Reklama

Specjalistka od sięgania po niemożliwe. Żartuje, że ogranicza ją głównie własna wyobraźnia. Wznosi się bardzo wysoko, żeby czasami… spaść. Martyna Wojciechowska mówi Beacie Nowickiej: „Najgorsze momenty były dla mnie najbardziej przełomowe. Jestem stworzona z porażek, z tego, co mi w życiu nie wyszło albo co sama spieprzyłam”.

Reklama

Martyna Wojciechowska o życiowych porażkach

Mówi się, że za wielkim sukcesem mężczyzny stoi wyjątkowa kobieta. Po wielu rozmowach z wyjątkowymi kobietami odkryłam, że za ich sukcesami często kryją się… porażki. Od lat płyniesz na fali sukcesu, to porozmawiajmy przewrotnie o tym, co Ci się nie udało.

Sukces wzbudza pożądanie. Jest atrakcyjny, ekscytujący. Dlatego medialne światło zwykle jest skierowane na sukcesy, osiągnięcia, nagrody, które stoją w moim biurze – nigdy nie zabieram ich do domu – na programy, które zostały zrealizowane i wyemitowane, a nie na góry, których nie zdobyłam, na błędy, które popełniłam, na rozczarowania, których doświadczyłam, czy na ludzi, którzy mnie zawiedli. Mówi się też, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Nie byłoby mnie w tym miejscu i nie rozmawiałybyśmy, gdyby nie zespół niezwykłych ludzi, który stoi za mną murem również w tych momentach, kiedy coś nie wychodzi albo ja po ludzku coś spieprzę. Nigdy nie porzucili mnie na polu bitwy. 28 września kończę 49 lat. Życie mnie nauczyło, że częściej nam coś nie wychodzi, niż wychodzi, tylko czasem trudno się do tego przyznać. Za mało rozmawiamy o porażkach, a to z nich wypływają najważniejsze lekcje. Michael Jordan powiedział kiedyś, że nie trafił ponad dziewięć tysięcy rzutów i przegrał ponad 300 meczów. „Ponosiłem porażki raz po raz przez całe życie. Dlatego właśnie osiągnąłem sukces”.

Trafne! Pamiętasz swoją pierwszą porażkę?

Uciekłam z domu. Miałam wizję, że podbiję świat i będzie ekscytująco. Spakowałam rudą skórzaną torbę, byłam bardzo praktyczna, wzięłam tylko to, co najbardziej potrzebne. Zmierzałam na stację benzynową: ulica Połczyńska 119, wylotówka na Poznań, a dalej na Berlin, czyli Zachód. Sama stacja wydawała mi się wtedy centrum wszechświata. Tyle się tam działo: były flippery, kawa w szklankach w metalowych koszyczkach z uszkiem, ludzie przyjeżdżali, odjeżdżali, wielu na zagranicznych rejestracjach, w powietrzu unosił się nieznany, cudowny zapach. Zostałam przechwycona przez mamę na ostatniej prostej. Miałam jakieś trzy–cztery lata. Pierwszy plan, który się nie powiódł.

Pomyślałaś, że…

…nie jest źle wyruszyć samemu w świat, tylko trzeba się do tego lepiej przygotować. Jakiś czas później zostałam wyrzucona z przedszkola. Po dwóch tygodniach! (śmiech). Nie rozumiałam, dlaczego na gwizdek mamy jeść, siusiać i spać. Miałam duszę rewolucjonistki, wszystko chciałam robić po swojemu. Potem było wiele trudnych momentów: od zawiedzionych miłości po porażkę na studiach. Przez cztery lata przygotowywałam się z biologii i chemii, żeby zdawać na medycynę, a w końcu nawet nie podeszłam do egzaminów. Bez przygotowania zdawałam na dziennikarstwo, byłam tuż pod kreską, dostałam się za to na nauki polityczne, ale się obraziłam na cały świat. Czułam się zagubiona, straciłam azymut. Wtedy mama powiedziała: „Zrób sobie przerwę, zastanowisz się”. Po pół roku wybrałam studia zaoczne: zarządzanie i ekonomię. Dla ludzi to był szok: wzorowa uczennica, przewodnicząca samorządu szkolnego – nie rozumieli moich decyzji. Ale dla mnie niezależność finansowa i wyprowadzenie się z domu były kluczowe. Wymyśliłam, że kiedy inni będą kończyć studia, ja będę miała i dyplom, i doświadczenie zawodowe. I w końcu zostałam dziennikarką, a w naszej Fundacji UNAWEZA zarządzam również projektami związanymi z medycyną – zatem wszystkie te doświadczenia mi się przydały (śmiech).

Czytaj też: Martyna Wojciechowska zwróciła uwagę na ważny problem. Wydawała oświadczenie

Mateusz Stankiewicz/SameSame

W te Twoje decyzje była wpisana zgoda na porażkę?

Jestem perfekcjonistką, dużo od siebie wymagam, więc nie było to łatwe. Jednak zawsze miałam w sobie zgodę na błędy, bo wiedziałam, że będę je poprawiać do skutku, szukać innych rozwiązań i nie poddam się łatwo – jestem wyjątkowo konsekwentna. Z domu wyniosłam przekonanie, że żadna porażka nie jest końcem świata. Mam też bardzo wyrozumiałych rodziców – mądrą mamę i tatę, który w pewne sprawy się nie mieszał. Pomimo tego, że sami doświadczyli ciężkiego życia i surowości wychowania, nie wpoili mi strachu przed przegraną. Byłam dziewczyną zakochaną w motocyklach i choć wszyscy dookoła mówili, że to nie jest zajęcie dla dziewczyny, oni mnie wspierali. Potem dostałam propozycję kariery modelki, pod warunkiem że… schudnę i zoperuję nos. Zawróciłam z tej drogi. W 1996 po raz pierwszy trafiłam na okładkę nie za to, jak wyglądam, tylko kim jestem. Miałam 22 lata, opowiadałam o tym, że dziewczyny mogą przebijać szklane sufity i jeździć motocyklami.

[...]

Masz poczucie, że zepsułaś coś koncertowo w swoim życiu osobistym?

Nie myślę o tym w ten sposób. Wiele rzeczy mi nie wyszło, ale życie prywatne, osobiste, miłosne uważam za bardzo dobre i satysfakcjonujące. Nie powiedziałabym też, że czegoś żałuję. Fakt, że nie jestem w związku, nie wpisuję się w kanon dwa plus dwa, plus domek na przedmieściach nie czyni ze mnie osoby wybrakowanej. Czasem spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy nas zawodzą. Tyle. Nie należy do tego dorabiać wielkiej ideologii. Amerykanie mawiają: „People come into our life for a reason, a season or a lifetime”. Ludzie pojawiają się w naszym życiu z jakiegoś powodu, na jakiś czas lub na całe życie. Niektórzy mają jakąś rolę do odegrania, inni nie. Miłość jest wspaniałym uczuciem, ale nie potrzebuję przeglądać się w oczach mężczyzny, żeby czuć, że jestem wystarczająca.

Cały wywiad dostępny w nowej VIVIE! Magazyn pojawi się w punktach sprzedaży od czwartku, 31 sierpnia.

Czytaj też: Odarto ją z prywatności i sprawiono przykrość. Martyna Wojciechowska o cieniach pracy w show-biznesie

Mateusz Stankiewicz/SameSame

Co jeszcze w nowej VIVIE! 16/2023?

Mirosław Baka - naczelny twardziel polskiego kina o wzorcu męskości i prywatnym raju.

Mateusz Stankiewicz/SameSame


Sława Przybylska - Objawienie polskiej sceny muzycznej lat 50. Dziś śpiewa, by zapomnieć o pustce po śmierci męża.

Piotr Porębski

Ania Karwan o doświadczeniu depresji, wychodzeniu na prostą i długiej drodze do sukcesu.

marlena bielinska/move

A w VIVA! Podróże: Jak za dotknięciem magicznej różdżki przenosimy się do Londynu Harry’ego Pottera.

Reklama

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama
Reklama
Reklama