Michał Koterski o relacji z ojcem: „Jest dla mnie przykładem na to, że można radykalnie zmienić swoje życie”
„Jest trzeźwy od 25 lat, ja od ośmiu”, zwierza się aktor
- Beata Nowicka
Michał Koterski przez 23 lata, uzależniony od narkotyków i alkoholu, prowadził życie rockandrollowca. Od ośmiu jest wolny i trwa w trzeźwości. Demony przeszłości zabrały mu tyle lat życia i wyrządziły tyle krzywd, że nie ma w nim żadnej tęsknoty za przeszłością. „Było w tym cierpienie, mrok, ból i strach. Żyłem w iluzji, ale byłem ślepy i tego nie widziałem. […] W końcu jestem człowiekiem wolnym. I ta wolność jest bezcenna”, zwierza się.
W rozmowie z Beatą Nowicką w poruszających słowach opowiada też o wychowaniu w rodzinie obarczonej od pokoleń nałogami. Podczas pracy nad książką „To już moje ostatnie życie”, aktor i showman wrócił do czasów dzieciństwa. Michał Koterski nie spodziewał się, że przeszłość aż tak głęboko go dotknie. „Powrót do dzieciństwa, kiedy jest się dzieckiem alkoholika, przynosi traumatyczne wspomnienia. Tego, co wtedy przeżyłem, nie da się – jak mówi dzisiaj młodzież – ani odsłyszeć, ani odzobaczyć”, wspomina w VIVIE!.
Jak podkreśla, jego ojciec - Marek Koterski, wspaniały reżyser i scenarzysta, jest trzeźwy od 25 lat. „Od lat jest dla mnie natchnieniem, wsparciem, autorytetem, ale też przykładem na to, że można radykalnie zmienić swoje życie", wyznaje aktor. Jakie łączą ich dziś relacje?
Michał Kotereski o relacji z ojcem, Markiem Koterskim
Przez półtora roku ja pytałam, Ty opowiadałeś mi o swoim życiu. Bez taryfy ulgowej. Pamiętasz moment, kiedy wysłałam Ci gotową książkę? Bałeś się, co w niej odkryjesz?
Nie. Ale poczułem ulgę, kiedy skończyliśmy rozmawiać. To był dla mnie trudny czas. Na początku powiedziałaś mi, że muszę być z tobą szczery, inaczej ta historia będzie niewiarygodna. No to opowiedziałem ci wszystko bez znieczulenia. Nie spodziewałem się, że przeszłość aż tak głęboko mnie dotknie. Powrót do dzieciństwa, kiedy jest się dzieckiem alkoholika, przynosi traumatyczne wspomnienia. Tego, co wtedy przeżyłem, nie da się – jak mówi dzisiaj młodzież – ani odsłyszeć, ani odzobaczyć. Pamiętasz, jak w połowie pracy musieliśmy przerwać?
Pamiętam. Byłeś ciągle na planie filmowym, w rozjazdach…
To prawda, ale przede wszystkim musiałem iść na terapię, do czego wtedy się nie przyznałem. Musiałem to sam ze sobą załatwić. Odbyłem 12 sesji, które dotyczyły wyłącznie mojego dzieciństwa. Zaskoczyło mnie to, bo mam z ojcem rewelacyjne stosunki. Od lat jest dla mnie natchnieniem, wsparciem, autorytetem, ale też przykładem na to, że można radykalnie zmienić swoje życie. Patrzyłem na niego i myślałem: Jeśli on dał radę, mi też się uda. Ojciec jest trzeźwy od 25 lat, ja od ośmiu. Na terapii jednak miałem chwilę zawahania, czy znajdę siłę, żeby dokończyć tę opowieść. Byłem zdewastowany emocjonalnie. Jakbym dłubał palcem w otwartej ranie. Straszny ból. Bałem się, że tego nie udźwignę…
[...]
Twoja mama powiedziała: „Wiem, że słowa niczego nie zmienią, ale chciałabym przeprosić Miśka za wszystko, co było w jego życiu nie tak, jak powinno”. Nigdy nie zadałam Ci tego pytania. Przeprosiłeś mamę i tatę za piekło, które Ty im zgotowałeś?
Nie przeprosiłem… (milczenie). Cały czas w relacji z rodzicami występuję w pozycji dziecka. Moje przeprosiny objawiają się tym, że im w czymś pomagam, zapraszam do siebie na Wigilię, na moje premiery, widzą, jak się zachowuję, rozwijam, dbam o moją rodzinę. Może podświadomie uznałem, że to wystarcza… Na przeprosiny face to face nigdy się nie zdobyłem. I nie wiem, czy się zdobędę. Takich deklaracji nie będę składał. To nie jest przypadek, że jeden z ostatnich kroków AA brzmi: „Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, których skrzywdziliśmy, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych”. Ja wciąż jestem na początku drogi trzeźwienia.
Czytaj też: Michał Koterski: „Przez lata oskarżałem rodziców, że popsuli mi życie”
Michał Koterski, Marek Koterski, 9 października 2016
[...]
Michał Koterski: Wierzę w rodzinę i mnóstwo rzeczy robię dla niej. Ale im dłużej jestem trzeźwy, tym więcej dostrzegam w sobie niedoskonałości. Na przykład widzę, że nie poświęcałem jej wystarczająco dużo uwagi. Nie byłem wrażliwy na Marcelę, na jej potrzeby. Umniejszałem jej rolę w naszym związku. Myślałem: Ja gram wielkie role, a ona wychowuje Fryderyka. Wiadomo, co jest ważniejsze… Nieprawda. Film dziś jest, jutro go nie ma. A wychowanie dziecka wpływa na całe jego życie. To jest najtrudniejsza praca. Książka pokazała mi, gdzie rodzice nie wyrobili się w moim dzieciństwie i jakie to było ważne.
A gdzie się nie wyrobili?
Przez lata oskarżałem rodziców, że popsuli mi życie. Nie zdałem w szkole, zatrzymała mnie policja, nie wyszło mi z dziewczyną, ćpałem – to była ich wina. Wykorzystywałem ich słabości, a oni to przyjmowali z pokorą. Byli dla mnie za dobrzy, bo chcieli mi wynagrodzić traumę dzieciństwa. Wbijałem im nóż w serce, traktowałem jak worek treningowy, ale byłem egoistą i nie chciało mi się o tym myśleć. Po latach zrozumiałem, że nie potrafili spełnić mojego jedynego marzenia: z dzieckiem trzeba być, okazywać mu czułość, bawić się z nim. Za to całe życie ich karałem.
Brak czasu to podstawowa bolączka każdego rodzica.
Stąd biorą się potem nasze deficyty w dorosłym życiu: brak pewności siebie, brak poczucia wartości, miłości, bezpieczeństwa. Kiedy zmierzyłem się z tym, czego moi rodzice nie byli w stanie zrobić dla mnie, przełożyłem ten obraz na siebie i pomyślałem: Kurde, czy ja jestem dobrym ojcem? Czy wyrabiam się w moim rodzicielstwie? Jakie popełniam błędy? Nie wiem. Nie mam odpowiedzi na to pytanie. Staram się każdą wolną chwilę spędzać z moim synem. [...]
Ty też miałeś pięć lat, kiedy zadebiutowałeś w filmie ojca, ale w przeciwieństwie do Fryderyka byłeś zawstydzony.
Uwielbiałem bawić się żołnierzykami, których miałem całe pudła. Prowadziłem swoje wojny i czułem się jak w filmie. Ojciec postanowił nakręcić o tym dokument „Pieśń wojenna”. Gdy byłem sam, było super, kiedy przyszła ekipa filmowa i rozstawiła sprzęt, strasznie mnie to zawstydzało. To już nie był mój świat. Zresztą w dzieciństwie słowo „reżyser” źle mi się kojarzyło. Kiedy mnie w szkole pytali, kim jest tata, mówiłem, że lekarzem albo adwokatem. Dzieci krzyczały: „Kłamie, kłamie! Jego tato jest reżyserem!”, a ja ze wstydu zapadałem się pod ziemię. Aż trafiłem na plan zdjęciowy i zobaczyłem, z jakim szacunkiem i namaszczeniem odnoszą się do mojego ojca aktorzy, których ja wielbiłem: Pazura, Linda, Kondrat, Machalica, Chyra, Więckiewicz, Dorociński…
To prawda. Jest twórcą jedynym w swoim rodzaju.
Tato nienawidzi hipokryzji. Zawsze działał poza układami. Utrzymywał się z własnej sztuki, kręcił filmy i robił przedstawienia teatralne na podstawie swoich scenariuszy. Nigdy nie zrobił żadnej reklamy, żadnego serialu. Jako młody chłopak tego nie rozumiałem. Dostawał różne propozycje i konsekwentnie je odrzucał. Kiedyś zaproponowano mu reklamę Orange. Miał dostać za jeden dzień pracy tyle, ile zarabiał za cały swój film. Pytałem ojca: „Dlaczego tego nie weźmiesz? Tyle kasy przejdzie ci koło nosa”, a on tłumaczył: „Michał, gdybym to wziął, już nigdy nie stworzyłbym żadnego filmu. Nie robię tego z wyboru, tylko ze strachu. Boję się tych pieniędzy. Boję się, że odebrałyby mi sens tworzenia”. Dotarło do mnie, że wybrał własną drogę. Przez całą książkę przywołuję zdania mojego ojca. Zawsze w rozmowach wykorzystywałem wszystko, co mówił, i ludzie byli pod wrażeniem (śmiech). Nawet mu się przyznałem, że „podkradam” jego myśli. A ojciec na to: „To super, że czerpiesz ze mnie”.
Jedna z najpiękniejszych scen w książce to ta, kiedy na planie „7 uczuć” mówisz ojcu, że… zostaniesz ojcem.
Podczas jednej z prób wypaliłem prosto z mostu: „Słuchaj, Marek, muszę ci coś powiedzieć. Jest taka sprawa, że zostaniesz dziadkiem”. Wyglądał na zszokowanego. Nawet nie wiem, co mi odpowiedział. Mam poczucie, że wręcz wkurzył się czy raczej przestraszył, że sieję zamęt. Że oznajmiłem mu tę najważniejszą dla mnie nowinę w najmniej odpowiednim momencie – kiedy on robi film, a ja gram w tym filmie główną rolę. Adasia Miauczyńskiego, jego oczko w głowie. Ale brnąłem dalej: „Tato, czy zdajesz sobie sprawę, że twój wnuk i mój syn będzie pierwszym Koterskim, który urodzi się w trzeźwej rodzinie?”. To nim wstrząsnęło. Łzy mu poleciały, rozpłakał się i mnie przytulił. Nagle zniknęło całe napięcie. Jakby ojciec zrozumiał, że jednak życie jest ważniejsze niż sztuka. I to było piękne.
Cały wywiad w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od 20 kwietnia.
Czytaj też: Marieta Żukowska jest zakochana! Nam po raz pierwszy mówi o nowym związku