Reklama

Matteo Brunetti sympatię i popularność zdobył udziałem w szóstej edycji programu MasterChef. Miłość do gotowania pielęgnuje od najmłodszych lat i wciąż podróżuje w poszukiwaniu nowych smaków. W rozmowie dla viva.pl opowiedział o swoich polsko-włoskich korzeniach, planach na przyszłość i pandemii koronawirusa we Włoszech.

Reklama

Kilka miesięcy temu byłeś we Włoszech. Nie obawiałeś się podróży?

To była moja pierwsza wizyta w Italii od rozpoczęcia pandemii. Obawiałem się jedynie tego, że mogę natrafić na kolejne obostrzenia czy zamknięte granice. We Włoszech bardzo przestrzega się zasad i obostrzeń. ​​​​​Na lotnisku w Rzymie na każdym kroku specjalne kamery monitorują temperaturę ciała. Jeśli wynik jest niepokojący, podróżny może zostać zatrzymany. W trakcie samego lotu należy wypełnić specjalny dokument, tzw. autocertyfikację, w którym opisuje się stan zdrowia i uwzględnia kontakty z osobami chorymi na COVID-19, o ile takie wystąpiły. Należy także zostawić adres, pod którym się zatrzymujemy.

Po przyjeździe zastałeś inny kraj...

Nie poznałem swojego Rzymu. Dotychczas na Schodach Hiszpańskich, Panteonie czy przy Fontannie Di Trevi nie dało się tak po prostu przejść. Wszędzie były tłumy. Dziś to opustoszałe ulice. I dla mnie to nierealny widok. Oczywiście turyści wciąż odwiedzają Włochy, ale większość osób na razie unika podróżowania.

Włochy przygotowują się do lockdownu? Jak dziś wygląda sytuacja?

Nadal jest bardzo trudna. Każdy ma nadzieję, że nie powtórzy się tragiczny scenariusz z marca. To dlatego stan alarmowy w całym kraju został przedłużony. Możliwe, że zostanie wprowadzony czterotygodniowy lockdown ze względu na dramatyczny wzrost liczby zachorowań, a prawdopodobieństwo jest naprawdę duże. Dużym źródłem zakażeń są przepełnione środki transportu. To jedyne miejsce, gdzie nie ma zbyt dużych obostrzeń. W tym momencie we Włoszech dwadzieścia regionów zostało podzielonych na trzy grupy: czerwoną, żółtą i zieloną. Nieczynne są teatry, kina, baseny czy siłownie. W pierwszej kolejności zamknięto oczywiście restauracje. Dla gastronomii sytuacja jest tragiczna. Rynek strajkuje, ponieważ restauratorzy dostosowali się do wszystkich wytycznych, inwestycje zostały poczynione…

Trzeba przyznać, że bardzo dobrze rozwiązano kwestię wykonywania testów na koronawirusa. Lekarz pierwszego kontaktu wystawia receptę na badania, a żeby je wykonać wcale nie trzeba jechać do szpitala. W każdym mieście znajduje się kilkanaście punktów drive-thru. Podjeżdżamy samochodem, robimy wymaz i po kilku godzinach dostajemy odpowiedź. I co ważne, jeśli wynik potwierdzi koronawirusa, wymaz robi się co tydzień przez trzy tygodnie. W ostatnim miesiącu wykonano o 140 tysięcy testów więcej niż w poprzednim.

Jak sytuacja wpłynęła na Włochów, ich otwartość?

Ta otwartość trochę przygasła. We Włoszech zwłaszcza powitania zawsze są bardzo emocjonalne – są uściski, pocałunki... Taką mamy naturę. Teraz nikt nie wie, jak się zachować. Ludzie boją się drugiego człowieka i zachowują dystans. Myślę, że ten strach jeszcze w naszym narodzie zostanie na dłuższy czas. Mam nadzieje, że wkrótce wszystko wróci do normalności i będziemy te wydarzenia wspominać w naszych opowieściach. A na razie Włosi przyzwyczajają się do tej nowej rzeczywistości i zaczynają w niej coraz lepiej funkcjonować. Ale wciąż są zestresowani.

Mam nadzieję, że wśród Twoich najbliższych wszyscy są zdrowi.

Cała moja rodzina jest we Włoszech. Mama i brat mieszkają teraz w Polsce. Na szczęście nikt nie zachorował.

Przyjechałeś do Polski kilka lat temu. Jak zmieniło się Twoje życie?

Dokładnie trzy lata temu. Dzięki udziałowi w programie MasterChef podjąłem decyzję, która mocno zmieniła moje życie. To była dla mnie fantastyczna rewolucja. Zostawiłem we Włoszech dużą część siebie. W Polsce musiałem budować wszystko od zera. Tęsknię za rodziną i przyjaciółmi. Na pewno Cię nie zaskoczę, kiedy powiem, że brakuje mi także jedzenia (śmiech). Głównie tęsknię za dostępnością, świeżością i różnorodnością poszczególnych składników.

Ale wcześniej często odwiedzałeś kraj nad Wisłą.

Tak, ponieważ moja mama jest Polką, a tata Włochem. W dzieciństwie przyjeżdżaliśmy tutaj w odwiedziny do rodziny. Już wtedy miałem okazję poznać kraj, ludzi i kulturę. Spędzałem w Polsce kilka tygodni latem, a zimą całe święta. I gdy myślę o świętach, to zawsze mam przed oczami te chwile spędzone z rodziną w Trójmieście. Pamiętam te zaspy śniegu i ogromne płatki spadające z nieba. Okres zimowy był dla mnie zawsze najbardziej magiczny.

Poza tym, w Polsce czuje się bezpiecznie i odczuwam ogromny spokój. A odkąd tu jestem pogoda wciąż zaskakuje mnie ciepłem i słońcem! To takie włoskie.

Po prostu przywiozłeś nam ten klimat!

Wierzę w to (śmiech). Ludzie w Polsce przyjęli mnie ciepło. Nawet jeśli na początku można było wyczuć pewien dystans, to szybko udawało mi się przełamać lody. Włoska natura w tym bardzo pomaga.

Zauważyłeś jakieś podobieństwa między Polakami a Włochami?

Z roku na rok jest ich więcej. Polacy stają się coraz bardziej otwarci, a zwłaszcza w kwestii gotowania. Na kulinarnej mapie pojawiają się kolejne interesujące restauracje (włoskie, azjatyckie) ze świetnymi potrawami. Kuchnia to wiecznie aktualny temat dla każdego Włocha. I Polacy coraz lepiej się ubierają! To przypomina mi rodzinne strony, gdzie widoczna jest taka świeżość i delikatność.

Widzowie mieli okazję poznać Cię w programie MasterChef. Zyskałeś sympatię i popularność. I pomyśleć, że na początku sam namawiałeś najbliższych do udziału w programie.

(śmiech) Tak naprawdę od tego wszystko się zaczęło. Próbowałem przekonać mamę i brata do udziału we włoskiej edycji programu. Oboje świetnie gotują i każde z nich specjalizuje się w czymś innym. Nie do końca byli zainteresowani i ostatecznie nie zdecydowali się na taki krok. Wpadłem w końcu na pomysł, że sam mogę się sprawdzić. Udało mi się dostać do polskiej edycji programu. W specjalnym odcinku MasterChefa pojawiła się także moja mama.

Wszyscy Włosi tak dobrze gotują?

Nie, to mit. Nie wszyscy umieją gotować, ale na pewno wszyscy Włosi lubią dobrze jeść. Przy nas nie da się nie rozmawiać o jedzeniu (śmiech).

Włoska kuchnia kojarzy nam się z makaronem podanym z aromatycznymi dodatkami. Podobno je się go kilkadziesiąt kilogramów rocznie!

Nie wypowiem się za wszystkich. Ale makaronu jemy naprawdę dużo! To bardzo plastyczne danie, które można połączyć z każdym składnikiem (pomidory, mozzarella, kapary, oliwki) i ze wszystkim będzie smakować rewelacyjnie. Wiem, że wiele osób myśli, że makaron jest kaloryczną potrawą, ale to nieprawda. Sekretem Włochów są duże ilości warzyw i owoców. Na przykład risotto z karczochami jest bardziej fit niż ryż bez dodatków. Świetnym połączeniem smakowym jest także prossciuto z melonem. I zdaję sobie sprawę, że każdemu Włochy kojarzą się przede wszystkim z pizzą. A u nas jest ona traktowan jako danie weekendowe. Krajem, który je najwięcej pizzy na świcie jest Francja.

Jakie smaki wyniosłeś z rodzinnego domu?

Moja mama bardzo dobrze gotuje. To ona przekazała mi tę pasję i miłość do gotowania. Czasami robiła nam tydzień azjatycki, grecki, hiszpański. Jako mały chłopiec podpatrywałem ją i uczyłem się wielu technik. Cała nasza rodzina kocha gotować i jeść (śmiech). Zdarzało się, że do rodzinnego stołu zasiadało prawie 30 osób.

Czy ta miłość do gotowania pojawiła się od razu?

Nie do końca. Pamiętam, że moim pierwszym daniem były naleśniki. Potem w wieku 14 lat zacząłem zgłębiać tajemnice świata deserów. Dopiero kiedy poszedłem na studia, zaczęła się moja prawdziwa przygoda. Musiałem gotować dla siebie. Ale na początku nie podążałem za wyszukanymi daniami. Wystarczył mi najprostszy makaron z pomidorami, by zadowolić podniebienie. Potem zacząłem eksperymentować, szukać nowych smaków. Wiele radości sprawia mi nie tylko gotowanie, a przede wszystkim smakowanie i karmienie bliskich mi osób.

W swojej kuchni łączysz polskie i włoskie smaki? Jakie zasady panują w Twojej kuchni?

Zdarza mi się. Uwielbiam kuchnie azjatycką, meksykańską. Ale najczęściej eksperymentuję. Zwłaszcza kiedy mam pustą lodówkę (śmiech). To najlepsza motywacja i inspiracja. Ale nigdy nie może u mnie zabraknąć pomidorów i parmezanu! To coś co uwielbiam. Idealne produkty do sałatek, przecierów, zup czy kanapek.

Zazwyczaj nie odtwarzam przepisów i skupiam się na konkretnych produktach. Improwizuję. Pamiętam jedno ciekawe połączenie smakowe, które udało mi się stworzyć. Usmażyłem oscypki na patelni grillowej i połączyłem z gorzką czekoladą, a następnie całość posypałem skórką cytrynową. To rewelacyjne połączenie! Zupełnie nieoczywiste.

W czym się teraz specjalizujesz?

W kanapkach. Wiem, jak to brzmi. Ktoś może pomyśleć, że to tak banalne i nudne. Ale trudno znaleźć idealną równowagę między wieloma smakami czy teksturami. Sam wybór chleba pozostawia nam duże pole do popisu: razowy, żytni, pszenny... Możemy go podsmażyć, podpiec albo zgrillować. A potem podawać z świeżymi sezonowymi produktami. Gdybym miał otwierać w przyszłości coś swojego, to byłaby właśnie kanapkarnia.

Ekonomista i pilot dronów, zapalony perkusista ostatecznie staje się kucharzem. Z gotowaniem na stałe wiążesz swoją przyszłość?

Rozwój jest dla mnie bardzo ważny i staram się powiększać wachlarz swoich umiejętności. Nie powiedziałem też ostatniego słowa (śmiech). Chciałbym mieć swój własny autorski program i otworzyć maleńką knajpkę. Mam kilka pomysłów. Na razie podróżuję po Polsce, prowadzę eventy, warsztaty. Wciąż razem z Davidem Gaboriaud tworzymy program na antenie Kuchni+. Idę swoją drogą. A dokąd mnie ona zaprowadzi? Sam jestem ciekaw.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama