Maria Dębska: „Przechodziłam wtedy trudny czas, byłam w totalnej rozsypce…”
„Już wiem, że sama muszę dbać o swoje granice. I że odwagą jest zaufanie i szacunek do samej siebie”
- Beata Nowicka
Wyjątkowe artystki: reżyserka i aktorka. Talent, wrażliwość i niezwykłą siłę Maria Dębska odziedziczyła po mamie, Kindze Dębskiej. Obie odnoszą w swoich dziedzinach sukcesy. "Mamy swoje ścieżki, one idą bardzo blisko siebie i kiedy raz na jakiś czas się przecinają, wtedy to jest dla nas coś wyjątkowego", mówi aktorka w rozmowie z Beatą Nowicką. Mama i córka są dla siebie ogromnym wsparciem i siłą w najtrudniejszych momentach. Ostatni czas był bardzo wymagający dla Marii Dębskiej. Aktorka przyznaje w wywiadzie VIVY!, że była w totalnej rozsypce.
Co Wam się przydarzyło pięknego?
Kinga: Większość moich pięknych wspomnień związanych jest z córką, urodziłam ją w wieku 22 lat. Staram się kultywować naszą relację. Ostatnio pojechałyśmy na weekend do Paryża na 30. urodziny Marysi. Mąż się śmiał, że robię prezent sobie, ale ja wiedziałam, że Marysia będzie zachwycona wyjazdem tylko z mamą.
Maria: Przechodziłam wtedy trudny czas, byłam w totalnej rozsypce… Gdyby nie ten wyjazd, być może ciężej byłoby mi się otworzyć na rozmowę na pewne tematy.
Kinga: Związek matki z córką ewoluuje. Kiedy twoja córka dorasta, przechodzisz na inny poziom. Paryż był dla nas takim przejściem. Pierwszy raz opowiedziałam Marysi o moich słabościach, lękach i mam wrażenie, że to jej zrobiło dobrze. Podzieliłam się z nią swoim mrokiem, na co odpowiedziała mi jeszcze większą miłością.
Potrzebna Ci była ta rozmowa?
Maria: Bardzo. Często mamy do rodziców dużo żalu, pretensji i złości, przecież „każdy ma spieprzone dzieciństwo, nawet jak było najszczęśliwsze”. Szczerość mamy uwolniła mnie od tej złości. Popatrzyłam na nią jak na partnera, a nie jak na ideał albo na przeciwnika. A jednocześnie pozwoliłam sobie na rozsypkę. Zapytałaś mnie, czy mogę mamę poprosić o pomoc? Mogę. Ale często nie prosiłam, bo jakoś tak chyba jest, że kobiety w naszej rodzinie się nie skarżą. Od dziecka myślałam o tym, co powinnam, a nie czego chcę. Czasami przez wiele miesięcy dusiłam coś w sobie, bo uważałam, że sama muszę dać sobie z tym radę. W Paryżu pierwszy raz otwarcie przyznałam, że z wieloma rzeczami w ogóle sobie nie radzę. Przestałam udawać dzielną. Mama przede mną, a ja przed nią.
Kinga: Ciekawi mnie to i boli jednocześnie, bo słucham tego jako matka, która chciałaby dziecku przychylić nieba, szczególnie jak ma tylko jedno, jak ja. Być może mamy w sobie taką polską nutę kobiety bolesnej, która musi pocierpieć, żeby żyć. Może niesiemy to w genach. Fascynuje mnie ten cały bagaż, przekaz, relacje między rodzicami a dziećmi. Obiecałyśmy sobie, że raz w roku będziemy wyjeżdżać tylko we dwie.
[...]
Twój ulubiony reżyser Pedro Almodóvar w moim ulubionym filmie „Wszystko o mojej matce” mówi: „Sukces nie ma smaku ani zapachu”.
Kinga: Moim sukcesem jest to, że mogę być sobą i żyć, jak chcę. Nie jestem reżyserką, którą koledzy po fachu kochają. Robię filmy dla ludzi, co przez niektórych jest uważane za kino drugiej kategorii. Być może mój sukces polega na tym, że nie przejmuję się tym, co inni o mnie myślą. Poza tym sukces córki cieszy mnie dużo bardziej.
Maria: Kiedy dostałam nagrodę w Gdyni za rolę Kaliny Jędrusik, tego samego dnia zaraziłam się covidem i straciłam węch (śmiech). Sukces to momenty. W Polsce mówi się: „Udało ci się”. Na świecie: „You made it”, zrobiłeś to. Nam się wszystko zawsze „udaje” przypadkiem. Lubię te chwile, kiedy sama sobie pokazuję, że mogę.
Podoba mi się Wasza słabość i siła. Śmiałość i kruchość. Kobiecość.
Kinga: Zawalczyłyśmy o siebie jako kobiety. Cywilizacyjnie. Mama, jak wiele kobiet z jej pokolenia, żyła w cieniu męża. Wspierała go, ale zrezygnowała z siebie. Była uzdolniona plastycznie. Kiedyś kupiłam jej sztalugi i farby: „Mamo, maluj”. A ona machnęła ręką: „Eee tam” i wrzuciła sztalugi za kanapę. Porzuciła swój talent. Siostra pokazała mi obrazy, które maluje. Zachwyciłam się: „Magda, jakie genialne!”. Ale ona nie chce z nimi wyjść do świata. Wiele kobiet nic nie robi ze swoimi talentami i się umniejsza. To się zmienia, ale powoli.
Maria: Kobiety w mojej rodzinie były i są silnymi jednostkami, nawet jeśli nie błyszczały tak otwarcie. Ale kobiecość ma mnóstwo skrajnych kolorów. Jako dziewczynka napatrzyłam się na mamę, która śmiało idzie przed siebie, jest niesamowicie twórcza. Babcia była ostoją. Boginią ogniska domowego, w którym mogłam się schronić. Potrafiła dać mi to, czego nie dała mamie: ciepło, czułość oraz kobiecą siłę innego gatunku. Mam też obrazek babci płaczącej w samotności w kuchni, ocierającej łzy i nakładającej kotlet na talerz, który niesie dziadkowi, choć przed chwilą czymś ją zranił. Cierpiała sama, nie konfrontowała się. Była związana w gorset powinności. Mama ma dużo więcej odwagi, niż miała babcia.
A Ty masz jeszcze więcej odwagi niż mama?
Maria: Nie wiem. Jak spoglądam na siebie dziś i dziewczynę sprzed dwóch lat, to na pewno jestem dużo odważniejsza w walce o siebie. Często brałam na klatę wszystko, nawet to, co nie moje. Ale czasami empatia i branie odpowiedzialności potrafią mnie zgubić. Już wiem, że sama muszę dbać o swoje granice. I że odwagą jest zaufanie i szacunek do samej siebie. Mam za sobą wspaniały, a jednocześnie chyba najtrudniejszy rok. W najgorszych momentach ratowały mnie kobiety. Mama, jej siostra i przyjaciółki. Wzięły mnie za chabety i powiedziały: „Walcz o siebie”.
Kinga: Kiedy potrafimy zewrzeć szeregi, sztama między nami daje nam wielką siłę. Matki, babki, prababki, kobiety, które znamy i których nie znamy, stoją za nami i albo możemy podłączyć się pod ten rurociąg energii, miłości, siły i nadziei, albo nie. Uważam, że lepiej jest się podłączyć, ale czerpać z niego tylko to, co chcemy.
Cały wywiad z Kingą i Marią Dębskimi w nowym wydaniu magazynu VIVA!
Czytaj też: Jak zmieniała się relacja Marii Dębskiej i jej mamy Kingi? „Od 2 lat jesteśmy sobie bliższe”