Reklama

Mengele kazał jej zabijać dzieci, a ona je ratowała. W obozowym piekle przyjęła ponad trzy tysiące porodów i wszystkie noworodki przeżyły. Ryzykowała własne życie, żeby ocalić innych. „Jej postawa może dziś szokować”, mówi Maria Stachurska, reżyser dokumentu „Położna” i autorka książki „Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej”, prywatnie mama Anny Lewandowskiej.

Reklama

Rozumiem, że rodzina trzymała kciuki, żeby Pani zrobiła film o swojej cioci?

Tak jak zawsze, gdy pracuję nad jakimś filmem. Od 30 lat jestem realizatorem filmowym, ale realizuję również słuchowiska, choć czytałam w prasie, że jestem kostiumologiem, matematykiem, że nie wspomnę o innych zawodach. Tym razem córka i zięć nic nie wiedzieli o filmie. Syn pracował ze mną, jest scenografem. Ani i Robertowi powiedziałam dopiero, kiedy urodziła się Klara. „Mamo, jaki ty film robisz?”, zapytała zdumiona Ania.

„Położna” jest wyświetlana przy pełnych salach. Powstała też poruszająca książka „Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej” Pani autorstwa. Musiała się Pani zmierzyć z wojennym piekłem?

W młodości obiecałam sobie, że nigdy nie wejdę do obozu Auschwitz–Birkenau, bo to straszne miejsce. Ale widać było mi to pisane. Kiedyś pewna osoba z mojej Wspólnoty przy kościele Najświętszego Zbawiciela w Warszawie zaproponowała, żeby zrobić wystawę o niesamowitej kobiecie z Auschwitz–Birkenau. Zapytałam: „A o kim?”. A ona: „O Stanisławie Leszczyńskiej, położnej”. Roześmiałam się i powiedziałam: „ Rób, udostępnię ci materiały, bo to moja ciocia, ale mnie w to nie mieszaj”. Wystawa ruszyła do Rzymu, gdzie zainteresowali się nią Austriacy, wtedy dostałam też propozycję zrobienia filmu. Ale dopiero kiedy złożyłam scenariusz do PISF, gdzie został jednogłośnie przyjęty, pomyślałam: drzwi otwarte, trzeba robić film. Kiedy już go montowałam, nagle wydawnictwo Burda zaproponowało mi napisanie biografii cioci. Byłam bardzo zaskoczona, bo myślałam, że temat już zamknęłam i jestem od niego wolna…

Dlaczego pisanie tej książki okazało się takie trudne?

Ono nie tyle było trudne, co bardzo pracochłonne i wciągające. Musiałam zmierzyć się ze wspomnieniami z dzieciństwa, z historią naszej rodziny, ale nie mogłam odmówić. Uznałam, że ciocia coś jeszcze chce ode mnie. Przyznam, że trochę niesprawiedliwie ją oceniałam. Wnikając w jej życie, zaczęłam odkrywać ją na nowo i lepiej rozumieć. Po takim piekle jak Auschwitz–Birkenau człowiek twardnieje. Ale zastanawiam się, kiedy jego obraz jest najbardziej prawdziwy, jeśli nie wówczas, gdy malujemy go z miłością.

[...]

Czy to prawda, że stała się słynną położną jeszcze w przedwojennej Łodzi?

Tak, przyjmowała porody w środowisku niemieckim, żydowskim i polskim. Miała coś w tych małych rękach, że podobno kobiety nie odczuwały nawet bólu. Podczas okupacji Niemki wystąpiły do władz o to, żeby nadal mogła towarzyszyć im przy porodach. Zgodę dostała i stosowny dokument, który miała ze sobą w Auschwitz.

Zobacz też: Anna Lewandowska pojawiła się na premierze filmu mamy, Marii Stachurskiej

Olga Majrowska

[...]

Jak trafiła do Auschwitz?

Jej najstarszy syn, Bronek, działał w konspiracji, w Związku Jaszczurczym, w co wciągnął też ojca. Ktoś jednak sypnął i gestapo przyszło po niego do domu. Cudem uciekł, ale Leszczyńską i jej córkę Sylwię aresztowano i przewieziono do Auschwitz–Birkenau, a pozostałych synów do Mauthausen–Gusen. Na początku wywoziła glinę na taczkach. Kiedy położna schwester Klara zachorowała, skierowana do obozu karnie za dokonywanie aborcji zabronionych w Niemczech, ciocia zdobyła się na odwagę. Któregoś dnia stanęła na drodze lekarza obozowego. Powiedziała , że jest położną i chciałaby pracować przy porodach. Za taką śmiałość mógł ją zastrzelić, ale skierował ją na sztubę położniczą.

Roiło się tam od szczurów, kobiety suszyły pieluszki na swoich udach lub plecach, bo nie było gdzie ich rozwiesić. Jak udało się jej w tych warunkach przyjąć trzy tysiące porodów?

Niektórzy próbowali podważyć tę liczbę, ale to Stanisława ją podała. Wiedziała, ile dzieci przyszło na świat, bo codziennie wieczorem musiała składać raporty ze sztuby położniczej doktorowi Mengele. Dostała rozkaz zabijania noworodków. Przepisy pozwalały przeżyć tylko dzieciom rasy aryjskiej, które były potrzebne do doświadczeń lub do wynarodowienia. Żydowskie i romskie miały być wrzucane do kubła na pożarcie szczurom. Mimo rozkazu Stanisława, ryzykując własne życie, wszystkim dzieciom wiązała pępowiny, żeby je ocalić. Uciekała się też do podstępu. Jeśli Polce czy Rosjance zmarło akurat dziecko, dawała im do wykarmienia piersią żydowskie noworodki.

Jak dokładnie odbywały się tam porody?

Była pani w Auschwitz?

Nie.

To niech pani nie jedzie. Dla mnie to było wstrząsające przeżycie. W Birkenau było 12 tysięcy hektarów błota, na których więźniowie sami musieli sobie wybudować obóz. Tak powstały drewniane baraki ze szczelinami, bez podłogi i z jednym podłużnym piecem w środku, sporadycznie opalanym, na którym Stanisława przyjmowała porody. Odbywały się one na oczach wszystkich. Kobiety, po kilka, leżały na jednej pryczy. Jeśli któraś poszła akurat do latryny, to po powrocie mogła już nie mieć miejsca. A jak była chora na czerwonkę i bała się podnieść, robiła pod siebie. Jeśli leżała na górze, nieczystości leciały na sąsiadkę z dołu… W takich warunkach kobiety rodziły. A jednak nie było zakażeń okołoporodowych. Mengele z wściekłością słuchał raportu Leszczyńskiej, że nie ma ani zgonów wśród położnic, ani żadnej gorączki popołogowej i żadnych powikłań. Nie mógł tego zrozumieć. Jak to możliwe, skoro takie rzeczy zdarzały się w najlepszych klinikach? To chyba sprawiło, że w pewnym sensie stawał przed Leszczyńską „na baczność”. Czasami też zwracał się do niej „mutti”. Był strasznym oprawcą. A jednak mówi o nim cały świat, a o Leszczyńskiej nawet mało Polaków wie. Może najwyższy czas zacząć mówić o bohaterach i ofiarach, a przestać o zbrodniarzach?

[...]

Swoim życiem dowiodła bohaterstwa w najczystszej postaci.

Ona nie czuła się bohaterką. Robiła to, co do niej należało, kierując się sumieniem i sercem. Śledząc jej życie, zrozumiałam, jak ważne jest uformowanie kręgosłupa moralnego u dziecka. Dziecko ma prawo do swoich wyborów, poszukiwania własnych dróg. Pewnie nieraz się na nich pogubi, jak my wszyscy. Ale otrzymawszy pewne wartości, gdy pobłądzi, będzie wiedziało, gdzie wrócić i jak się podnieść.

Ania też jest podobna do cioci?

Jest zahartowana jak każdy sportowiec. Stawia sobie duże wymagania i idzie do celu. Takie tradycje jak stół czy choinka ma wpojone od dziecka, ale nie chciała grać na fortepianie. Za to sama wprowadza muzykę do swojego domu. Jest fortepian, na którym Klara rozpoczęła już naukę. U Leszczyńskich muzyka zawsze grała pierwsze skrzypce. Wujek Heniek w pierwszą Wigilię po śmieci mamy napisał dla niej „Dumkę wigilijną” na cytry, którą później przetransponowałam na fortepian i gramy ją na wszystkich uroczystościach rodzinnych. Przy jej dźwiękach szłam do ślubu, wujkowie siedzieli przy ołtarzu i grali ją na cytrach, gdy Ania była chrzczona, czy kiedy chrzciliśmy Piotrka. Była grana na różnych uroczystościach w całej dużej naszej rodzinie. Zawsze jest grana u nas w Wigilie. Przyjaciel mojego brata napisał do niej słowa i jest też śpiewana. To jest utwór dedykowany naszej cioci Stanisławie Leszczyńskiej.

Za co chciałaby Pani jej podziękować?

O mój Boże, tego pytania jeszcze nie miałam. Dużo dobra dostałam od niej zwłaszcza teraz. Ale dziękuję za wszystko.

Sprawdź też: Anna Lewandowska podzieliła się wyjątkowym zdjęciem z wakacji. Tak wypoczywa z mamą i... teściową

Reklama

Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od 7 października.

Olga Majrowska
Marta Wojtal
Reklama
Reklama
Reklama