Reklama

Utytułowana polska reżyserka, scenarzystka i producentka. Kilka miesięcy temu Amerykańska Akademia Filmowa zaprosiła ją do swojego grona. „Mam duży dorobek, gdyby to był dorobek faceta, wzbudzałby większy szacunek. W Polsce nie szanuje się tak bardzo kobiet, jak mężczyzn. Podam ci przykład, w ciągu ostatnich czterech lat dostałam kilkadziesiąt ofert i propozycji pracy na rynku anglojęzycznym, a w Polsce praktycznie, gdybym nie organizowała sama swoich planów filmowych, nie robiłabym nic. Symboliczne”, mówi w nowym wywiadzie Beacie Nowickiej. Małgorzata Szumowska spełnia się też w życiu prywatnym jako mama i żona. Co mówi nam o swojej karierze, życiu prywatnym? Komu najwięcej zawdzięcza?

Reklama

Małgorzata Szumowska o sztuce, pasji tworzenia i życiu prywatnym

Tato zawsze mi powtarzał: „Kiedy ci na czymś zależy, nie rób planu awaryjnego, bo zbyt łatwo się poddasz. Zrezygnujesz z marzeń, a potem będziesz nieszczęśliwa”.

U mnie było to samo. Nie ma co jęczeć! Nie udało się, trudno, kopa w d… i do przodu. I tak cały czas. W filmówce miałam całą masę wymagających profesorów, którzy w dzisiejszych czasach zostaliby oskarżeni o niejedno przekroczenie, ale ja nie odczuwałam z ich strony żadnego naruszenia własnej przestrzeni. To były stosunki szorstko-partnerskie, bo oni chcieli nas nauczyć rzeczywistości kina, a to jest rzeczywistość bardzo brutalna, przynajmniej taka była do tej pory. Nikt się nie bawił w grzecznościowe formułki. Jak coś było złe, to było ch… albo do dupy. Pamiętam niejeden egzamin, na którym profesor krzyczał: „Co to, kurwa, jest?! Wyłączcie to gówno”. Albo człowiek to wytrzymał i szedł dalej, albo nie kończył tej szkoły. Wtedy nikt się nie zastanawiał nad tym, czy to jest dobre, czy złe, po prostu tak było. Niedawno spotkałam się z młodymi ludźmi z reżyserii, oni mają już inną wrażliwość, delikatnie się ze sobą obchodzą. Takie idą czasy i pewnie takie będzie kino. Jesteśmy w trakcie dużej transformacji. Jestem ciekawa ich punktu widzenia i tego, co będą dostrzegać, ja mogłam wiele przeoczyć, starając się w ogóle utrzymać na powierzchni.

Kto był dla Ciebie wtedy najważniejszy?

Jerzy Has. Nauczył mnie wszystkiego. Przede wszystkim dał mi możliwość zrobienia debiutu w studiu filmowym Indeks, tam powstał „Szczęśliwy człowiek”. Uważał, że jestem bardzo zdolna. Powtarzał: „Jeśli zrobisz w życiu jakąkolwiek karierę, coś ci wyjdzie, zawsze pobiegnie za tobą wataha wilków, która będzie tylko czekać, aż się przewrócisz, i cię dopadnie”. Jego „lekcje życia” były nieprzyjemne. Mówił, że to jest zawód dla silnych osób i trzeba być ze stali. O wszystkich mówił per ch… Uwielbiałam go. Uważam, że przygotował mnie do drogi filmowej, nie patrząc na to, czy jestem kobietą, czy mężczyzną. Chociaż uważał – i mówił o tym głośno – że mam ładne nogi. Moich kolegów strasznie irytowało, że mam fory u Hasa z powodu nóg. Było to zabawne… (śmiech). Agnieszka Holland w autobiografii też podkreśla, że kiedyś nikt nie patrzył na płeć, łącznie z nami samymi. Na reżyserię zdawało niewiele dziewczyn, nie miałyśmy z tego powodu ani taryfy ulgowej, ani nikt nas nie wytykał palcami. Każdy musiał zawalczyć o swoje. I faceci, i dziewczyny. Agnieszce pierwszej udało się przebić. De facto to ona rządziła zespołem filmowym X, była najważniejszą osobą obok Wajdy, miała silniejszą osobowość niż większość mężczyzn.

Podobnie jak Ty.

Podobnie jak ja. Wielu mężczyzn się mnie boi. A z drugiej strony jestem przekonana, że gdybym była mężczyzną, byłabym bardziej doceniana, szczególnie w Polsce. W naszej mentalności i kulturze wciąż jest głęboko osadzony stereotyp, że „prawdziwy” reżyserski sukces może osiągnąć tylko mężczyzna. Kobiece sukcesy zawsze są mniej celebrowane. Mam duży dorobek, gdyby to był dorobek faceta, wzbudzałby większy szacunek. W Polsce nie szanuje się tak bardzo kobiet, jak mężczyzn. Podam ci przykład, w ciągu ostatnich czterech lat dostałam kilkadziesiąt ofert i propozycji pracy na rynku anglojęzycznym, a w Polsce praktycznie, gdybym nie organizowała sama swoich planów filmowych, nie robiłabym nic. Symboliczne. Do naszego wywiadu zrobiliśmy sesję, która komuś może wydać się niepoważna. Kobieta w pewnym wieku, w podkoszulku i dżinsach… Niepoważne. Kiedy wyciekło nagranie, na którym Sanna Marin, premier Finlandii, tańczy i śpiewa na prywatnej imprezie, odsądzono ją od czci i wiary i uznano za niepoważną. Tylko dlatego, że jest młodą, atrakcyjną kobietą, która seksownie się porusza…

…wataha wilków próbuje ją zdyskredytować. O tym mówił Wojciech Jerzy Has.

No właśnie! Strasznie mnie to wkurzyło. Jako reżyserka też nie powinnam pokazywać, że jestem wysportowana albo atrakcyjna, bo natychmiast tracę na powadze i wiarygodności. Najlepiej, gdybym wyglądała jak mężczyzna po pięćdziesiątce, w garniturze. Wtedy byłabym dostojna i opiniotwórcza. Niestety taka jest Polska. Jesteśmy białym, katolickim, patriarchalnym społeczeństwem, tu nie ma żadnego tygla kulturowego. Zatem nie ma się co oburzać ani dziwić, że tak to funkcjonuje. Ale staram się z tym walczyć. Po to założyłam Instagram, chociaż nigdy wcześniej go nie prowadziłam. Chcę udowodnić, że w tym kraju można być kobietą dojrzałą, wykształconą, reżyserką, matką, robić sobie śmieszne zdjęcia, uprawiać sport i starzeć się tak, jak się chce. Jestem przeciwniczką ageizmu. Mogłabym być ambasadorką kobiet w okresie menopauzy. Pokazać, że nie ma się czego bać, zawsze można iść do przodu i robić to, co się chce, niezależnie od tego, jak cię oceniają inni.

Czytaj też: Małgorzata Szumowska: „Mam duży dorobek, gdyby to był dorobek faceta, wzbudzałby większy szacunek”

Lola Banet

Jesteś w tym bardzo francuska.

Rok życia we Francji bardzo mnie ukształtował. Podoba mi się stosunek Francuzek do swojego ciała, urody, stylu życia, sposobu ubierania się, bo jest w tym wolność i naturalność. Francuzki są przewrotne. Lubią podobać się przede wszystkim sobie i koleżankom, a dopiero potem mężczyznom. To jest w nich fantastyczne.

Której kobiecie najwięcej zawdzięczasz zawodowo, emocjonalnie…?

W moim życiu zawsze było dużo męskich idoli. Najpierw ojciec, potem Has, Kazimierz Karabasz, który też mnie sobie upatrzył, u niego zrobiłam „Ciszę”. Z kobiet oczywiście mama, bardzo dużo jej zawdzięczam. Nigdy nie była nadopiekuńcza, pierwsza mi pokazała, że człowiek żyje przede wszystkim dla siebie, nie dla innych. Na pewno Agnieszka Holland. Wspierała mnie od początku mojej drogi. I nawet jeśli z jej strony padały słowa krytyki, zawsze były konstruktywne. Bardzo mi imponuje jako kobieta filmowiec. Jest niesamowitą postacią swojego pokolenia. W trudnych pod każdym względem czasach komuny, otoczona przez samych mężczyzn, wybiła się i z przytupem zrobiła światową karierę. Drobna dziewczyna z Polski, niemówiąca na początku w żadnym obcym języku, ale bez kompleksów. Wszystkiego nauczyła się sama, tyle przetrwała. Przeszła przez najważniejsze festiwale w Cannes, Berlinie, Locarno, Wenecji, od kina autorskiego po hollywoodzkie z największymi gwiazdami. Zawsze imponowała mi jej siła. Uważam, że Agnieszka jest niezniszczalna.

Ładnie to ujęłaś. Który film tak naprawdę podkręcił Twoją karierę? „Sponsoring” z Juliette Binoche?

Nagroda na festiwalu w Berlinie w kategorii najlepsza reżyseria za „Body/Ciało” była chyba kluczowa. W jury był Darren Aronofsky i od razu chciał, żebym coś dla niego robiła. Nic z tego nie wyszło, ale wtedy poznałam swoich agentów amerykańskich, którzy sami się do mnie zgłosili. Więc można powiedzieć, że to był moment, który otworzył przede mną rynek anglojęzyczny. Ale wcześniej „33 sceny z życia” dostały nagrodę specjalną na festiwalu w Locarno. Dla mnie to był szok, pierwszy raz od 20 lat polski film dostał tam nagrodę. Właściwie każdy kolejny film był kamieniem milowym. Dzięki „Sponsoringowi” dostałam kilka propozycji z Francji, których jednak w końcu nie przyjęłam.

[...]

Rozmawiamy o tym, jak świat się zmienia. Twoje dzieci będą wchodziły w dorosłość w innej rzeczywistości.

One już są w innym świecie. Mój syn ma 18 lat. Nie ma sensu dyskutować ze zmianami, więc nie dyskutuję. Przyglądam się im z dużą ciekawością. Moja córka ma dziewięć lat i dla niej to jest normalne, że kobiety wykonują te same zawody co mężczyźni. Nie rozumie, dlaczego samolotów, którymi lata, nie prowadzą kobiety. I dlaczego prawie sami mężczyźni są szefami kuchni. Nie wkurza się, po prostu nie wie, o co tu chodzi, i zadaje mi pytania. Można powiedzieć, że ma bardzo luźny stosunek do płci (śmiech). Może jak jej pokolenie dorośnie, to się w końcu zmieni? Chodzi do szkoły anglojęzycznej i ogląda rzeczywistość z innej perspektywy. W jej bajkach postacie LGBT są naturalnymi bohaterami. Wychowuje się w świecie nowych standardów. A jak będzie wyglądała jej przyszłość? Nie mam pojęcia. Słowo „inaczej” jest adekwatne, a ja lubię zmiany…

Chciałabyś powiedzieć coś ważnego tamtej 24-letniej Małgośce?

Nie wiem… Może, żeby była bardziej skupiona, wcześniej mi tego brakowało. Byłam roztrzepana, chciałam robić wszystko naraz i natychmiast. Skupienie pomaga w osiąganiu celu, ale tamta Małgośka i tak pewnie by się nie skupiła. Więc chyba nic bym jej nie powiedziała. Mama nigdy nie udzielała mi porad, raczej dawała przykład, jak należy żyć. Była osobą bardzo skupioną na sobie i to mi się podobało. Nie widzę w tym nic złego. Robiła mniej szkody dookoła, niż gdyby próbowała się naginać i składać w ofierze. Trzeba być sobą i żyć swoje życie, które jest bardzo krótkie. I tyle.

Po wielkim sukcesie Twojego ostatniego filmu „Infinite Storm” jeden z polskich recenzentów zauważył, że właściwie od początku byłaś bardziej doceniana na świecie niż w Polsce. Wkurza Cię to?

Has przepowiedział, że tak będzie. Zatem powiem szczerze, w ogóle nie zwracam na to uwagi. Mam świadomość, że wiele osób źle mi życzy. Staram się nie czynić ludziom krzywdy, ale nie płaczę, gdy ktoś tu chce mi dowalić albo jawnie mnie nie znosi. Takie jest prawo natury. Mnie się udało, komuś się nie udało i jest z tego powodu rozgoryczony. Na świecie jest masa osób, którym zazdroszczę. A może niekoniecznie? Często myślę o tym, co by było, gdybym osiągnęła wszystko, co chcę. Czego bym wtedy pragnęła? Ostatnio znajomy kupił piękny dom z ogrodem. Usiadłam w tym ogrodzie i powiedziałam, że też bym taki chciała mieć. Kolega na mnie popatrzył i zapytał: „Szuma, a co ty byś wtedy robiła?”. I miał rację! Prawdopodobnie byłabym nieszczęśliwa, że już go mam. Uważam, że życie jest drogą. Najfajniejsza jest droga sama w sobie i to, że nie wiesz, co czeka na ciebie za rogiem. Zawsze byłam tego ciekawa.

Zobacz też: Tylko w VIVIE! Dwa pokolenia aktorek. Mistrzynie i artystki, które dopiero stoją na progu wielkiej kariery

Reklama

Cały wywiad w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży od 8 września.

Lola Banet
Bartek Wieczorek/Visual Crafters
Bartek Wieczorek/Visual Crafters
Reklama
Reklama
Reklama