Reklama

Mistrz słowa. Niezmordowany tropiciel „pypci na języku”. Przenikliwy obserwator rzeczywistości. Beacie Nowickiej opowiada o narodzinach słowa „celebryta”, dlaczego Wisławę Szymborską bawiła komórka, o dziaderstwie, ceramice łazienkowej dolnej, finalnej destynacji, barokowych jadłospisach, hurtowej głupocie, soszalach, onych i nas oraz… „zakalcu w ustach”.

Reklama

Michał Rusinek był sekretarzem noblistki. Przyjaźnił się z Wisławą Szymborską. Czy objaśniał jej nowy świat i wprowadzał w rozwój technologii? Pisarz podkreśla, że dziś jednej rzeczy mogłaby nie zaakceptować. „Mój syn, który ma 18 lat, utrzymuje kontakty z kolegami właściwie wyłącznie przez komputer. Bardzo dobrze odnalazł się w pandemii. Wirtualność nie tylko uzupełnia, ale w gruncie rzeczy zastępuje nam realność. Tego Szymborska nie zdążyła doznać. I pewnie by tego nie zaakceptowała”.

Dwadzieścia pięć lat temu ukazał się pierwszy numer magazynu VIVA! Kilka miesięcy wcześniej, w październiku 1996 roku, Wisława Szymborska dostała Nobla, a Pan robotę – przygodę życia.

Można to tak nazwać. To były zupełnie inne czasy, językowo również. Nie istniało wówczas polskie słowo „celebryta” i kiedy Szymborska dostała Nobla, to pisało się po angielsku, że ona jest „celebrity”. Dzisiaj „celebryta” to słowo ambiwalentne. Z jednej strony ma zabarwienie negatywne, bo uważa się, że to jest człowiek znany z tego, że jest znany, i tylko tyle. Z drugiej mówi się też w ten sposób o ludziach, którzy mają coś do powiedzenia, ale którym udało się przedostać do mediów. Więc celebryta zmienia swoje znaczenie.

Kiedyś celebryty nie było, a teraz…

…trudno sobie bez niego wyobrazić opis rzeczywistości społecznej. À propos celebryty, mam prywatną historię. W tamtych czasach na poczcie spędzałem dużo czasu, bo to był podstawowy kanał komunikacji. Tak się zdarzyło, że w jakimś kolorowym piśmie ukazał się ze mną wywiad i moje życie się zmieniło, ponieważ zostałem celebrytą. Dowiedziałem się o tym w ten sposób, że przyszedłem na pocztę, podałem awizo, już wyciągałem dowód osobisty, ale pani powiedziała: „Nie trzeba” i wbiła pieczątkę „Znany osobiście”. Druga historia wydarzyła się po śmierci Szymborskiej. Otóż zostałem zaproszony na bal TVN, na którym bywałem przez kilka lat z rzędu, przekazując różne przedmioty z naszego archiwum na licytację, gdzie osiągały zawrotne ceny. Pędziłem po czerwonym dywanie i w pewnym momencie paparazzi zatrzymali mnie na ściance. Stanąłem z głupią miną, ale oni też mieli głupie miny, bo wyraźnie nie wiedzieli, kim ja jestem. Po kilku sekundach jeden z nich scenicznym szeptem powiedział: „Nikt” i mogłem iść dalej. Zrozumiałem, że jednak prawdziwym celebrytą nie jestem.

Tu bym polemizowała. Porozmawiajmy o tamtej rzeczywistości, o zmianach, które galopowały na różnych poziomach. Domyślam się, że Pan objaśniał Szymborskiej nowy świat?

Szymborska wiedziała, że jest coś takiego, jak internet, faks, e-mail. Bardzo się dziwiła, że Karl Dedecius, jej tłumacz na niemiecki, nie ma adresu e-mailowego i trzeba do niego pisać listy, a ja byłem zdumiony, że ona to w ogóle zauważyła. Pojawiły się pierwsze komórki, najpierw jedną sprawiłem sobie, później Szymborskiej i dołączyłem odręcznie napisaną instrukcję obsługi. Kiedyś do mnie zadzwoniła, bo chciała sprawdzić, czy to działa. Odebrałem, mówiąc: „Dzień dobry, pani Wisławo”, a ona na to: „A skąd pan wie?”. „Bo widzę”, powiedziałem. „Ojej, a ja nieubrana”. Już wtedy przeczuwała pojawienie się Pegasusa.

Zobacz też: Michał Rusinek: „To przez Szymborską przestały mnie śmieszyć dowcipy”

Zdjęcia Bartek Wieczorek/Visual Crafters
FRANUS/East News

Wisława Szymborska, Kraków, 1997 rok

Celne!

Kiedy patrzymy na język, zwłaszcza ostatnich 10 lat, bardzo dobrze widać, że weszło do niego mnóstwo określeń związanych z tą komunikacją. Dla mnie ukoronowaniem sytuacji, w której komunikacja wirtualna wpływa na treść naszej komunikacji face to face, było to, że kilka lat temu młodzieżowym słowem roku zostało XD, emoji roześmianej buźki, który wszedł do naszego języka. Kiedy zrobię coś dziaderskiego, moja córka mówi do mnie: „Iks de”. Bardzo przydatne słowo.

Ile Natalia ma lat?

Dwadzieścia trzy lata, całe jej życie przypada na ten okres, o którym mówimy. Kolejne ciekawe słowo, które znaczy co innego – „aplikacja”. Kiedyś była to technika zdobienia, krawcowa naszywała aplikacje na sukienkach. Pod wpływem angielskiego aplikacja zastąpiła podanie, pojawiło się CV, a nie życiorys. I w końcu stała się tak zwaną apką, oprogramowaniem, które mamy w każdym mobilnym urządzeniu. Powstało nowe znaczenie, które przykryło poprzednie. Myślę, że tego krawieckiego nikt już nie pamięta, poza takim mastodontem jak ja.

I paroma kobietami z naszego pokolenia. Szymborska miała ulubione słowo, związane z rozwojem technologii, które ją rozśmieszało?

Komórka ją śmieszyła, bo jednak kojarzyła jej się z pomieszczeniem na podwórku.

A Pan?

Mnie zachwycił język pandemii: wszystkie zoomy, zumowanie, zzumujmy się albo teamsy, teamsowanie. Moim ukochanym jest słowo, które powiedziały do mnie kiedyś dzieci. Na początku pandemii miałem spotkanie z polskimi dziećmi mieszkającymi za granicą. Spotkanie było on-line i dzieci zaczęły krzyczeć „Pan jest zmutowany!”. Myślałem, że chodzi o jakąś mutację wirusa, a chodziło o słowo „mute”. Zmutowany, czyli mam włączony „mute”, czyli wyciszony mikrofon. Tak naprawdę użytkownicy języka polskiego nie popisali się językowo, niewiele jest typowo pandemicznych słów, w przeciwieństwie do Rosjan, którzy wprowadzili podział na sididomców, czyli tych, którzy siedzą w domu w czasie pandemii, i pogulianców, czyli tych, którzy chodzą na spacery.

Cały wywiad z Michałem Rusinkiem w nowym wydaniu VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 27 stycznia.

Sprawdź też: W tym mieszkaniu Wisława Szymborska spędziła ostatnie 15 lat życia. Co się w nim teraz znajduje?

omek Sikora / Forum
Reklama

Wisława Szymborska, Michał Rusinek, Kraków, 30.03.2009 rok

Zdjęcia Bartek Wieczorek/Visual Crafters
Marta Wojtal
Reklama
Reklama
Reklama