Mama Katarzyny Kasi robiła jej testy psychologiczne. Jeden z wyników mocno ją zasmucił
Tak za kulisami wygląda ich relacja...

- Marcjanna Maryszewska
- , Krystyna Pytlakowska
Czy czuła, że będzie miała genialną córkę? „Tak zaplanowaliśmy z Andrzejem Kasią”, odpowiada pani profesor. A czy Katarzyna wiedziała, że ma genialnych rodziców? Niezwykła rozmowa matki i córki – Barbary Czerskiej i Katarzyny Kasi. O domu „nie do końca intelektualnym”, rodzicielskim testowaniu, rytuałach o „charakterze natręctw” i o tym, co je łączy – oprócz filozofii – a co dzieli.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u i Viva Historie 16.01.2025 r.]
Barbara Czerska i Katarzyna Kasia: relacje matki i córki. Wywiad VIVA!
–Basiu, czy czułaś, że będziesz miała genialną córkę?
Barbara: Tak zaplanowaliśmy z Andrzejem Kasią. I zaplanowaliśmy też, że nazwiemy ją Katerina Andrejewna, bo oboje bardzo kochaliśmy Dostojewskiego. No i stąd się wzięła Kasia.
– Kasiu, a Ty wiedziałaś, że masz genialnych rodziców?
Katarzyna: Wiedziałam, że mam bardzo zajętych rodziców. Oboje dużo pracowali. Mama poza domem, a tata w domu. W obu przypadkach to było okropne – mamy przeważnie nie było, bo uczyła studentów i bywała w różnych mediach. Dopiero wiele lat później zrozumiałam, że robiła to, żebyśmy mieli co jeść. Natomiast ojciec pracował w domu, studiując opasłe księgi. Nienawidził, żeby mu
w tym przeszkadzać. Nauczyliśmy się z bratem nawet kłócić szeptem.
– Siedziałaś jak mysz pod miotłą, bo bałaś się jego wściekłości?
Katarzyna: Nie miał o co się wściekać, bo mało rozrabialiśmy.
Barbara: Tak?
Katarzyna: Naprawdę mało. Chociaż pamiętam, że ty rzucałaś w nas meblami, bez powodu oczywiście. Musiało być w domu cicho. Ja do dzisiaj, jak mam coś zrobić, to lubię pracować w ciszy. Dlatego wolę pracować w nocy.
Barbara: Ja, mimo że pracowałam poza domem, to jednak mając już was dwoje, napisałam doktorat z filozofii. I też pisałam nocami.
– Twój mąż, wykładowca filozofii na polonistyce, zaraził Cię tą filozofią?
Barbara: Skąd! On mnie do niej zniechęcał. Na egzaminie u niego nawet nie chcę cytować, co powiedziałam, bo było to bardzo brzydkie. Chociaż egzamin zdałam bardzo dobrze.
Katarzyna: Nazwała tatę „damą lekkiego atramentu” i trzasnęła drzwiami.
Barbara: Oświadczyłam, że go nienawidzę.
Katarzyna: Bo jej zaniżył ocenę.
Barbara: Postawił mi czwórkę z plusem, bo postanowił, że w odróżnieniu od profesora Legowicza nie postawi nikomu piątki.
– Ja zdawałam filozofię u profesora Adama Sikory.
Barbara: To mój niedoszły ojciec. Był narzeczonym mojej matki. Jak sobie popił, brał mnie na kolana i mówił, że powinnam być jego córeczką.
– Dzieciństwo w domu przesiąkniętym intelektualizmem nie jest chyba łatwe.
Barbara: To nie był dom do końca intelektualny, bo miał tam swoją główną siedzibę teatr dziecięcy. Takie były czasy, że do kultury z Targówka było daleko, więc środowisko inteligenckie skupiło się
na jednej klatce schodowej. A ja tam wymyśliłam i przez sześć lat prowadziłam teatr Za ciasna klatka, w którym moja córka grała fantastyczne role.
Katarzyna: Zawsze grałam chłopaków, bo było ich za mało. A ponieważ byłam chuda i wysoka – teraz mam metr osiemdziesiąt – zawsze byłam bardzo dobrym chłopcem do wszystkich ról męskich. Miałam taką płynną seksualność, w związku z czym grałam Papkinów, piratów i innych facetów.

– Niezłe doświadczenie…
Katarzyna: Na pewno teatr był ważną szkołą w moim życiu. I teraz też mi się przydaje. Mogę wyjść na scenę, stanąć przed ogromną grupą ludzi, mimo ogromnej tremy. Na szczęście od małego uczyłam się, jak sobie z tą tremą radzić. To się przydaje, jak trening uczenia się na pamięć długich tekstów. Podobno tak się dzieje, że połączenia neuronalne tworzą się człowiekowi w mózgu aż do śmierci. I to jedyny organ, który się nie starzeje, tylko się cały czas polepsza.
Barbara: Podobnie jak polepsza się jakość kontaktów międzyludzkich. Chociaż ich liczba z wiekiem się zmniejsza.
Katarzyna: Uważałaś, że będę niedorozwinięta, mamusiu. Opowiedz, jak mnie testowałaś. Mama wychowywała mnie metodami zaczerpniętymi z podręczników. Czytała na przykład psychologię rozwojową i robiła mi według niej testy. A potem doszła do wniosku, że już nic ze mnie nie będzie.
Barbara: Gdy się urodziłaś, byłaś genialna i piękna. I całkiem gotowa na życie. Ale kiedy skończyłaś trzy lata, usiadłam z tobą i według przepisów Piageta – najwyższa półka psychologii rozwojowej – zrobiłam na kartce trzy kropki i kazałam je połączyć liniami prostymi. A moja córeczka zrobiła takie zawijasy. Pomyślałam więc, że jest upośledzona intelektualnie, i zrobiło mi się bardzo smutno. Wysłałam cię wtedy do sąsiadów, żeby już na ciebie nie patrzeć. I powiedziałam Andrzejowi, że niestety mamy chorą córkę. Andrzej też się trochę zmartwił, a ja poszłam do mieszkania przyjaciół, w którym mój serdeczny znajomy plastyk siedział z Kasią, a ona rysowała trójkąty. „Jurku, jak to zrobiłeś?”, pytam. „No zwyczajnie”, odpowiada. „Narysowałem jej trójkąt i ona też narysowała trójkąt. I zapytała, po co mama rysowała jej te głupie kropki”.
Katarzyna: Niczego mi nie brakowało, ale i tak uznałaś, że sobie w życiu nie poradzę. Gdyby umiejętność rysowania trójkątów była dla ludzi najważniejsza, faktycznie byłoby ze mną kiepsko.
[...]
Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce dostępny od czwartku, 16 stycznia 2025 roku.

Zobacz także
Galeria
Pokazywanie elementów od 1 do 3 z 12