Marianna Janczarska poruszająco opowiedziała o ostatnich chwilach ojca. „Tata aż się bał, co się za chwilę wydarzy, że jest za fajnie"
Zachowała po nim dwie rzeczy...
- Redakcja VIVA!, Karol Sowa
Marianna Janczarska w intymnej rozmowie z Aliną Mrowińską wspomniała o ostatnich chwilach ojca — Jacka Janczarskiego. Ona i jej siostra Ola miały wówczas po sześć lat. Przyznała również, że po jego śmierci zachowała po nim dwie pamiątki...
Oto fragment wywiadu Marianny Janczarskiej:
Andrzej Urbański powiedział Ci, że „masz taty oczy, spojrzenie, empatię i taką energię”. W czym jeszcze jesteś do niego podobna?
Na pewno w tym, że też mnie interesuje drugi człowiek. Dla mnie najważniejsza jest autentyczność, prawda i empatia. Myślę, że u ojca też tak było. Śmieszy mnie to, co pisał, rozumiem jego poczucie humoru. Myślę, że byśmy się dogadali. Co jeszcze…? Nie jestem taka „hej do przodu”, tata też był raczej milczący. W jednym z nagrań powiedział, że ma dwoistą naturę, jest w nim pęd do porządku i ładu, i jednocześnie do bałaganiarstwa. Zabrzmiało mi znajomo.
A co Was ewidentnie różni?
Jeżeli prawdą jest, jak sam mówił, że najbardziej lubi nic nie robić, to nas różni. Ale przypuszczam, że w tym zdaniu był znowu żart. Na pewno nie lubił sportu, niezbyt się ruszał, a ja muszę stale coś robić – zawodowo, życiowo, fizycznie. Biegam, jeżdżę na rowerze, gram w tenisa. Zawodowo muszę mieć kilka rzeczy i tu jesteśmy podobni. On pisał, prowadził audycje, był narratorem w „Sułku”, w kultowym serialu „Zmiennicy” zagrał w jednej scenie. Tyle razy słyszę: „A co ty właściwie robisz?”. Nie rozumiem tej całej koncepcji „określ się, określ”. A ja nie chcę się określać.
Świetnie piszesz.
Dziękuję, ale nie chcę znaleźć się w szufladce pisarki czy dziennikarki. Robię różne rzeczy. Nie jestem typem osoby, która się skoncentruje na jednym. Napisałam bajkę dla dzieci „Mania i Czarodziejska Bania”, w aktorstwie staram się nie ograniczać do czekania na telefon, tylko próbuję działać sama. Z Dominiką Sakowicz, przyjaciółką ze szkoły filmowej, zrobiłyśmy spektakl „Papugi”, scenariusz na dwie dziewczyny napisał nam Jacek Górecki, wyreżyserował Tadek Łysiak. Gramy gościnnie w Teatrze Studio. W pandemii otworzyłam swoją firmę z ubraniami Mañana. Teraz wystartowałam z podcastem z bajkami dla dzieci „Bajeczna”. Pracuję też w Fundacji „Akogo?”, bo jestem z tym połączona życiowo.
Czasami byłaś zła na ojca i rozczarowana informacjami, które do Ciebie dotarły. Czym na przykład?
Na pewno tym, że dosyć późno dorósł do roli bycia ojcem. Chyba dopiero przy mnie i Oli. Ojciec sam to mówił. Myślę, że Borysowi mogło być przykro patrzeć na nasz dom, porównując go do domu ze swojego dzieciństwa. Tylko żeby była jasność, nie Borys mi to powiedział, to moja refleksja.
Opowiedz, proszę, o maszynie do pisania Marka Hłaski.
Magda Jethon zmusiła ojca, żeby nagrał tę historię w jej audycji, znała ją już wcześniej. Odsłuchałam audycję, pośmiałam się i bardzo mi było żal Daniela Passenta, którego maszynę do pisania, za jego plecami, Agnieszka Osiecka podarowała mojemu ojcu, mówiąc, że kiedyś dostała ją od Hłaski. Daniel zadzwonił do ojca, że ma na jutro napisać felieton i bardzo prosi o zwrot maszyny. Zrobiła się kuriozalna historia. Maszynę tata miał może przez godzinę. Wiele osób mi mówiło, że Agnieszka bardzo lubiła dawać ludziom prezenty.
Jest coś, czego się nie dowiedziałaś, a bardzo chciałaś?
Chyba nie… Pod koniec życia ojciec pisał scenariusz do telewizyjnego serialu „Siostrzyczki”. Nie odnalazłam go. Czy byłyśmy z Olą inspiracją? Nie mam pojęcia.
CZYTAJ TEŻ: Dorota Wellman rzadko o nim opowiada. Teraz już wiemy, czym będzie zajmował się syn dziennikarki
Godzinami siedziałaś w radiu, przeglądając archiwa. Jak to jest słyszeć po tylu latach głos ojca?
Bardzo miło, a jednocześnie dziwnie, bo słyszysz kogoś, kto jest twoim ojcem, w połowie z niego powstałaś, a tak naprawdę ten głos jest ci obcy. Obcy, a jednocześnie znajomy… Dziwne uczucie. Lubiłam przychodzić do archiwum radia, grzebać sobie w starym systemie. Prześledziłam całą drogę taty, też przy jakich audycjach pracował, zanim sam zaczął pisać. Na początku się przeraziłam, bo było tego strasznie dużo. Musiałam wybierać.
Tylko najsłynniejsze słuchowisko Jacka Janczarskiego „Kocham pana, panie Sułku” z Martą Lipińską i Krzysztofem Kowalewskim miało co najmniej 300 odcinków.
A napisanych było jeszcze więcej. Nie chodziło mi o to, żeby poznać całą twórczość ojca, tylko dowiedzieć się, jakim był człowiekiem. Na tym mi najbardziej zależało. I już coś wiem.
Na ostatniej kolacji, na której był z Twoją mamą, powiedział Stefanowi Friedmannowi: „Jestem szczęśliwy. Wszystko mi wychodzi. Jeszcze nigdy mi tak nie szło”. Za kilka minut zasłabł, karetka zabrała go do szpitala.
Mama mi opowiadała, że to był bardzo dobry czas w naszym życiu. Tata aż się bał, co się za chwilę wydarzy, że jest za fajnie. Potwierdził to Stefan Friedmann… Tata miał przed sobą mnóstwo projektów, planów, my z Olą byłyśmy już podrośnięte. Zrobiło się spokojnie i rodzinnie, i zawodowo.
Trudna była rozmowa z mamą?
Była na pewno pierwszą wyznaczoną sobie przez nas rozmową o ojcu. Usiadłyśmy i tylko to było na tapecie. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłyśmy, wieczór wspominkowy o Jacku Janczarskim byłby sztuczny, totalnie nie w naszym stylu. Wszystko, czego wcześniej dowiadywałam się od mamy, było tak przy okazji, musiał być jakiś kontekst. Teraz dziwnie się czułam, że na potrzeby książki muszę stworzyć taką sytuację. Zrobiłyśmy to w jednej rozmowie. Z mojego zarysu pytań nie zostało nic.
Szukałaś odpowiedzi, jak bardzo byłyście ważne dla taty?
Nie, bo to zawsze wiedziałam. Byłam wychowana w poczuciu, że bardzo nas kochał. Nigdy nie miałam co do tego najmniejszej wątpliwości, pomimo że tego nie pamiętam. To wielkie szczęście mieć przekonanie, że ojciec ciebie kochał. Mama mówiła, że lubił zostawać z nami sam, zajmować się Olą i mną, kiedy mama wieczorem wychodziła do teatru.
Kiedy Twoja mama mówi o śmierci taty, mam wrażenie, że dotykam czegoś, o czym rzadko się mówi.
I to jest do szpiku kości ludzkie… Takie jest życie, każdego mogą spotkać mocne, kuriozalne sytuacje, które wystawiają cię na taki rodzaj bólu, o którego istnieniu nie miałaś pojęcia. Sytuacje, w których nawet sobie nie wyobrażasz, że możesz się znaleźć, jak chociażby opisywana przez mamę sytuacja po śmierci ojca przy sekcji zwłok. Przez chwilę miałam myśl, czy to nie jest za mocne. Zdecydowałam się zostawić, bo taka jest prawda, i nie ma co od niej uciekać albo nakładać filtry.
Twój przyrodni brat Borys nosi ojca pasek do spodni od 20 lat. Masz coś po ojcu, co stale jest z Tobą?
Zasuszone grzybki na nitce z jego kurtki. Pewnie są z Mazur, to już moje domysły. Znalazłam je w taty kurtce, którą mama oddawała Borysowi. I jeszcze mam piątaka, też z kieszeni kurtki. Teraz grzybki i piątak leżą sobie w tamtej szufladzie. Tyle, wystarczy.
Najnowszy numer magazynu VIVA! od jutra będzie dostępny w kioskach i innych punktach sprzedaży w całej Polsce. Poza rozmową z Marianną Janczarską są również wywiady z: Iwoną Lewandowską oraz jej nową miłością, Noną Kowaleską-Motlik oraz Jackiem Zwoniarskim.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Natalia Niemen przerwała milczenie. W gorzkich słowach rozliczyła się z ojcem i trudnym dzieciństwem