Małgorzata Socha poruszająco o koronawirusie. „Stres towarzyszył mi przez wiele dni”
„Sytuacja z pandemią totalnie mnie przybiła”
Spotykamy się w jej podwarszawskim domu. Jeszcze poprzedniego dnia, wieczorem, mówiła mi, że będzie na planie 12 godzin, ale rano okazało się, że zdjęcia zostały odwołane. „Dostałam dzień w bonusie”, cieszy się. „Pojadę na zakupy, pół godziny pobiegam, a potem pogadamy”, obiecuje. Gdy do niej przyjeżdżam, ma jeszcze różowe policzki, a na sobie strój do biegania i adidasy. „Dzisiaj jest taka ładna pogoda. Wykorzystajmy to. Pójdźmy na spacer. Porozmawiamy w lesie”, proponuje i od razu wyciąga herbatę i sok malinowy. O tym, jak przez pandemię zmieniło się jej życie i gdzie jest jej miejsce na ziemi opowiedziała w rozmowie z Katarzyną Piątkowską.
Często zdarzają Ci się takie dni, że możesz pospacerować po lesie?
Małgorzata Socha: Właściwie to chyba nigdy, pierwszy raz spaceruję po lesie, z tobą, zazwyczaj po nim biegam. Niedługo, bo mam mało czasu, ale staram się wygospodarować pół godziny. Przy tylu zajęciach zawodowych, przy trójce dzieci nie jest to łatwe. Ale jak się chce coś zjeść, muszę biegać… Kocham smakować życie. Również jedząc pyszne rzeczy. Życie ma przecież tak różne smaki.
Na przykład gorzki.
Zaczynamy od tych gorzkich rzeczy, które nas spotykają w życiu? No dobrze. Na przykład pandemia i wprowadzony 13 marca lockdown. Ta data bardzo utkwiła mi w pamięci, zapewne jak wszystkim Polakom. Gdy premier ogłosił, że wprowadza lockdown, zestresowałam się tak bardzo, że wydawało mi się, że natychmiast dostaję temperatury. Oczywiście gdy obudziłam się następnego dnia, czułam się normalnie. Ale stres towarzyszył mi jeszcze przez wiele dni, bo podejrzewam, jak większość ludzi, boimy się tego, co nieznane.
W nowej rzeczywistości funkcjonujemy już prawie rok. Teraz boisz się mniej?
Chyba tak, choć biorąc pod uwagę liczbę zachorowań, jest dużo groźniej. Ale czas zrobił swoje i trochę się przyzwyczailiśmy. Na początku było strasznie, bo nie wiedzieliśmy, z czym się mierzymy. Teraz, przynajmniej patrząc na moich bliskich i osoby z mojego otoczenia, pogodziliśmy się z tą sytuacją. Myślę, że dzieci mnie mobilizują – Zosia, Basia i Staś. Choć sytuacja z pandemią totalnie mnie przybiła, wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na słabość. To dla nich muszę być zdrowa i silna. Im nie mogę pokazać, że się boję. Ale wierzę, że będzie dobrze, choć ten rok jest naprawdę „wyjątkowy”.
Na kilka miesięcy musiałaś przestać pracować.
Tak, jedynie mój mąż Krzysiek pracował zdalnie. Ale wszystkie plany zdjęciowe, teatry przestały funkcjonować. Całe życie musiałam ułożyć na nowo. Z jednej strony bez pracy, bez wychodzenia do ludzi było mi ciężko, a z drugiej strony miałam tyle czasu dla rodziny, jak chyba jeszcze nigdy. I z tego bardzo się cieszyłam. Myślę, że pomogło też to, że mieszkamy blisko lasu. Spacery to była nasza ucieczka. Nie wiem, jak bym wytrzymała w centrum miasta, zamknięta w mieszkaniu z trójką dzieci. Wiem, że mnóstwo osób tak żyło przez kilka miesięcy i tylko mogę sobie wyobrazić, jak bardzo to musiało być dla nich ciężkie.
Pandemia pozwoliła Ci spojrzeć na jakieś sprawy z innej perspektywy?
Pomogła mi zrozumieć, że jestem w dobrym miejscu. Dosłownie i w przenośni. Zawsze kochałam miasto. Najchętniej zamieszkałabym w Pałacu Kultury, w którym tylko grałam w Teatrze 6. piętro. A teraz w końcu w pełni cieszę się z tego, co mam.
Wcześniej się nie cieszyłaś?
Dopiero teraz ostatecznie oswoiłam to miejsce pod Warszawą, doceniłam małą społeczność, do której teraz należę, znalazłam miejsce dla siebie. Wcześniej zawsze miałam poczucie, że wrócę do miasta. Teraz już nie jestem tego taka pewna.
Osiadłaś. Może to jest też kwestia wieku. Czego innego potrzebujesz, gdy masz dwadzieścia parę lat, a czego innego, gdy masz czterdzieści. Masz szczęście, bo mimo panującej pandemii nie narzekasz na brak pracy.
Osiadłam? Chyba tak. W końcu czuję, że to nie jest dla mnie mus, tylko przyjemność. Ale nie wiem, czy to jest moje miejsce na Ziemi, takie na zawsze. Jest mi właściwie dobrze w każdym miejscu. Wszędzie potrafię się odnaleźć. A najbardziej w Hiszpanii (śmiech).
Masz szczęście, bo mimo panującej pandemii nie narzekasz na brak pracy.
Cieszę się, że mogę i mam możliwość pracować. To straszne, że praca jest teraz dla nas właściwie luksusem. Doceniam to, że mogę prawie codziennie być na planie zdjęciowym.
Nie bałaś się wrócić? Przecież wszystko było i jest nadal bardzo niepewne. W każdej chwili możesz się zarazić.
Bałam się, ale przepracowałam to sama ze sobą. Rozumiem, że ktoś boi się na tyle, że w ogóle nie wychodzi z domu. Ja codziennie podejmuję ryzyko, ale nie jestem w tym sama. Jestem odpowiedzialna, dbam o higienę, noszę maseczkę. Potrzebuję poczucia odrobiny normalności.
Stylizacja Małgorzaty Sochy: Płaszcz Bizuu, kolczyki Apart
Magazyn VIVA! 24/2020 - co jeszcze w numerze?
„Nie jesteśmy nieśmiertelni”, czyli niezwykła rozmowa z niezwykłym człowiekiem. Dominikanin OJCIEC MACIEJ ZIĘBA udziela prostych odpowiedzi na najtrudniejsze pytania.
Legendarna uczestniczka powstania warszawskiego WANDA TRACZYK-STAWSKA o tym, jak dobrze przeżyć życie i mimo wszystko być szczęśliwą w poruszającej, niezwykle szczerej rozmowie z Aliną Mrowińską.
Rodzinna opowieść z gotowaniem w tle, czyli KATARZYNA I MARCIN BOSACCY. Tylko nam opowiedzieli o tym, jak przez 24 lata nauczyli się „opanować rodzinę”, jak pogodzić karierę z życiem prywatnym i dlaczego wciąż spierają się, które pyzy – poznańskie czy warszawskie – są lepsze.
Święta nie z tej bajki, czyli GWIAZDKA U WINDSORÓW. Dlaczego w tym roku będzie inna niż wszystkie?
Stylizacja Małgorzaty Sochy: Sukienka Epuzer, beret Lui Store, biżuteria Apart, buty/ własność bohaterki - Magda Burtym