Reklama

Jest niekwestionowaną królową polskiej sceny. Występuje na niej od lat i cały czas jest niezmiennie zapracowana. Maryla Rodowicz ani myśli zwalniać tempa. Prywatnie to także dumna mama, która od czasu rozwodu z mężem mieszka sama. Co mówiła o związkach, tych „gorszych, lepszych, bardziej udanych”? Czy wierzy jeszcze w miłość? O tym opowiedziała w rozmowie z Wiktorem Krajewskim.

Reklama

Wierzy Pani jeszcze w miłość?

Wiem, że istnieje. Sama przekonałam się o tym kilka razy. Tyle że zawsze wiązało się to z cierpieniem, łzami, czekaniem na telefon. Jedna z moich miłości obiecywała mi na przykład, że jutro zadzwoni. I dzwonił, ale dopiero po roku, a ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w telefon. Zakochiwałam się w takich typach, którzy byli wolnymi duchami, ale zwykle mieli żony. I się działo.

Ale Pani to Maryla Rodowicz przecież! To Pani powinna dyktować warunki, a nie być stroną bierną, która czeka pokornie przy telefonie w nadziei, że jej miłość łaskawie zechce porozmawiać.

Różnie się te sprawy miłosne układały w moim życiu. Oczywiście mam na swoim koncie związki gorsze, lepsze, bardziej udane. Zdarzyły się też związki, które były piękne, a ja poznałam smak spełnionej miłości, bo mężczyzna odwzajemniał moje uczucie do niego. Ale zwykle wybierałam trudnych partnerów i po kilku latach miałam dosyć i wtedy odchodziłam. Gorzej, kiedy na świecie były już dzieci. To zawsze jest skomplikowane.

A dziś? Jest Pani gotowa na miłość? Chodzi Pani na randki?

Mój młodszy syn Jędrek namawia mnie, żebym jak najczęściej wychodziła z domu, do restauracji, na kolacje, ze znajomymi.

Czytaj też: Nie myśli o emeryturze, wciąż zachwyca formą. Maryla Rodowicz mówi wprost: „Nie myślę nad kruchością życia"

PIOTR PORĘBSKI

Maryla Rodowicz w sesji dla magazynu VIVA!, 2024 rok

Słucha go Pani?

Ale po co? Nie chcę! Nie potrzebuję w życiu zawieruchy. Potrzebuję teraz spokoju, niezależności. Zwykle swoich partnerów poznawałam w pracy.

Pobawmy się przez chwilę we wspominki. Kogo na przykład poznała Pani w pracy i nigdy o nim nie zapomni?

Pięknego reżysera Krzysztofa Jasińskiego. Pojechałam do Krakowa, do Teatru STU, na próby w musicalu „Szalona lokomotywa”. Był to najpiękniejszy okres w moim życiu. Kupiłam właśnie czerwone porsche od mojego kolegi, pianisty Wacka Kisielewskiego. To był stary rzęch, ale piękny! Przyjechałam do Krakowa nad ranem, jechałam w ulewnym deszczu, nie bardzo panowałam nad tym smokiem – w końcu 300 koni, bałam się depnąć. Zajechałam pod Hotel Francuski, w którym miałam zabukowany pokój i który miał na trzy miesiące stać się moim tymczasowym domem. Spędzałam czas na próbach, z Markiem Grechutą, Jerzym Stuhrem i innymi artystami teatru, i właśnie z Jasińskim. Po jakimś czasie Krzysztof zaprosił mnie na Mazury na ryby. Ludzie z teatru opowiadali mi, że nie można wyobrazić sobie większego wyróżnienia niż zaproszenie na wspólne łowienie ryb. Ryby były jego zamkniętym mikroświatem, do którego nie dopuszczał nikogo.

(…)

Śnią się Pani dawne miłości?

Wczoraj śniło mi się, że stoję na szerokim drewnianym moście i łowię ryby. Co rzut, to branie. Ale to było piękne. Taki sen to chyba dobry omen. Mam nadzieję, że przekonam się o tym za jakiś czas.

Zobacz także:

PIOTR PORĘBSKI

Maryla Rodowicz w sesji dla magazynu VIVA!, 2024 rok

Reklama

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze magazynu VIVA!, który będzie dostępny w punktach sprzedaży od czwartku 9 maja.

PIOTR PORĘBSKI
Reklama
Reklama
Reklama