA nie wchodziła w grę. Poza tym mam tutaj pracę, którą lubię, dzieci, które kocham nad życie, nie wyobrażałem sobie, że to zmienię.
Monika: I ja o tym wiedziałam od początku. To było oczywiste, że ostateczne słowo należy do mnie, że jeżeli chcemy być razem, to ja rezygnuję z tamtego świata. I przenoszę się do Polski.
Robert: Czuliśmy, że przytrafiła nam się cudna miłość, ale ja mam dzieci, starsza córka już wtedy mieszkała ze mną, to musiała być decyzja nas wszystkich. Nie chciałem stawiać córek przed faktem dokonanym, ich zdanie było dla nas bardzo ważne.
Monika: Robert jest miłością mojego życia, wiedziałam, że jeżeli dziewczynki mnie zaakceptują, wracam do Polski.
– Każde z Was ma za sobą rozwód?
Robert: Oboje jesteśmy bardzo rodzinni, każdy rozwód to porażka, ale nie straciłem wiary, że jeszcze mi się uda. Kiedy spotkałem Monikę,
zakochałem się jak wariat. Jestem facetem po pięćdziesiątce, wiem, co to miłość, ale tym razem trafiło mnie jak nigdy dotąd. I już nie wyobrażałem sobie mojego życia bez niej. Bałem się, że nie zdecyduje się zrezygnować ze swojego fajnego świata dla gościa po przejściach z trójką dzieci.
Monika: Dobrze mi było w Ameryce, ale bardzo cierpiałam z powodu braku rodziny. Byłam tam zupełnie sama, moi rodzice i siostra są w Polsce. Przyjaźnie w USA trwają tylko do godziny 18. Potem, po pracy, każdy idzie do swojego domu, a ja zostawałam sama. Dopiero teraz jestem naprawdę szczęśliwa.
– Po co Wam ślub? Pana – trzeci.
Robert: W którymś momencie po prostu zaczęliśmy rozmawiać o ślubie. Mieszkaliśmy razem, wiedzieliśmy, że chcemy stworzyć rodzinę, temat ślubu pojawił się spontanicznie.
Monika: Oboje jesteśmy tradycjonalistami. Ja nigdy nie brałam ślubu kościelnego, Robert miał swój unieważniony. Jesteśmy wierzący, kochamy się i to było dla nas bardzo ważne. Poza tym marzyłam o białej sukni i welonie. Nawet za cenę tego, że spotka się to z krytyką. Ale warto było.
Robert: To był jeden z najpiękniejszych dni w naszym życiu. Wcześniej, zgodnie z tradycją, oświadczyłem się Monice.
Monika: Wiedziałam, że coś kombinuje, ale faktycznie sam moment oświadczyn był niespodzianką.
Robert: Za każdym razem?
Monika: Tak, bo musisz wiedzieć, że Robert oświadczał mi się trzy razy, chociaż nie było takiej potrzeby, bo od razu powiedziałam „Tak”.
Robert: Znowu u mnie do trzech razy sztuka. Za pierwszym razem zaraz po „pierścionku” wylądowaliśmy na izbie przyjęć. Oboje okropnie czymś się zatruliśmy. Nie chciałem, żebyś tak to zapamiętała.
Monika: Drugi raz też skończył się szpitalem. Serce nie wytrzymało (śmiech). Wystraszyłeś mnie wtedy bardzo. Zatrzymali Roberta na obserwację, spędził w szpitalu cały tydzień, nie byłam pewna, czy chcę kolejnych oświadczyn.
Robert: Dopiero ten trzeci był jak się należy. W sylwestra, czyli w rocznicę poznania, w Zakopanem. Tam, gdzie miałaś być rok wcześniej.
– Czy sprawa oskarżenia Pani Moniki o kradzież futer w USA wpłynęła na Waszą decyzję o byciu razem?
Robert: Nigdy ani przez chwilę nie straciłem zaufania do Moniki. Wiedziałem od początku, że to nieporozumienie, czekaliśmy tylko na potwierdzenie tego przez sąd. A tutaj zrobili nam z tego wielomiesięczny okropny serial.
Monika: Ja po prostu nie mogłam uwierzyć, jak można próbować tak kogoś niszczyć dla paru groszy, kilku więcej sprzedanych egzemplarzy. I nigdy tego nie zrozumiem.
4 z 5
– Rozstaliście się naprawdę?
Monika: Po prostu wyjechałam, nie dało się żyć normalnie w takim wirze kłamstw. Robert zakończył sprawę o opiekę nad dziećmi, dziewczyny zamieszkały z nim, ja zostałam całkowicie oczyszczona z zarzutów. I wróciłam do domu.
Robert: Byliśmy dla siebie ogromnym wsparciem, nawet kiedy Monika wyjechała.
– Co czuliście podczas nagonki na Was? Jak dać sobie z tym radę?
Robert: Powiem tylko jedno: nie dałbym rady, gdyby nie Monika.
Monika: Czułam się odpowiedzialna za to, co się stało, mimo że nie zrobiłam nic złego i Robert wiedział o tym od początku. Nie można się przygotować na taki atak, na wyssane z palca, krzywdzące nas i nasze rodziny historie. Zdecydowaliśmy się nie grzebać w tym bagnie aż do uzyskania papierów wyjaśniających.
Robert i Monika Janowscy ślub wzięli w Kazimierzu Dolnym. Czy nie bali się tej miłości? Oboje mieli za sobą poprzednie związki.
Monika: Zakochaliśmy się w sobie. Nie myślałam w kategoriach: warto czy nie warto, wypada czy nie wypada. Czułam, że to poważny związek, tyle że… na odległość. I to mnie przerażało.
Robert: To były trudne rozmowy. Ja nie latam, więc opcja wyjazdu do USA nie wchodziła w grę. Poza tym mam tutaj pracę, którą lubię, dzieci, które kocham nad życie, nie wyobrażałem sobie, że to zmienię.
Monika: I ja o tym wiedziałam od początku. To było oczywiste, że ostateczne słowo należy do mnie, że jeżeli chcemy być razem, to ja rezygnuję z tamtego świata. I przenoszę się do Polski.
Robert: Czuliśmy, że przytrafiła nam się cudna miłość, ale ja mam dzieci, starsza córka już wtedy mieszkała ze mną, to musiała być decyzja nas wszystkich. Nie chciałem stawiać córek przed faktem dokonanym, ich zdanie było dla nas bardzo ważne.
Monika: Robert jest miłością mojego życia, wiedziałam, że jeżeli dziewczynki mnie zaakceptują, wracam do Polski.
– Kim Pani jest, Pani Moniko?
Monika: Jestem bardzo szczęśliwą kobietą. Ale domyślam się, że pytasz o stronę zawodową. Wróciłam do Polski po prawie 15 latach nieobecności. Podjęliśmy decyzję, że zostaję w domu, dziewczyny zamieszkały z nami, w gazetach wrzało, to był też dla nich bardzo ciężki czas. Byłam po prostu potrzebna w domu. Chcieliśmy zapewnić dziewczynkom spokój i poczucie bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że mi się udało. Właśnie wróciłyśmy z Tolą (młodsza córka Roberta – przyp. red.) z babskiego wyjazdu. Było super. Anielka miała egzaminy do liceum, nie mogła być z nami.
– Skąd Pani pochodzi?
Monika: Urodziłam się w Łęczycy, wychowałam na wsi, z której dosyć szybko wyjechałam, ale teraz chętnie tam wracam. Czas tam płynie zupełnie inaczej, wszyscy się znają, wciąż chodzi się do sąsiadów pożyczyć szklankę cukru. Znam więcej ludzi z mojej miejscowości niż z własnego bloku. Powoli też przymierzam się, aby pójść do pracy, mam kilka pomysłów, ale to jeszcze nic pewnego, więc nie będę o tym opowiadać (...)
5 z 5
Czego Robert i Monika Janowscy spodziewają się po wspólnym życiu?
Robert: Życie nauczyło mnie, że niczego nie można planować. Kocham naszą rodzinę i zrobię wszystko, żeby nas nie zawieść.
Monika: Jesteśmy bardzo szczęśliwi. I mam nadzieję, że już tak będzie zawsze.
– Jak żyć, żeby związek był dobry?
Monika: Niezmiennie uważam, że miłość jest najważniejsza, ale trzeba się jeszcze po prostu lubić. My spędzamy ze sobą praktycznie każdą wolną chwilę. Robert jest mi najbliższym człowiekiem, ale wiem też, że zrozumie, jeżeli potrzebuję wyskoczyć gdzieś z przyjaciółką.
Robert: Sam czasem wyjeżdżam z kolegami na tenisa. Gram koncerty i nie zawsze Monika jest tam ze mną. Ale i tak najszczęśliwszy jestem, kiedy wracam do domu.
– W czym jesteście podobni?
Robert: Rodzina jest dla nas najważniejsza.
Monika: Różnimy się tylko wtedy, kiedy się kłócimy– ja natychmiast chcę wszystko wyjaśniać.
Robert: Ja potrzebuję być sam, a ona gada i gada (śmiech).
Monika: Bo mi jest szkoda czasu, nie lubię się kłócić.
Robert: Żyjemy normalnie, jesteśmy rodziną, jakich wiele. Lubimy być razem, coraz częściej dziewczyny przedkładają wieczór spędzony z nami nad koleżeńskie spotkania. I to jest bardzo miłe. Oglądamy filmy, gramy w karty, ale czasem też trzeba wynieść śmieci, wyprowadzić psa, pomóc Moni w domu. Samo życie.
Monika: To jest nasz sukces. Że jesteśmy razem, na dobre i na złe.
– Miłość zwyciężyła?
Monika i Robert: Zawsze zwycięża.