„Na miłość przecież składa się wiele różnych uczuć. Poczucie porażki także”
Co jeszcze zdradziła Maryla Rodowicz?
- Krystyna Pytlakowska
Maryla Rodowicz w nowej VIVIE! opowiedziała o miłości i karierze. Królowa polskiej estrady rozstała się z mężem, Andrzejem Dużyńskim i rozpoczyna nowy etap. Jak dziś wygląda jej życie? Czy czuje się samotna? O wszystkim opowiedziała Krystynie Pytlakowskiej w wywiadzie, którego fragmenty publikujemy na łamach serwisu viva.pl. Cała rozmowa w nowym numerze od czwartku 6 lutego w kioskach.
Kiedyś już miałaś z Andrzejem małżeński kryzys, jak pamiętam. Zostaliście jednak razem.
Jak czytam jakieś wywiady z kobietami, w których one opowiadają, że związek polega na kryzysach i godzeniu się, to myślę, że niekoniecznie. Myślę, że można żyć z kimś wiele lat i nie popadać w kryzysowe sytuacje. Są też takie związki, kiedy kobieta jest świadoma zdrad męża i przymyka na nie oko, ale to nie mój przypadek. Ja bym tak nie mogła.
Cały czas rozmawiamy o rozstaniu, a miałyśmy rozmawiać o miłości.
Cały czas rozmawiamy o miłości. Na miłość przecież składa się wiele różnych uczuć. Poczucie porażki także.
Naprawdę?
Absolutnie naprawdę. Przecież już czwarty rok jestem sama.
I jak to znosisz? Nie płaczesz? Nie rozczulasz się nad sobą?
No co ty! Tylko w łazience bardzo ostrożnie się poruszam, bo niedawno się poślizgnęłam, uderzyłam głową o wannę i myślałam, że już nie żyję. Ale Andrzej jeszcze wtedy tutaj mieszkał i nawet się nie obudził. Co wieczór więc, kiedy wchodzę do łazienki, to bardzo uważam, bo jeśli coś mi się stanie, to kogo miałabym zawiadomić i jak?
Masz więc jednak poczucie samotności.
To nie tak. Po prostu, idąc po schodach czy będąc w łazience, robię się czujna i ostrożna. Ale już nie cierpię. Nawet lubię być sama. Rozsmakowałam się w samotności.
To coś nowego, bo przecież byłaś bardzo kochliwa.
Ale nie zdradzałam. Jestem monogamistką. Zresztą bywałam zakochana aż do rozstania, a potem wchodziłam w kolejny związek. Nie było ich jednak tak dużo.
Który mężczyzna był dla Ciebie ważny poza mężem?
Czeski menedżer, František. Faktem jest, że go zostawiłam, był apodyktyczny.
Miałaś jednak przeprowadzić się dla niego do Czech, do Pragi.
Tak, nawet babcia dała mi kołdrę, a potem nie mogła odżałować, że tej kołdry przy rozstaniu nie zabrałam. Wybudowaliśmy w Pradze dom, ale graliśmy koncerty i w Czechosłowacji, i w Polsce. Franek był bardzo dobrym menedżerem. Dzwonił nawet niedawno i prosił, żebym dała mu telefon do mojego męża. Pytam: „A po co?”. A on: „Porozmawiam z nim. Powiem mu, żeby poszedł na ugodę, bo nawet w Czechach prasa pisze o waszym rozwodzie. Po co macie ciągać się po sądach…”. Cały czas mnie wspiera.
Cały wywiad w nowej VIVIE! od czwartku 6 lutego.