Martyna Wojciechowska wyróżniona nagrodą za rewolucyjny projekt. Podkreśla, że za każdym sukcesem kryje się porażka
„Najgorsze momenty były dla mnie najbardziej przełomowe”
- Beata Nowicka
Specjalistka od sięgania po niemożliwe. Żartuje, że ogranicza ją głównie własna wyobraźnia. Wznosi się bardzo wysoko, żeby czasami… spaść. Martyna Wojciechowska mówi Beacie Nowickiej: „Najgorsze momenty były dla mnie najbardziej przełomowe. Jestem stworzona z porażek, z tego, co mi w życiu nie wyszło albo co sama spieprzyłam”.
Podczas wczorajszej gali VIVA! People Power Martyna Wojciechowska otrzymała statuetkę z rąk Urszuli Dudziak i Grzecha Piotrowskiego.
"Dziennikarka, autorka popularnych programów telewizyjnych, kierowca rajdowy, podróżniczka, która zdobyła Koronę Ziemi i zwiedziła naprawdę cały świat, pisarka, autorka wielu poczytnych książek… Można by długo wymieniać osiągnięcia naszej laureatki, ale tym razem powiemy o innej stronie jej działalności. Wielokrotnie angażowała się w różne akcje społeczne, kilka lat temu założyła Fundację Unaweza wspierającą kobiety na krańcach świata, ale projekt, za który nominowaliśmy ją do nagrody w kategorii Wizjoner - okazał się rewolucyjny. Projekt „Młode Głowy. Otwarcie o zdrowiu psychicznym” ma na celu normalizowanie sięgania po pomoc, rozwijanie u młodych ludzi poczucia sprawczości i wzmocnienia u nich poczucia własnej wartości. Trzeba mowić głośno, że pomoc młodym ludziom jest potrzebna i trzeba nauczyć ich o tę pomoc prosić. W ramach projektu rudzyły kampanie społeczne „Powiedz mi jak?”, „Rozmowa ma moc”, „Też byliśmy” czy kampania skierowana do rodziców „Rodzice uważni”. Projekt „Młode Głowy” mogła zainicjować tylko osoba z niezwykle otwartą głową" — usłyszeli zgromadzeni ze sceny.
Przypominamy wywiad z dziennikarką, który ukazał się w magazynie VIVA! w sierpniu 2023 roku.
Martyna Wojciechowska o życiowych porażkach
- Mówi się, że za wielkim sukcesem mężczyzny stoi wyjątkowa kobieta. Po wielu rozmowach z wyjątkowymi kobietami odkryłam, że za ich sukcesami często kryją się… porażki. Od lat płyniesz na fali sukcesu, to porozmawiajmy przewrotnie o tym, co Ci się nie udało.
Sukces wzbudza pożądanie. Jest atrakcyjny, ekscytujący. Dlatego medialne światło zwykle jest skierowane na sukcesy, osiągnięcia, nagrody, które stoją w moim biurze – nigdy nie zabieram ich do domu – na programy, które zostały zrealizowane i wyemitowane, a nie na góry, których nie zdobyłam, na błędy, które popełniłam, na rozczarowania, których doświadczyłam, czy na ludzi, którzy mnie zawiedli. Mówi się też, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Nie byłoby mnie w tym miejscu i nie rozmawiałybyśmy, gdyby nie zespół niezwykłych ludzi, który stoi za mną murem również w tych momentach, kiedy coś nie wychodzi albo ja po ludzku coś spieprzę. Nigdy nie porzucili mnie na polu bitwy. 28 września kończę 49 lat. Życie mnie nauczyło, że częściej nam coś nie wychodzi, niż wychodzi, tylko czasem trudno się do tego przyznać. Za mało rozmawiamy o porażkach, a to z nich wypływają najważniejsze lekcje. Michael Jordan powiedział kiedyś, że nie trafił ponad dziewięć tysięcy rzutów i przegrał ponad 300 meczów. „Ponosiłem porażki raz po raz przez całe życie. Dlatego właśnie osiągnąłem sukces”.
– Trafne! Pamiętasz swoją pierwszą porażkę?
Uciekłam z domu. Miałam wizję, że podbiję świat i będzie ekscytująco. Spakowałam rudą skórzaną torbę, byłam bardzo praktyczna, wzięłam tylko to, co najbardziej potrzebne. Zmierzałam na stację benzynową: ulica
Połczyńska 119, wylotówka na Poznań, a dalej na Berlin, czyli Zachód. Sama stacja wydawała mi się wtedy centrum wszechświata. Tyle się tam działo: były flippery, kawa w szklankach w metalowych koszyczkach z uszkiem, ludzie przyjeżdżali, odjeżdżali, wielu na zagranicznych rejestracjach, w powietrzu unosił się nieznany, cudowny zapach. Zostałam przechwycona przez mamę na ostatniej prostej. Miałam jakieś trzy–cztery lata. Pierwszy plan, który się nie powiódł.
– Pomyślałaś, że…
…nie jest źle wyruszyć samemu w świat, tylko trzeba się do tego lepiej przygotować. Jakiś czas później zostałam wyrzucona z przedszkola. Po dwóch tygodniach! (śmiech). Nie rozumiałam, dlaczego na gwizdek mamy jeść, siusiać i spać. Miałam duszę rewolucjonistki, wszystko chciałam robić po swojemu. Potem było wiele trudnych momentów: od zawiedzionych miłości po porażkę na studiach. Przez cztery lata przygotowywałam się z biologii i chemii, żeby zdawać na medycynę, a w końcu nawet nie podeszłam do egzaminów. Bez przygotowania zdawałam na dziennikarstwo, byłam tuż pod kreską, dostałam się za to na nauki polityczne, ale się obraziłam na cały świat. Czułam się zagubiona, straciłam azymut. Wtedy mama powiedziała: „Zrób sobie przerwę, zastanowisz się”. Po pół roku wybrałam studia zaoczne: zarządzanie i ekonomię. Dla ludzi to był szok: wzorowa uczennica, przewodnicząca samorządu szkolnego – nie rozumieli moich decyzji. Ale dla mnie niezależność finansowa i wyprowadzenie się z domu były kluczowe. Wymyśliłam, że kiedy inni będą kończyć studia, ja będę miała i dyplom, i doświadczenie zawodowe. I w końcu zostałam dziennikarką, a w naszej Fundacji UNAWEZA zarządzam również projektami związanymi z medycyną – zatem wszystkie te doświadczenia mi się przydały (śmiech).
– W te Twoje decyzje była wpisana zgoda na porażkę?
Jestem perfekcjonistką, dużo od siebie wymagam, więc nie było to łatwe. Jednak zawsze miałam w sobie zgodę na błędy, bo wiedziałam, że będę je poprawiać do skutku, szukać innych rozwiązań i nie poddam się łatwo – jestem wyjątkowo konsekwentna. Z domu wyniosłam przekonanie, że żadna porażka nie jest końcem świata. Mam też bardzo wyrozumiałych rodziców – mądrą mamę i tatę, który w pewne sprawy się nie mieszał. Pomimo tego, że sami doświadczyli ciężkiego życia i surowości wychowania, nie wpoili mi strachu przed przegraną. Byłam dziewczyną zakochaną w motocyklach i choć wszyscy dookoła mówili, że to nie jest zajęcie dla dziewczyny, oni mnie wspierali. Potem dostałam propozycję kariery modelki, pod warunkiem że… schudnę i zoperuję nos. Zawróciłam z tej drogi. W 1996 po raz pierwszy trafiłam na okładkę nie za to, jak wyglądam, tylko kim jestem. Miałam 22 lata, opowiadałam o tym, że dziewczyny mogą przebijać szklane sufity i jeździć motocyklami.
– Kiedy zderzyłaś się z cynizmem dorosłych?
W wieku 10 lat, gdy powiedziałam, że zostanę wyścigowym kierowcą motocyklowym – jeszcze nie wiedziałam, że mogę być kierowczynią – i niemal wszyscy mnie wyśmiali. Postanowiłam udowodnić, że jestem taka jak chłopcy, a potem jak mężczyźni, którzy mnie otaczali, i zapędziłam się w tym udawaniu. Byłam dziennikarką motoryzacyjną, ścigałam się, wspinałam, nurkowałam, próbując nie tyle zaimponować facetom, ile przekonać siebie i świat, że mogę być lepsza od nich. To był błąd. Zmarnowałam mnóstwo czasu i energii. Przełom nastąpił, kiedy zostałam mamą. Zupełnie inaczej spojrzałam na siebie, na kobiety. Wcześniej obracałam się w świecie, w którym premiowana była śmiałość, adrenalina, testosteron, czasem agresja w działaniu. A to nie jest i nigdy nie była moja natura, ale na długi czas schowałam się w takim pancerzu. Kiedy na świecie pojawiła się Marysia, zrozumiałam, że każdy z nas może robić rzeczy po swojemu. Podział świata na „męski” i „kobiecy”, wartościowanie tego nie ma sensu. Jesteśmy ludźmi, każdy z nas ma swoje mocne i słabe strony, współpracujmy, zamiast rywalizować.
– Popełniłaś jakieś błędy jako mama?
Mnóstwo! Gdyby nie projekt naszej Fundacji UNAWEZA pod hasłem „MŁODE GŁOWY. Otwarcie o zdrowiu psychicznym”, gdyby nie droga, którą sama pokonałam jako mama,
wiedza specjalistów i ekspertów, z którymi pracuję, być może w ogóle nie wiedziałabym, że te błędy popełniłam. Rodzice najczęściej chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, ale czasem dobre intencje nie wystarczą. Wiele dzieci doświadcza obecnie kryzysu psychicznego, w ciągu dwóch lat liczba podjętych prób samobójczych wzrosła o 140 procent, a to tylko czubek góry lodowej. Z raportu „MŁODE GŁOWY” opracowanego przez naszą fundację wiemy, że jest jeszcze gorzej. Przebadaliśmy 184 tysiące młodych osób w wieku 10–19 lat i aż 82 procent z nich odpowiedziało nam, że nie radzą sobie z podstawowymi wyzwaniami dnia codziennego. Mają niską samoocenę i tak bardzo boją się porażki, że nawet nie podejmują próby. Obawiają się oceny środowiska, a przede wszystkim tego, że rozczarują swoich rodziców. Żyją w świecie presji i ogromnych oczekiwań, którym nie są w stanie sprostać. Obarczają się winą, że sprawiają kłopot, i czują się osamotnione.
– To jest wyzwanie dla nas, rodziców. Stałaś kiedyś pod ścianą?
Tak. W 2004 roku. W dniu, w którym zginął mój przyjaciel, operator kamery, a ja złamałam kręgosłup. Upadłam na samo dno, myślałam, że już nigdy się nie podniosę. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że Rafał osierocił trójkę dzieci. Miałam złamany kręgosłup, ale nikomu nie mówiłam, że mam złamaną psychikę. Nie widziałam powodu, żeby rano wstać z łóżka. Nie chciałam żyć. Słyszałam: „Martyna się skończyła”. Mama wpakowała mnie razem z wózkiem inwalidzkim do samochodu, zawiozła do sanatorium i zamieszkała tam ze mną. Któregoś dnia – nadal byłam w fatalnym stanie, na wózku – lekarz powiedział, że nie wrócę już do pełnej sprawności i muszę się nauczyć żyć inaczej. Słyszałam to już jako młoda dziewczyna, kiedy przeszłam dwie ciężkie operacje i chemioterapię, ale wtedy, w sanatorium coś we mnie pękło. Odpowiedziałam mu, że w przyszłym sezonie zdobędę Mount Everest. I tak się stało. A potem dokończyłam projekt „Korona Ziemi”, na który składa się siedem najwyższych szczytów na siedmiu kontynentach. To była walka o siebie. Patrząc z perspektywy czasu na swoje życie, mam wrażenie, że najgorsze momenty były dla mnie najbardziej przełomowe. Jestem stworzona z porażek, z tego, co mi w życiu nie wyszło albo co sama spieprzyłam.
– Największa głupota, którą popełniłaś w stosunku do Marysi?
Najbardziej żałuję, że zbyt długo starałam się być przed nią superbohaterką, bo to nie pomaga naszym dzieciom w akceptacji własnych słabości. Projekt „MŁODE GŁOWY. Otwarcie o zdrowiu psychicznym” stał się moją misją właśnie dlatego, że zrozumiałam, jak wielkie wyzwania stoją przed młodym pokoleniem, chcę dać im głos i mądre wsparcie. Nie jestem specjalistką, ale zaniepokojoną mamą, która postanowiła działać. Współpracujemy z wieloma ekspertami, organizacjami i instytucjami. A od nowego roku szkolnego startuje nasz ogólnodostępny i darmowy program profilaktyczny dla dzieci, rodziców i dla nauczycieli – już teraz można się do niego zapisywać na stronie mlodeglowy.pl. A potrzeby są ogromne! Niedawno gościłam na festiwalu Pol’and’Rock Jurka Owsiaka. Będąc w namiocie, myślałam, że mówię do tych dwóch tysięcy ludzi, których widziałam przed sobą, okazało się, że na zewnątrz rozmowy słuchało kolejne 10 tysięcy. Kiedy zapytałam: „Kto z was doświadczył kryzysu psychicznego?”, razem ze mną rękę podniosło morze ludzi. „A kto ma dziecko w swoim otoczeniu, które doświadczyło lub doświadcza kryzysu?” – i znów to samo. Nie jesteśmy sami. Czas zacząć głośno i otwarcie rozmawiać o emocjach, o trudnych doświadczeniach, błędach, porażkach. Z pomocą specjalistów można nauczyć się je rozumieć, kontrolować. Dość tego lukrowanego, sztucznego świata. Depresję poporodową pamiętam jako traumatyczne przeżycie…
– …ja swoją podobnie. Kiedy wróciłam do domu z kilkudniową Zuzią, byłam tak przerażona, że cały czas płakałam. Nie wiedziałam, co mam robić, jak robić. Czułam się bezradna i osamotniona. Wiele z nas to przeszło, ale wtedy nikt o tym nie mówił głośno.
Kiedy próbowałam powiedzieć, że nie wiem, jak być mamą, wylano mi wiadro pomyj na głowę. Słyszałam, że jestem złą matką. Pouczano mnie, co muszę, co powinnam, co należy, bo to, co robiłam, uznano za niewłaściwe. Byłam zdruzgotana. Presja, że muszę być „jakaś”, towarzyszyła mi bardzo długo. Teraz jestem najszczęśliwszą mamą na świecie. Wszyscy mnie ostrzegali, że trudno jest być rodzicem nastolatki/nastolatka, a ja czuję się w roli mamy lepiej niż w jakiejkolwiek innej. Marysia ma 15 lat i jest świetną dziewczyną, bardzo mnie wspierała w powrocie na plan programu „Kobieta na krańcu świata”. Zresztą, kiedy ogłosiłam, że robię przerwę w zdjęciach, po raz kolejny usłyszałam, że…
– …„Martyna się skończyła i już nie wróci”. Czytałam.
A ja wróciłam silniejsza niż kiedykolwiek. Z niesamowitą energią, dziecięcą ciekawością, radością. Ta przerwa bardzo dobrze mi zrobiła. Potrzebowałam jej dla siebie, dla mojej córki Marysi, dla mojej drugiej córki Kabuli, którą wspieram w Tanzanii, i rodziców, którzy są już w podeszłym wieku, mają problemy ze zdrowiem. Byłam w domu, ale miałam bardzo intensywny czas. Zaangażowałam się w rozwój Fundacji UNAWEZA, wydałam książkę „Co chcesz powiedzieć światu”, zrobiłam kilka ważnych dla mnie projektów. Stworzyłam kolejną odsłonę kolekcji Freedom, tym razem perfumy inspirowane żywiołami: ogniem, ziemią, powietrzem i wodą. Żywioły zapewniają energię do zmian, ale też spokój i równowagę. Natura daje mi wolność.
– Masz poczucie, że zepsułaś coś koncertowo w swoim życiu osobistym?
Nie myślę o tym w ten sposób. Wiele rzeczy mi nie wyszło, ale życie prywatne, osobiste, miłosne uważam za bardzo dobre i satysfakcjonujące. Nie powiedziałabym też, że czegoś żałuję. Fakt, że nie jestem w związku, nie wpisuję się w kanon dwa plus dwa, plus domek na przedmieściach nie czyni ze mnie osoby wybrakowanej. Czasem spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy nas zawodzą. Tyle. Nie należy do tego dorabiać wielkiej ideologii. Amerykanie mawiają: „People come into our life for a reason, a season or a lifetime”. Ludzie pojawiają się w naszym życiu z jakiegoś powodu, na jakiś czas lub na całe życie. Niektórzy mają jakąś rolę do odegrania, inni nie. Miłość jest wspaniałym uczuciem, ale nie potrzebuję przeglądać się w oczach mężczyzny, żeby czuć, że jestem wystarczająca.
– I to jest Twoje zwycięstwo. Wracasz też z 14. sezonem programu „Kobieta na krańcu świata”. O kim tym razem nam opowiesz?
To jest najbardziej dojrzały sezon w historii tego programu, bo ja jestem inna, silniejsza. Postanowiliśmy zmierzyć się z tematami, o których dzisiaj mówimy wszyscy, które są bardzo trudne, ale ważne. Spełniłam też moje wielkie marzenie. Siedem lat temu zobaczyłam zdjęcie małego chłopca, który ledwo trzymał się na nogach, widać było, że jest zagłodzony, na granicy życia i śmierci. Nad nim pochylała się blondynka, która poiła dziecko wodą. Polecieliśmy do Nigerii, żeby zająć się tematem dzieci oskarżanych o czary i odszukać bohaterów tego zdjęcia: Anję Ringgren Lovén i chłopca Hope, bo takie dostał imię, kiedy Anja go uratowała. Mogę już zdradzić, że odnaleźliśmy mamę chłopca, i w pewnym sensie byliśmy świadkami domknięcia tej historii. Mamy tak niesamowity materiał, że realizujemy film dokumentalny. Premiera tego odcinka programu „Kobieta na krańcu świata” już 3 września na antenie TVN, Anja będzie wtedy w Warszawie, żeby osobiście opowiedzieć o swojej pracy na krańcu świata i promować biograficzną książkę „Matka dzieci przeklętych”. Dotarliśmy też do Ukrainy, żeby opowiedzieć historię kobiet, które są cichymi bohaterkami tej wojny. Kobiet, które doświadczyły gwałtów wojennych, ale ich imiona, nazwiska i zdjęcia nie widnieją na słynnym murze bohaterów w Kijowie. Kilka z nich zdecydowało się opowiedzieć nam o życiu, które stało się piekłem. O ogromnym, niezasłużonym poczuciu winy. Na stronie Fundacji UNAWEZA będą uruchomione specjalne zbiórki, dzięki którym będzie można wesprzeć bohaterki i bohaterów z tych dwóch odcinków. Nawet najmniejszy gest ma znaczenie. To historie niezwykłe, poruszające do głębi.
– I dzieją się tak blisko…
No właśnie, to się dzieje tuż za naszą granicą. Byliśmy też w Brazylii, która kojarzy się z karnawałem i piłką nożną, a jednocześnie jest państwem numer jeden pod względem liczby morderstw kobiet transpłciowych, choć to właśnie w tym kraju ogląda się najwięcej pornografii z ich udziałem – szczyt hipokryzji. Zajęliśmy się także sztuczną inteligencją. W Hongkongu spotkałam się z najbardziej znanym robotem humanoidalnym na świecie. Sophia jest też najmłodszą bohaterką programu „Kobieta na krańcu świata”, ma zaledwie siedem lat, a występuje na okładkach największych magazynów, gościła w programie Jimmy’ego Fallona, randkowała z Willem Smithem i wystąpiła na forum ONZ. Dokąd zmierza nasz świat i dlaczego tak bardzo boimy się sztucznej inteligencji? Czy naprawdę jest się czego bać? Staramy się odpowiedzieć na te fascynujące pytania. W ciągu ostatnich miesięcy byliśmy też w Panamie, w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych. Ostatni odcinek w tym sezonie zrealizowałam trochę dla siebie. Pojechaliśmy na Florydę, żeby spotkać kobiety, które tworzą grupę taneczną. Najmłodsza ma 54 lata, najstarsza 83. Przebierają się, występują, wywijają nogami. Wyglądają wspaniale, każdego dnia cieszą się życiem, mają śmiałość i odwagę być sobą. Jak zobaczysz mnie tańczącą w stroju jednorożca, w różowej tiulowej spódnicy, zrozumiesz, jak było świetnie (śmiech). Wróciłam stamtąd naładowana dobrą energią i z przekonaniem, że niemożliwe nie istnieje. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, czuję, że mogę latać naprawdę wysoko. Wszystko, co najlepsze, jeszcze przede mną.