Reklama

Przeżywali wzloty i upadki. Michał Koterski i Marcela Koterska rozstawali się, by potem znów do siebie wrócić. Dziś nie ukrywają swojego szczęścia, pracują nad swoją relacją i wspólnie wychowują ukochanego synka, Fryderyka. Ślub jest dla nich nowym otwarciem. "Mam poczucie bezpieczeństwa. Wcześniej miałem z tyłu głowy myśl, że nie jesteśmy do końca razem i w każdej chwili możemy się rozstać. Jak wiesz, dwa razy się rozstawaliśmy. Teraz nasz związek jest zabetonowany. Rozwód to skomplikowany proces, wierzę, że nie będzie nam się chciało go zaczynać", opowiada Michał Koterski w rozmowie z Beatą Nowicką dla VIVY!. I dodawał, że: "po ślubie szybciej się godzimy, przepraszamy. Jesteśmy małżeństwem, tu nie ma innej drogi. Z każdej kłótni musimy jak najszybciej wyjść na prostą i iść dalej przez życie. Mamy świadomość, że to jest w naszym wspólnym interesie". Jak zmienił się ich związek? Tak dziś mówią o swojej miłości.

Reklama

Michał i Marcela Koterscy o nowym początku i terapii

Marcela: Boję się w życiu wielu różnych rzeczy, ale nie bliskości z Michałem. We wrześniu zamieszkaliśmy razem, musiałam radykalnie przeorganizować swoje życie i to było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Ślub nie. Nie można się bać wszystkiego.
Michał: Długo sobie wmawialiśmy, że można być razem i mieszkać osobno. Oszukiwaliśmy się, że tak jest lepiej, a nie było. Na terapii dla par pani psycholog, używając słynnej metafory, że nie można „być trochę w ciąży”, tłumaczyła nam, że albo jesteśmy razem, albo żyjemy osobno. Trzeba postawić ten drugi krok, więc w końcu się na niego zdecydowaliśmy. Aczkolwiek mieszkanie osobno i bycie razem miało swoje plusy. Każdy mógł wrócić do swojego domu, do swojej przestrzeni.
Marcela: Michał nie lubi za dużo mówić rano. Woli ciszę. Kiedy wracał zmęczony z pracy, mógł się położyć spać, skupić na sobie. Teraz ma nas. Zanim stanęłam pod ślubnym baldachimem, myślałam, że będę zestresowana, że ten dzień będzie mnie dużo kosztował emocjonalnie, a składając przysięgę małżeńską, byłam radosna. Michał twierdzi, że co innego wyczytywał z moich oczu, ale ja ci mówię, co czułam. Cały czas patrzyłam na Michała, byłam skupiona wyłącznie na nim. Miałam poczucie, że robię coś właściwego i konsekwencją tej decyzji będą same dobre rzeczy. Czułam się spokojna i wyciszona jak nigdy wcześniej. I bardzo szczęśliwa. [...]

Myślisz, że sześciolatek rozumie, co to znaczy, że mama i tata wzięli ślub?

Michał: Ma świadomość, że to było bardzo ważne wydarzenie dla naszej rodziny. Przed ceremonią dochodziło między nami do różnych spięć i Frysio mówił: „Nie kłóćcie się, bo nie dojdzie do tego ślubu”. Albo: „Nie zasługujecie na to, żeby być małżeństwem”. „Dlaczego, Frysiu?”. „Bo ciągle się kłócicie”. Tak było. Podświadomie chyba każdy facet się stresuje, ślub to symboliczny koniec wolności. Mój świadek mówił, że kiedy się żenił, odczuwał ogromne napięcie. Ja też. Całe życie, również w pracy, unikam wiązania się z jedną instytucją, firmą, dbam o to, żeby nie mieć żadnych umów na wyłączność, żeby nikt mną nie rządził…

Czytaj też: Marcela i Michał Koterscy wzięli bajkowy ślub w Miami. „Przed wyjazdem mieliśmy emocjonalny rollercoaster”

Łukasz Kuś

…a teraz „oddałeś” rządy Marceli.

Michał: Oddałem i dzisiaj mogę powiedzieć: „Kamień z serca”. Cieszę się! Czuję się lepiej psychicznie. Mam poczucie bezpieczeństwa. Wcześniej miałem z tyłu głowy myśl, że nie jesteśmy do końca razem i w każdej chwili możemy się rozstać. Jak wiesz, dwa razy się rozstawaliśmy. Teraz nasz związek jest zabetonowany. Rozwód to skomplikowany proces, wierzę, że nie będzie nam się chciało go zaczynać. [...]

Jesteście razem siedem lat. Macie na koncie rozstania i powroty. Te doświadczenia czegoś Cię nauczyły?

Marcela: Tak. Nauczyłam się, że zanim zbudujesz dobry związek partnerski, musisz najpierw odrobić pracę z samym sobą. Najpierw zaczęłam terapię indywidualną, potem poszliśmy na terapię dla par. Nie po to, żeby tropić, kto ma rację, a kto nie ma, tylko żeby zobaczyć nasze wspólne racje. Półtora roku temu polecieliśmy z Michałem do Paryża na 10 dni. To był pierwszy długi wypad we dwoje, bez Fryderyka. Wspominałam, że Michał ma taki charakter, że jak coś sobie zaplanuje, musi to zrealizować za wszelką cenę. Tak było z tym wyjazdem. Zorganizował nam każdy dzień do tego stopnia, że wieczorem padałam. Byłam wykończona. Na ostatnią kolację zarezerwował z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem jedną z najlepszych restauracji na świecie. Byłam tak zmęczona, że powiedziałam: „Michał, nie dam rady tam pójść”. Pokłóciliśmy się, padło wiele bolesnych słów. Wróciliśmy do Polski i przegadaliśmy tę sytuację na terapii. W moim odczuciu Michał był winny: był nieczuły, egoistyczny, nie wziął pod uwagę, że miałam prawo źle się czuć. Zawsze uważałam, że w życiu trzeba być elastycznym. Obok mnie siedział Michał, który również czuł się pokrzywdzony. Przecież to była jego wymarzona restauracja, kolacja we dwoje, jak ja mogłam mu to zepsuć?! Wiesz, kto miał rację?

Sprawdź też: Michał Koterski o synku: "Kiedy zamieszkaliśmy razem, zmieniło się jego miejsce w rodzinnym układzie i poczuł się zagrożony"

Oboje…

Marcela: No właśnie! Teraz wiem. Na terapii uczymy się patrzeć na konfliktowe sytuacje z obu stron, szukać złotego środka. Nie zawsze jest to łatwe. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz pomyślałam: Faktycznie, Michał bardzo czekał na ten wieczór, tak się cieszył, miał prawo być rozgoryczony. Spojrzałam na to jego oczami. To była dla nas ważna lekcja. Człowiek jest z natury egoistyczny. Najpierw trzeba uporać się z własnymi demonami, żeby być czułym dla drugiego człowieka, otwartym na jego potrzeby. Zawsze wracam do historii z Paryża, kiedy wydaje mi się, że Michał nie ma racji.

Cały wywiad do przeczytania w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży już od 14 marca.

Łukasz Kuś
Reklama

Łukasz Kuś

Reklama
Reklama
Reklama